Ja cię solę!

Marcin Jakimowicz

Gość Niedzielny 40/2016 |

publikacja 29.09.2016 00:00

W niedalekim Krakowie dzieci opowiadają sobie bajkę o Smogu Wawelskim i widzą, czym oddychają. A tu? Można odetchnąć pełną piersią powietrzem czystym jak łza. A w podziemnych korytarzach zdetonować potężny ładunek.

Każdego dnia 180 kuracjuszy spędza w podziemiach 6,5 godziny. ROMAN KOSZOWSKI /FOTO GOŚĆ Każdego dnia 180 kuracjuszy spędza w podziemiach 6,5 godziny.

A teraz proszę energicznie zakręcić korbką i mocno uderzyć w przycisk. Robię, co rozkazał przewodnik. Buuuuum! – potężna eksplozja wstrząsa ścianami kopalni. Pod stopami trzęsie się ziemia. Efekt piorunujący!

Jestem na otwartej przed czterema laty trasie górniczej kopalni soli w Wieliczce. W miejscu, gdzie należy dotykać eksponatów i na własnej skórze można poczuć, jak pracowali przez wieki małopolscy górnicy. Do dziś w Wieliczce produkuje się sól warzoną. Z wycieków kopalnianych uzyskuje się 10 tys. ton soli rocznie. W kopalni pracuje w tej chwili kilkuset górników.

Chodniki trasy górniczej to zaledwie 1 proc. wielickich korytarzy. Połączone w jeden tunel miałyby długość prawie 300 kilometrów. To przecież odległość z Krakowa do Warszawy!

Ciemność, widzę ciemność!

Eksperyment z wybuchem przygotowany jest w najmniejszych detalach. Maszyneria wprawia w drżenie posadzkę i mamy wrażenie, że naprawdę zdetonowaliśmy ładunek rozsadzający solidny blok skalny. Po co? By uzyskać beczkę załadowaną towarem, który w wiekach średnich był droższy od złota. Przed wiekami ze względów wentylacyjnych pracowano tu przez pół roku: od św. Marcina do św. Wojciecha, a wydobycie soli z żup krakowskich zabezpieczało jedną trzecią skarbu państwa – opowiada nasz przewodnik Ignacy Stanek (przemierzył kopalnię wzdłuż i wszerz, zwiedził większość tutejszych wyrobisk. Mam wrażenie, że zjedliśmy razem… beczkę soli).

W „głębokiej podstawówce” wędrowałem podziemnymi korytarzami, by zwiedzić najpopularniejsze kopalniane komnaty. Przed sześciu laty udałem się na podziemną pielgrzymkę. Modląc się 135 m pod ziemią, wpatrując się w wykute w szarej bryle krucyfiksy, dziękowałem Temu, który słono zapłacił za nasze zbawienie. A teraz? Czas na zasmakowanie górniczej codzienności i… podreperowanie zdrowia.

„Ciemność, widzę ciemność” – mogę zawołać za Jerzy Stuhrem. Źródłem światła są górnicze lampki, które trzymamy w dłoniach. I tak przez trzy godzinki. Ubrani jesteśmy w górnicze uniformy. Na popularnej trasie turystycznej wszystko jest świetnie oświetlone i idealnie płaskie (kopalnię mogą zwiedzać nawet osoby niepełnosprawne!). Tu, na odcinku górniczym, musimy radzić sobie sami. W pełnym „rynsztunku” ślepra. Nic dziwnego, że wpuszcza się tu dzieci dopiero od 10. roku życia (lampa, pochłaniacz, kask troszkę jednak ważą).

Zza zakrętu słychać… rżenie. Konie? Tutaj? W Wieliczce spotka się czasami mysz (nietoperze tu się nie zapuszczają). Ale konie? To kolejna dźwiękowa niespodzianka. Wchodzimy na teren byłej stajni.

Aż wióry lecą!

