Atrakcyjny Kazimierz i Pani Róża

Marcin Jakimowicz

GN 28/2016 |

publikacja 07.07.2016 00:00

Od wieków patrzą na siebie. Dwa giganty. W jednym leży ten, który w rok po śmierci uczynił aż 172 cuda. Do drugiego ściągają pielgrzymi, by prosić o rozwiązanie spraw beznadziejnych. Gdyby nie było Rzymu, wtedy Kraków byłby Rzymem

Rodzinka Sikorskich czuje się tu jak u siebie w domu. JAKUB SZYMCZUK /FOTO GOŚĆ Rodzinka Sikorskich czuje się tu jak u siebie w domu.

Ależ ten Kazimierz zmienił się przez dekadę! Dziesięć lat temu wędrowałem po brudnych ulicach Estery, Izaaka i Jakuba, robiąc zdjęcia odrapanym ścianom, zdewastowanym okiennicom i zamurowanym witrynom sklepowym. Na murach trwała wojna między Cracovią a Wisłą (wygrywały „Pasy”). Dziś w weekend trudno znaleźć miejsce w przytulnych knajpkach, które jak grzyby po deszczu wyrastają w tej tradycyjnie żydowskiej dzielnicy Krakowa.

„Pewnego razu miano poświęcić w bożnicy zwój Pięcioksięgu. Rabbi Dawid Mosze trzymał go w rękach. Ponieważ widać było, że wielki zwój jest bardzo ciężki, jeden z żydów podszedł do rabbiego i chciał go od niego wziąć. »Kiedy już się go trzyma – rzekł rabbi – nie jest ciężki«” – czytam w „Opowieściach chasydów” w synagodze Remuh.

Knajpka na knajpce. Ruch jak w ulu. Czy to dobra zmiana? – Wizualnie tak. A duszpastersko? Liczba stałych mieszkańców Kazimierza zmniejszyła się w ciągu dekady o połowę – opowiada o. Piotr Walczak, proboszcz parafii Bożego Ciała. Modli się tu już dokładnie 10 lat.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.