Turcja równoległa

Jacek Dziedzina

GN 34/2016 |

publikacja 18.08.2016 00:00

Jest Turcja oficjalna, rządzona przez ekipę prezydenta Erdoğana. I jest Turcja nieoficjalna, budowana od lat przez Fethullaha Gülena. Jeden drugiego oskarża o niszczenie Turcji prawdziwej.

Fethullah Gülen mieszka 
na dobrowolnej emigracji w USA. Ma jednak ogromne wpływy i zwolenników w Turcji. SELAHATTIN SEVI /epa/pap Fethullah Gülen mieszka 
na dobrowolnej emigracji w USA. Ma jednak ogromne wpływy i zwolenników w Turcji.

Trudno w pełni zrozumieć to, co ostatnio dzieje się w Turcji, bez przyjrzenia się jeszcze jednemu konfliktowi, który napędza bieg wydarzeń. Tym razem chodzi nie o przerabiany już wielokrotnie spór między strażnikami laickości państwa a promotorami państwa opartego na islamie. Równie istotny jest konflikt między obecnym prezydentem a jego największym rywalem – ­Fethullahem Gülenem. Najbardziej wpływowy na Zachodzie Turek ma jednocześnie ogromne wpływy w samej Turcji. Mieszka w USA na tzw. dobrowolnym wygnaniu, ale struktury i ludzie, którzy są jego zwolennikami, działają w jego ojczyźnie. To Gülena właśnie Erdoğan oskarżył o zorganizowanie niedawnego puczu. Gülen z kolei oskarżył Erdoğana, że sam ten przewrót wyreżyserował. I jedna, i druga wersja jest tak samo prawdopodobna.

Gülen na wagę NATO

W minionym tygodniu Recep Tayyip Erdoğan zaapelował do obywateli, by „spełnili patriotyczny obowiązek”, donosząc służbom na zwolenników Gülena. Jeśli trzeba, to również na swoich znajomych i członków rodziny. Potwierdził tym samym, że wojna wypowiedziana wewnętrznym wrogom nie skończyła się na masowych aresztowaniach. Rozprawienie się z puczystami to jednocześnie okazja, by pozbyć się zwolenników przeciwnika. Zwolenników i całych struktur, funkcjonujących niemal równolegle do instytucji państwowych. Erdoğan zapowiedział „oczyszczenie” z gülenistów wszystkich przestrzeni życia społeczno-politycznego. Samo podejrzenie o związki z Gülenem miało być powodem usunięcia z zajmowanych stanowisk. Co więcej, sąd w Stambule wydał nakaz aresztowania Gülena, choć ten od lat przebywa w USA. Z tego też powodu sam Erdoğan postawił ultimatum Stanom Zjednoczonym: Waszyngton musi dokonać wyboru między utrzymaniem stosunków z Gülenem a utrzymaniem stosunków z Turcją. Brzmi to wprost jak zapowiedź zawieszenia stosunków dyplomatycznych. Z jednej strony wygląda to oczywiście mało prawdopodobnie, z drugiej jednak rozwój wypadków jest tak dynamiczny i zaskakujący (m.in. nagły zwrot w relacjach Ankary z Moskwą), a wojna Erdoğana przeciwko gülenistom jest wojną totalną, że w zasadzie każdy scenariusz trzeba brać pod uwagę.

Razem i przeciw sobie

Fethullah Gülen jest imamem reprezentującym liberalny nurt w islamie – sufizm (nie mylić z jego przeciwieństwem, jakim jest salafizm). Nurt, który dla większości muzułmanów jest herezją, podczas gdy dla części zachodnich elit ma być dowodem na możliwość pogodzenia islamu z demokracją. Gülen wybrał tzw. dobrowolne wygnanie z powodu konfliktu z elitami skupionymi w rządzącej dziś AKP i z samym Erdoğanem, którego wcześniej był sojusznikiem. Obu polityków łączyła początkowo chęć przełamania trwającej od dekad laicyzacji życia społeczno-politycznego w Turcji i przywrócenia na nowo roli islamu. Tym samym obaj chcieli pozbawić armię, pilnującą tego porządku, wpływu na ustrój państwa. Ich drogi jednak z czasem się rozeszły. Ekipa Erdoğana traktowała przywracanie islamu na salony jako etap w większym projekcie: nie tylko silnej islamizacji kraju, ale też odtworzenia, przynajmniej w jakimś stopniu, dawnej potęgi imperium osmańskiego. Gülenowi zależało zaś na stworzeniu ustroju o umiarkowanym wpływie islamu. Paradoks sytuacji polega więc na tym, że i Gülen, i Erdoğan chcieli obalić laicki ustrój, który dyskryminował głęboko wierzących muzułmanów w kraju w ponad 97 proc. muzułmańskim (mniejszości chrześcijańskie zostały wyparte nie tylko przez sułtanów, ale i za laickiej Turcji, w czasie ludobójstwa Ormian i Asyryjczyków, dziś pozostał niewielki ich odsetek), ale to „świecki” Erdoğan zamarzył o sułtanacie, podczas gdy „duchowny” Gülen chciał poprzestać na „laickości pozytywnej”, czyli przyjaznej dla religii.

