Francuski start, czyli chustki

Jerzy Szygiel

GN 36/2016 |

publikacja 01.09.2016 00:00

Wraz z deklaracją Nicolasa Sarkozy’ego, że weźmie udział w wyborach, we Francji rozpoczął się decydujący okres kampanii prezydenckiej.

Nicolas Sarkozy postanowił wystartować w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Francji. 25 sierpnia wystąpił na pierwszym przedwyborczym spotkaniu. GUILLAUME HORCAJUELO /EPA/pap Nicolas Sarkozy postanowił wystartować w przyszłorocznych wyborach na prezydenta Francji. 25 sierpnia wystąpił na pierwszym przedwyborczym spotkaniu.

Ktoś, kto nie śledził francuskich mediów, ale pojawiłby się na pierwszym spotkaniu wyborczym byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego (25 sierpnia), mógłby pomyśleć, że Francja oszalała. Były i jednocześnie nowy kandydat na prezydenta zaczął swe uroczyste przemówienie od… kobiecych chustek noszonych na głowach. Domagał się mianowicie zakazu noszenia takich chustek przez kobiety na terytorium całej Francji w każdym miejscu publicznym. Obiecał, że jeśli zostanie prezydentem, wprowadzi odpowiednie przepisy, by na zawsze uregulować problem chustek. Uczucie niebywałego surrealizmu ogarnęłoby każdego cudzoziemca, tym bardziej że na wielkiej sali nikt się nie dziwił.

Ten zdumiewający start wyborczy jest oczywiście konsekwencją wielkiej narodowej polemiki wywołanej przez lokalne zarządzenia zakazujące kobietom pojawiania się na plażach w burkini, owym damskim stroju plażowym, który wbrew nazwie nie przypomina ani afgańskiej burki, ani bikini, lecz raczej strój nurka. Burkini zostało wynalezione w Australii w 2004 r., gdzie cieszy się sporym wzięciem, nie tylko wśród religijnych muzułmanek. Prawie połowa klientek, niemuzułmanek, kupuje ten strój, bo właśnie przeżyły raka, bo zaraz po urodzeniu dziecka mają plażowe kompleksy, czy w końcu dlatego, że nie chcą się opalać, bo i tak mają ciemniejszą skórę, bądź uważają, że oryginalniej jest nie opalić się latem lub po prostu nie chcą się obnażać (w Azji w ogóle opalanie uważa się za dziwactwo, a w Chinach kobiety zasłaniają na słońcu twarze maskami tak, że wyglądają, jakby chciały obrobić bank).

Jak to się ma do francuskiej kampanii wyborczej? Po pierwsze, nagłośniona na cały świat dyskusja na temat burkini doprowadziła do prawdziwej eksplozji sprzedaży tego stroju w wielu krajach, a po drugie, francuskie zarządzenia antyburkini, wprowadzone przez 30 merów z partii Sarkozy’ego (Republikanie) w nadmorskich kurortach, trafiły w próżnię, gdyż we Francji ten strój jest bardzo mało popularny. Uzbrojeni policjanci, których wysłano na plaże, zaczęli w tej sytuacji wlepiać mandaty tym muzułmankom, które pozostając w lekkich ubraniach, nosiły na głowie chustki. Sarkozy poszedł za ciosem w sprawie chustek z racji potraktowania ich jako „ostentacyjnego symbolu religijnego”, czym od razu o trzy długości wyprzedził „skrajnie prawicowy” Front Narodowy, któremu zakaz chustek kobiecych nie przyszedł do głowy.

Wszystko dla Francji

Poczucie surrealizmu mogłoby się wzmóc, gdyby cudzoziemiec wiedział, że były prezydent, a obecnie kandydat na prezydenta, jest obiektem siedmiu śledztw prokuratorskich, a w dwóch sprawach został już nawet oficjalnie oskarżony. Chodzi o sprawy skomplikowane i wielowątkowe, więc jest małe prawdopodobieństwo, by Nicolas Sarkozy stanął przed sądem, zanim obejmie go prezydencki immunitet, jeśli wygra wybory. Walczy więc on w tych wyborach o własną wolność, co gwarantuje zażartą kampanię. Dwa śledztwa dotyczą bezpośrednio wyborów: jest oskarżony o oszustwa finansowe w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej z 2012 r.,
kiedy w drugiej turze stanął przeciw obecnemu prezydentowi Hollande’owi. Przegrał, mimo że – jak się okazało – jego fundusze wyborcze, przez różne fałszerstwa, dwukrotnie przekroczyły dozwolony limit. Francuzi mieli go tak dość, że wybrali kandydata zupełnie bezbarwnego i zastępczego – w końcu żelaznym kandydatem socjalistów miał być Dominique Strauss-Kahn, który odpadł z powodu słynnej afery seksualnej.

