Stój, bo strzelam!

Jakub Jałowiczor

GN 35/2016 |

publikacja 25.08.2016 00:00

Rzadko się zdarza, żeby policjant został skazany za niewłaściwe użycie broni. Jednak funkcjonariusze sięgający po pistolet mają się czego bać.

Wizja lokalna po śmiertelnym postrzeleniu 
kierowcy w Szczecinie wzbudziła wiele emocji. SEBASTIAN WOłOSZ/ GłOS SZCZECIńSKI/POLSKA PRESS/east news Wizja lokalna po śmiertelnym postrzeleniu 
kierowcy w Szczecinie wzbudziła wiele emocji.

Z zimną krwią odebrałeś życie chłopakowi! – krzyczała kobieta przypatrująca się wizji lokalnej przeprowadzanej w miejscu śmierci 22-letniego Cezarego W. Grupa znajomych zabitego wyzywała policję. Rzucono kilka petard. Wizję lokalną trzeba było przerwać.

Do tragicznego w skutkach zdarzenia doszło w szczecińskich Podjuchach. Policyjny patrol próbował zatrzymać czarnego seata. Kierowca nie zahamował. Według zeznań funkcjonariuszy potrącił nawet jednego z nich. Mundurowy miał oddać strzał ostrzegawczy, a potem strzelić w kierunku samochodu. Trafił Cezarego W. prosto w głowę, co zabiło go na miejscu.

Kiedy policja strzela, prawie zawsze wybucha medialny spór. Zdarzają się jednak wyjątki, jak w przypadku policjanta z Płońska, który – podobnie jak jego szczeciński kolega po fachu – strzelił do uciekającego samochodu. Wprawdzie był poza służbą, ale 29-letni kierowca okazał się pijany, dwukrotnie potrącił funkcjonariusza, a w dodatku razem z ojcem pobił go metalowym prętem. Na tyle poważnie, że po wszystkim policjant trafił do szpitala. Oprócz niego nikt nie ucierpiał – mundurowy najpierw strzelał w powietrze, a potem w koła samochodu.

Sąd: obrona 
nie jest konieczna

– Polscy policjanci sięgają po broń rzadko. Nie mogą porównywać się z Francją czy Włochami, ewentualnie z Niemcami, krajem 2,5-krotnie większym od naszego. Zasady użycia broni są tam podobne – mówi nadkom. Dariusz Loranty, były policjant.

Zgodnie z ustawą funkcjonariuszowi wolno pociągnąć za spust, kiedy broni życia i zdrowia własnego lub innej osoby, gdy przestępca usiłuje mu zabrać broń albo nie chce odłożyć niebezpiecznego narzędzia. Strzelać można też w obronie konwoju czy ważnych obiektów. W razie aresztowania lub pościgu użycie broni dozwolone jest wtedy, kiedy „istnieje uzasadnione podejrzenie”, że uciekający popełnił poważne przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu innych albo może je popełnić.

Obecne zasady użycia broni obowiązują od niedawna. Jak przypomina dr hab. Justyn Piskorski, karnista z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, w latach 90. ub.w. policjanci tłumaczący się przed sądem z użycia pistoletu mieli nie lada problem. Ich kłopoty zaczęły się od orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie funkcjonariusza, który zranił złodzieja uciekającego skradzionym samochodem. Nie miał go jak zatrzymać, więc nacisnął spust. Nikt nie zginął, obrażenia złodzieja zakwalifikowano jako średnie. SN uznał jednak użycie broni za nieuprawnione. Sędziowie orzekli, że policjant nie ma prawa powoływać się na zasadę obrony koniecznej, jeśli nie został bezpośrednio zaatakowany. W ten sposób utrudniono mundurowym strzelanie nie tylko w obronie osób trzecich, ale i we własnej.

– Orzeczenie było kuriozalne. Lata 90. to czas, kiedy policja strzelała coraz rzadziej, a przestępcy coraz częściej – mówi karnista.

W tamtym czasie skazujący wyrok usłyszał sierżant Jan Gala. Podczas interwencji na warszawskim Bródnie został zaatakowany przez grupę ludzi. Zastrzelił dwóch mężczyzn, ranił trzeciego. Nie poszedł do więzienia tylko dlatego, że gdy o sprawie zrobiło się głośno, prezydent Aleksander Kwaśniewski go ułaskawił.

Prawo zmieniło się dopiero w 2013 r. Ustawa o środkach przymusu bezpośredniego i broni palnej dała policji (i innym służbom) większe uprawnienia niż dotychczas. Jeden z przepisów jest dokładnym zaprzeczeniem tego, co 20 lat wcześniej orzekł SN – pozwala funkcjonariuszowi na oddanie strzału w obronie innej osoby.