Zakładamy ochronne rękawice i okulary i chwytamy za piłę. Pulsującą w uszach ciszę podziemnych korytarzy przerywa miarowy dźwięk piłowania. Z belki lecą wióry. „Zwiedzanie przez dotykanie” to pomysł na muzealną ekspozycję, który sprawdza się na całym świecie. Przebijamy się dalej przez gęstą jak smoła ciemność…

Ogromne wrażenie robi szklana posadzka nad głęboką na 28 m oświetloną przepaścią. Czujemy się jak Gandalf i reszta Drużyny Pierścienia w kopalniach Morii. Nie ma smoka? A kto to powiedział? W korytarzach Solilandii nie mogło zabraknąć i takiej atrakcji.

Nie ładujemy soli na taczki czy wagoniki. Znamy swoje możliwości. Jeden metr sześcienny waży ponad dwie tony!

Pod ziemią można przekonać się, że hasło „Szczęść Boże” nie jest tanim chwytem marketingowym. To staropolskie pozdrowienie słychać tu na każdym kroku. – Nawet za socjalizmu, gdy do kopalni zjeżdżali przedstawiciele komitetu partyjnego, napotkanych w korytarzach górników pozdrawiali tym zawołaniem – uśmiechają się przewodnicy. – Obok największej kaplicy solnej na świecie pod ziemią funkcjonowało aż 40 innych miejsc modlitwy. Świadczy to o ogromnej religijności małopolskich górników, którzy w podziemnych korytarzach mozolnie wykuwali kaplice.

Kopalnia pomysłów

Na busach, do których wsiadają zagraniczni turyści w Krakowie, widnieją dwa hasła: „Auschwitz” i „Wieliczka”.

Kopalnia (spółka Skarbu Państwa) to potężny konglomerat, pracodawca i firma napędzająca życie niewielkiej Wieliczki. To dzięki niej miasteczko oddalone od Krakowa zaledwie o 15 km pulsuje życiem. Po podziemnych trasach w ubiegłym roku wędrowało 1 mln 390 tys. ludzi, a wycieczki z całego świata oprowadzało 420 przewodników. Do podziemnych korytarzy zjeżdża każdego dnia około 3–4 tys. turystów (w sezonie dwukrotnie więcej; a w tym roku rekordowy był weekend na początku sierpnia, gdy na podziemnie trasy ruszyło powyżej 9 tys. osób).

Kopalnia działa nieprzerwanie od połowy XIII wieku. Od tego czasu górnicy wyrobili w niej 7,5 mln metrów sześciennych tzw. pustek poeksploatacyjnych. Na dziewięciu poziomach, sięgających w głąb do 327 m, wybrano sól z 2040 komór. Wystarczyłoby jej na budowę trzech piramid Cheopsa, a pod ziemią śmiało ukryłyby się trzy, ustawione jedna na drugiej, katedry Notre Dame. W 1978 r. kopalnia została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO.

Wieliczka jest atrakcją turystyczną od 600 lat. Pierwsi turyści maszerowali podziemnymi korytarzami już w średniowieczu, na zaproszenie królów, książąt i miejscowych żupników. Masową turystykę rozpropagowali pod koniec XVIII w. Austriacy. Solnych ścian dotykali Kopernik, Goethe, Staszic, Chopin, Mendelejew, Matejko, Paderewski czy Piłsudski. To również najchętniej odwiedzana kopalnia świata.

Lekcja oddychania

Pora na podreperowanie zdrowia. I lekcję oddychania. Drzwi nowoczesnej windy zamykają się z szelestem. Lądujemy 135 m pod ziemią. W uzdrowisku. Tu zawsze jest dobra pogoda. Nie leje, nie trzeba zwiewać przed upałem. Nie ma wiatru. Zaraz, zaraz. Naprawdę nie ma? Żeglarz Mateusz Kusznierewicz wpadł przed 12 laty na niecodzienny pomysł. Chciał pożeglować tam, gdzie nikt dotąd tego nie robił. Mistrz olimpijski wskoczył więc na deskę windsurfingową i poszybował na wodach słonego jeziora w komorze Erazma Barącza. Skąd Kusznierewicz wytrzasnął podziemny wicher? Sportowca popychała solidna dmuchawa.