Szkoły Gülena

Po wyemigrowaniu do USA Gülen założył międzynarodowy ruch Hizmet, którego zwolennicy rozsiani są po całym świecie, naturalnie przede wszystkim w Turcji. Ruch ten opiera się w głównej mierze na rozbudowanym systemie szkolnictwa. Szkoły Gülena działają dziś w prawie 160 krajach. W sumie to 2 tys. placówek, w tym oczywiście większość w Turcji. Tyle że w przypadku jego ojczyzny można już chyba mówić o tych szkołach w czasie przeszłym: prezydent Erdoğan, w ramach antygülenistowskich czystek, nakazał ich zamknięcie. W sumie specjalnym dekretem zlikwidowano 1043 szkoły prywatne, 109 akademików i wywłaszczono 15 uniwersytetów.

Erdoğan nie działa na oślep. Wie, że szkolnictwo było podstawą strategii Gülena, który kontrolowane przez swoich ludzi (ponad milion czynnych zwolenników na całym świecie, oczywiście najwięcej w samej Turcji) szkoły traktował jako kuźnie przyszłych elit, które miałyby przejąć władzę i zatrzymać kierunek, w którym prowadzą Turcję islamiści Erdoğana z jednej strony lub wierni zasadom laickości generałowie – z drugiej. Zresztą Gülen postawił też na infiltrację samej armii, stąd wersja, że nieudany pucz był jednak puczem, a nie ustawką Erdoğana, jest też prawdopodobna. To by pokazywało, że po raz pierwszy pucz miał charakter konfliktu wewnątrz samej armii, w której rosną w siłę właśnie güleniści. Czystki we wszystkich obszarach, jakie przeprowadza obecnie Erdoğan, to zatem nie tylko chęć ukarania samych zamachowców, ale rozprawienie się raz na zawsze z gülenistami i nim samym. To przedsięwzięcie na skalę, którą trudno porównać do jakiejkolwiek innej sytuacji na świecie. Oto bowiem rosnący w siłę sułtan, mający rzeczywiste silne poparcie w społeczeństwie, rozprawia się z bardzo silnym konkurentem – nawet jeśli liczbowo Gülena nie popiera aż tylu Turków, to cały system, który stworzył, obejmujący zwłaszcza szkoły i uniwersytety, przenikający do armii i najwyższych urzędów, był czymś zdecydowanie poważniejszym i silniejszym niż jakikolwiek „gabinet cieni” partii opozycyjnych.

Kto jest kim

Duża w tym zasługa charyzmy samego Gülena, którego kazania jeszcze w latach 60. i 70. XX wieku były przez wiernych nagrywane i rozpowszechniane. A o samym kaznodziei krążyły nieco ironiczne opowieści, że zwykł płakać ze wzruszenia na własnych kazaniach... System szkolnictwa, który stworzył, wypracował też jakiś rodzaj wspólnoty i wśród samych nauczycieli, i wśród uczniów oraz studentów. Wszyscy oni wiedzieli, kto jest ich patronem i w czyim imieniu mają w przyszłości zabrać głos. Co ważne, reputacja szkół Gülena była tak dobra, że wspierały je różne rządy, zarówno te bardziej laickie, jak i początkowo rząd islamskiej AKP. Dopiero gdy Erdoğan i jego ludzie zauważyli, że Gülen działa w tym wszystkim jako ich ideowy przeciwnik, postanowili zdławić wpływy ruchu Hizmet. Natomiast niedawny nieudany pucz dał ku temu dodatkowy pretekst. Dziś Erdoğan wprost oskarża i Gülena, i Amerykanów o inspirowanie zamachu stanu. Gülen, w opinii tureckich elit rządzących, od dawna jest amerykańskim agentem. To oczywiście nie jest zupełnie wykluczone. Przeciwnie, jest nawet mocno prawdopodobne. Służby specjalne supermocarstwa musiałyby wykazać się wyjątkową ignorancją, gdyby nie chciały pozyskać dla siebie tak wpływowego działacza i intelektualisty, dla którego z kolei głównym celem jest ekspansja kulturowa islamu. I tu pytanie, czy w rzeczywistości Gülen na pewno tak bardzo różni się od Erdoğana, czy też obaj panowie zwyczajnie konkurują ze sobą o rolę przywódcy, który przywróci dawną świetność Turcji.

Gülen na Zachodzie wygrywa swoim wizerunkiem umiarkowanego, liberalnego muzułmanina. Tyle że podobnie przez pewien czas traktowany był również Erdoğan, który z czasem zaczął pokazywać prawdziwe oblicze. Jak jest w rzeczywistości, trudno rozstrzygnąć w tym miejscu. Póki co wiadomo tylko, że Turcja pod rządami Erdoğana zmierza w niebezpiecznym dla Zachodu kierunku. Rzeczywista rola, jaką w tym wszystkim odgrywa Gülen, pozostaje na razie niejasna. •

Korzystałem m.in. z: Selim Koru, Husein Rasit Yilmaz, „Fethullah Gülen’s Race to the top is over” w: „Foreign Policy”, sierpień 2016.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.