Specjalny klient

Maciej Legutko

Gość Niedzielny 41/2016 |

publikacja 06.10.2016 00:00

Izrael zawarł właśnie kolejną umowę na dostawę sprzętu wojskowego z USA. 10-letni kontrakt opiewa na zawrotną sumę 38 mld dolarów.

Dzięki amerykańskim pieniądzom Izrael będzie mógł m.in. powiększyć i tak już największą w regionie eskadrę supernowoczesnych myśliwców wielozadaniowych F-35. TOM REYNOLDS /epa/pap Dzięki amerykańskim pieniądzom Izrael będzie mógł m.in. powiększyć i tak już największą w regionie eskadrę supernowoczesnych myśliwców wielozadaniowych F-35.

Nasze zaangażowanie w bezpieczeństwo Izraela jest niezmienne i oparte na szczerej i niezłomnej trosce o jego mieszkańców i o przyszłość państwa – tak skomentował podpisaną we wrześniu umowę prezydent USA Barack Obama. Oba kraje po raz kolejny potwierdziły specjalny charakter wzajemnych relacji i nierozerwalność sojuszu militarnego. 38 mld dol., które popłyną na Bliski Wschód w ciągu 10 lat (od 2019 do 2029 roku), to największa w historii pomoc Stanów Zjednoczonych dla jednego kraju i ponad połowa amerykańskiego wsparcia dla innych państw. Jak skrzętnie wyliczył ukazujący się w Tel Awiwie dziennik „Haaretz”, od 1962 r. Izrael otrzymał z USA cywilną i wojskową pomoc wartą w sumie 130 mld dol. – więcej niż wszystkie kraje Afryki i Ameryki Łacińskiej razem wzięte. Premier Benjamin Netanjahu ogłosił wielki sukces i potwierdzenie tego, że twarda polityka międzynarodowa i asertywne stanowisko, nawet w relacjach z USA, mogą przynieść wymierne korzyści. W samym Izraelu nie brakuje jednak słów krytyki, że to „łabędzi śpiew” szefa rządu, ponieważ umowa w rzeczywistości jest bardziej niekorzystna niż dotychczasowa, a izraelska pozycja na arenie międzynarodowej ulega nieustannemu osłabieniu. Czy narzekania na pomoc wartą 38 mld dol. są rzeczywiście uzasadnione?

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.