– Zdjęto z policji straszny ciężar – komentuje obecne przepisy Dariusz Loranty. – Wcześniej w skrajnym niebezpieczeństwie policjant musiał niczym sędzia decydować o sytuacji, bo nie miał precyzyjnego przepisu. Zostało to w miarę uporządkowane.

Największy 
kłopot

Jak podkreśla były policjant, największym problemem nie są czynności prokuratorskie, ale dochodzenie wewnętrzne. Funkcjonariusz zostaje zawieszony. Dostaje wtedy połowę pensji. Przechodzi też badania psychologiczne.

– Od razu jest sugestia: sięgnął po broń, czyli nienormalny. Jeśli prokuratura nie stwierdzi nieprawidłowości, to jakim prawem badać użycie broni przez policjanta? Użył prawidłowo – i koniec. Możemy mu tylko pomóc – oburza się nadkomisarz.

Wewnętrzne dochodzenie zajmuje zwykle ok. 3 miesięcy. Dlatego według Lorantego funkcjonariusze mają awersję do używania broni zwłaszcza wtedy, gdy już raz im się to zdarzyło.

– W ostatecznej sytuacji policjant strzeli, ale ma w podświadomości to, jakie konsekwencje go spotkają – tłumaczy. Dlatego zdarzają się sytuacje, kiedy należało strzelić, ale mundurowi tego nie zrobili. Nikt jednak się do tego nie chce przyznać. – Brak reakcji w razie zagrożenia czyjegoś zdrowia i życia to podstawa do usunięcia ze służby – wyjaśnia nadkom. Loranty.

O tym, że postępowanie wewnętrzne może być bardziej dolegliwe od prokuratorskiego, przekonał się młodszy aspirant z Kutna. W kwietniu zeszłego roku przesłuchiwał na komendzie złodzieja. Padły 3 strzały, złodziej zginął. Policjant tłumaczył, że przestępca wyrwał mu pistolet z kabury i doszło do szamotaniny. Sprawa budziła wątpliwości, ale ślady balistyczne nie wykluczały wersji funkcjonariusza. Prokuratura umorzyła śledztwo, jednak młodszy aspirant prawdopodobnie nie wróci do służby. Wkrótce ma zostać zwolniony z powodu zachowania w czasie dochodzenia.

Przez palce

Sprawy o niezasadne użycie broni mogą się ciągnąć latami. Dopiero w zeszłym roku zakończył się proces czterech policjantów z Poznania, którzy w 2004 r. zastrzelili 19-latka i doprowadzili jego kolegę do inwalidztwa. 12 lat temu funkcjonariusze próbowali zatrzymać do kontroli samochód. Myśleli, że jedzie nim człowiek podejrzany o usiłowanie zabójstwa i rozbój z użyciem broni palnej. Kierowca spanikował i zamiast się zatrzymać, próbował odjechać. Padło 39 strzałów. Kierujący poniósł śmierć, a pasażer został poważnie ranny. Prokurator oskarżył mundurowych o przekroczenie uprawnień i sprowadzenie niebezpieczeństwa życia i zdrowia wielu osób. Sprawa przeszła przez wszystkie instancje sądowe. Policjanci zostali uniewinnieni, ale Sąd Najwyższy uchylił orzeczenia i kazał rozpatrzeć przypadek od nowa. Ostatecznie sąd uznał, że policjanci rzeczywiście przekroczyli uprawnienia, ale przestępstwo się przedawniło.

Bywa jednak i tak, że po latach funkcjonariusze przyznają, że wymiar sprawiedliwości im odpuszczał. „Prokuratorzy niekoniecznie chcą ud...ć policjantów, a sędziowie niekoniecznie chcą ich skazywać” – opowiadał kilka lat temu kom. Sławomir Opala, znany warszawski policjant, w książce Patryka Vegi. W tej samej książce przytoczono historię policjanta znanego jako „Królik”, który zabił przy różnych okazjach trzy osoby, bo po prostu lubił strzelać. W końcu pożegnał się ze służbą, ale nigdy nie został skazany. Zeznawał, że został napadnięty, albo i bez tego sprawa rozchodziła się po kościach.

Nadzieja

Zdaniem dr. hab. Justyna Piskorskiego polskie przepisy są bardzo podobne do tych z zachodniej Europy. Karnista podkreśla jednak, że więcej zależy od kultury działania niż od ustawy.

– W Stanach Zjednoczonych policja ma bardzo duże uprawnienia, ale też ludzie są przyzwyczajeni, żeby z nią współpracować. U nas nie ma nawyku natychmiastowego posłuszeństwa wobec poleceń funkcjonariuszy – mówi Piskorski. – To prawda, istnieje dysproporcja między uprawnieniami policji a obywatela. Ostatnio jednak przypadki nadużyć zdarzają się rzadziej niż jeszcze kilka lat temu. Daje to pewną nadzieję. •

Dostępne jest 15% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.