Oddychamy pełną piersią. Powietrze czyste jak łza. Przefiltrowane naturalnie, pod względem czystości porównywalne z „zielonymi płucami Polski”. Walory? – Wysokie stężenie chlorku sodu, czystość mikrobiologiczna – wylicza nasza przewodniczka po części uzdrowiskowej, lekarka Magdalena Paciorek. – Na podziemny mikroklimat mają wpływ: izolacja od czynników zewnętrznych, stabilne warunki klimatyczne, redukcja promieniowania elektromagnetycznego, niska temperatura powietrza (każdego dnia 10–12 st. C) i wilgotność na poziomie 90 procent. To sprawia, że do kopalni zjeżdżają ludzie cierpiący na choroby górnych i dolnych dróg oddechowych. Sól w medycynie przeżywa dziś swój renesans: popularne są płukania i inhalacje.

Każdego dnia około 180 kuracjuszy spędza w podziemiach 6,5 godziny. By dojść na teren uzdrowiskowy, muszą przejść podziemnym korytarzem 800 metrów. To prawdziwy spacer zdrowia. Na miejscu nie próżnują. Są i zajęcia gimnastyczne (maluchy z przedszkola skaczą właśnie na wielkich gumowych piłkach), i podziemna siłownia. Po rehabilitacyjnym treningu można usiąść, by odsapnąć i poczytać. Nad biblioteczką unosi się mgiełka. Fontanna sprawia, że solny aerozol dociera do najdalszych kątów podziemnej komnaty.

Jak odkryto lecznicze właściwości Wieliczki? Już w XIX w. lekarz Feliks Nepomucen Boczkowski zaobserwował, że górnicy rzadko chorowali i właściwie nie skarżyli się na dolegliwości związane z drogami oddechowymi. Rozpoczął badania. Okazało się, że walory zdrowotne kopalni są niepodważalne.

Świetnie czują się tu alergicy. Alergia to koszmar XXI wieku. Dzieci faszerowane są lekarstwami, sterydami, które sprawiają, że kwitnące drzewa czy obecność domowego kota nie zatykają im nosów. – Często trafiają do nas ludzie, gdy lekarze stwierdzą: „Wykorzystaliśmy już możliwości leczenia farmakologicznego. Poddajmy pacjenta działaniu czystego środowiska, nawilżmy mu drogi oddechowe, dajmy im szansę regeneracji” – opowiada Magdalena Paciorek.

Słone paluszki

Pamiętam zdjęcia sprzed 30 lat: pacjenci smacznie śpiący na łóżkach w wielkiej podziemnej komnacie (turnus składał się z dziesięciu zjazdów nocnych). Nowoczesne uzdrowisko ruszyło pełną parą w 2003 roku. Powietrze ma wyjątkowy skład, zawiera aerozol solny, zjonizowane mikroelementy i charakteryzuje się wysoką czystością mikrobiologiczną oraz bardzo niskim poziomem alergenów (pyłki, grzyby, roztocza).

Wyjeżdżamy na powierzchnię. Największa tężnia południowej Polski przypomina średniowieczny gród. Po gałązkach tarniny (czyli dzikiej śliwy) spływa słony deszcz. Konstrukcja oparta jest na solidnych modrzewiowych belkach. Drewno to w warunkach wilgoci wytrzymuje aż 500 lat. Kuracjusze i turyści wdychają powietrze z solanką wypływającą z podziemi.

„Wy jesteście solą ziemi”. Ten cytat wracał jak bumerang, gdy zwiedzałem podziemne korytarze. Szkolna wycieczka, która maszerowała przed nami, sprawdzała, jak ewangeliczna dewiza sprawdza się „w praniu”. Dzieciaki dotykały ścian i próbowały, jak smakują solne nacieki. Nikt nie musiał ich przekonywać, że Wieliczka to kopalnia, że palce lizać.

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.