Drugie śledztwo dotyczy wyborów, które wygrał w 2007 r. Wtedy jego fundusze wyborcze osiągnęły szczyt nielegalności, gdyż przekroczyły limit trzykrotnie, dzięki wielu dziesiątkom milionów euro, które dał Sarkozy’emu na kampanię przywódca Libii, płk Kaddafi, liczący na powrót swego kraju do łask Zachodu. W zeszłym roku prokuratura potwierdziła autentyczność libijskich dokumentów, ale sprawa jest bardzo delikatna, angażująca prestiż całej Francji, więc – przynajmniej do wyborów – nic się w niej nie ruszy. Jak wiadomo, Sarkozy oszukał Kaddafiego, likwidacja państwa libijskiego przy pomocy islamistów była jego osobistym pomysłem, do którego łatwo przekonał Izrael, Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Dziś prezydent Obama mówi, że żałuje tamtej decyzji, a Sarkozy woli milczeć. Problem w tym, że zabicie Kaddafiego otworzyło drogę do masowej imigracji do Europy i doprowadziło do powstania silnego terytorium Państwa Islamskiego w regionie Syrty, które teraz zagraża bezpośrednio Europie, w tym Francji. Według doniesień służb włoskich, jeśli we Francji dojdzie jesienią do zamachów na „wielką skalę”, to sprawcami będą właśnie międzynarodowi dżihadyści z Libii, nie z Syrii czy Francji.

Nielegalna imigracja znalazła się w centrum jego programu wyborczego. Tak samo w 2007 r. Sarkozy, potomek powojennych węgiersko-żydowskich imigrantów, obiecywał powstrzymanie imigracji. Wyszło na odwrót: przyjął milion legalnych i około dwóch milionów nielegalnych (Hollande powtarza dokładnie ten sam wynik). To był rekord od lat 50. i 60. ub. wieku, kiedy francuska oligarchia sprowadzała milionami tanich robotników z północnej Afryki, by zamrozić lub obniżać płace robotnicze. W dniu rozpoczęcia nowej kampanii Sarkozy wydał programową książkę „Wszystko dla Francji”, w której przejmuje sporo pomysłów Frontu Narodowego, by przyciągnąć jego wyborców. Ale robi to też rządząca Partia Socjalistyczna, a i inni kandydaci licytują w tę stronę, gdyż zbyt duża imigracja jest odbierana jako poważny problem społeczny i polityczny. Na razie wiarygodność Sarkozy’ego jest niewielka: według ostatnich sondaży 79 proc. Francuzów nie chciałoby go widzieć drugi raz na prezydenckim fotelu. To tylko o 1 proc. mniej niż w przypadku Hollande’a.

Kto poza 
Marine Le Pen?

Od dwóch lat wszystkie badania opinii publicznej niezmiennie wskazują, że szefowa Frontu Narodowego (FN) Marine Le Pen na pewno wejdzie do drugiej tury przyszłorocznych wiosennych wyborów. To znaczy, że całej dotychczasowej klasie politycznej, „lewicy” i „prawicy”, które upodobniły się do siebie jak dwie krople wody i na zmianę dzielą się rządami od ponad 35 lat, zostanie tylko jedno miejsce. To jest wielka nowość tych wyborów. Tę sytuację mogłyby zmienić jedynie jakieś nadzwyczajne okoliczności lub zorganizowana prowokacja medialno-polityczna. Czy tym drugim będzie Sarkozy? Najpierw w listopadzie musi pokonać w partyjnych prawyborach 13 innych kandydatów, mając dobre 20 proc. straty do ich faworyta, byłego premiera i wielokrotnego ministra Alaina Juppé, klasycznego centrysty w łonie Republikanów. Juppé nie zamierza łowić wyborców FN, gdyż to z góry wygląda na przegraną sprawę. Celuje w wyborców rozczarowanych Hollande’em, których jest bardzo dużo. Jeśli wygra prawybory i wejdzie do drugiej tury, dojdą mu głosy lewicy i zostanie prezydentem.

Hollande odłożył decyzję o kandydowaniu na grudzień, bo na razie jego szanse są iluzoryczne – mógłby wejść do drugiej tury tylko na skutek nadzwyczajnego rozbicia głosów i bezpośrednio po jakimś zamachu terrorystycznym, kiedy zawsze jego popularność, jako „obrońcy”, na krótko rośnie. Wówczas mógłby też wygrać całe wybory, gdyż wobec popularności Le Pen prawica, zgodnie z obecnymi układami politycznymi, wezwałaby do głosowania na niego. Jest to jednak bardzo teoretyczne. Z drugiej strony tylko on gwarantuje ograniczoną antyrosyjskość Francji, gdyż zdecydowana większość Republikanów, cały FN, Partia Lewicy i wielu polityków różnorodnej prawicy, mając na uwadze walkę z terroryzmem i kwestie gospodarcze, chcą zakończenia sankcji przeciw Kremlowi i nawiązania wojskowej współpracy z Rosją w Syrii.

We Francji wojna NATO z Rosją wydaje się kompletną abstrakcją. Są inne problemy – bezrobocie, zadłużenie państwa, coraz trudniej znoszona imigracja i kwestia tożsamości narodowej, stosunek do Unii Europejskiej. To one będą w centrum debaty wyborczej, nie chustki. Zresztą w dzień po hucznych zapowiedziach Sarkozy’ego w sprawie chustek francuska Rada Stanu (odpowiednik naszego Najwyższego Sądu Administracyjnego) zdelegalizowała – w imię wolności podstawowych obywateli – plażowe zarządzenia antyburkini. W tej sytuacji zakaz noszenia chustek będzie niemożliwy do wprowadzenia.
•

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.