publikacja 13.10.2016 00:00
Na ukraińskiej prowincji, w szkołach, domach kultury, a nawet na uniwersytetach, czuć pleśń. Na dodatek w oknach wiszą grube zasłony, broniące wstępu słońcu. To metafora tego, co dzieje się z tym, marzącym o swojej sławie, krajem.
Kay Nietfeld /dpa/pap
Aleja Bohaterów w Kijowie. W grotach z kostek brukowych są umieszczone, umocnione na dykcie, zdjęcia zabitych na Majdanie.
W kijowskim metrze ktoś przekreślił rosyjski napis „rodina” (rodzinny kraj), a zostawił to samo słowo po ukraińsku. Jakby nie zdarzył się Majdan i w ten sposób musiał przypominać, że walkę o Ukrainę trzeba toczyć w podziemiu.
Koszule
Na Ukrainie czas liczy się od Majdanu. Ludzie mówią, że to czy tamto zdarzyło się rok albo dwa lata po Majdanie. W ten sposób wyrażają szacunek i uznanie wobec tamtych wydarzeń i nowej epoki, którą miały przynieść. Ale jest, jak jest, i widać gołym okiem, że nowe nie nastało. Z jednej strony ekskluzywne butiki kuszą wystawami przy ulicach prowadzących na plac Niepodległości. Elegancka sukienka czy marynarka kosztuje w nich kilkanaście tysięcy hrywien. Z drugiej – w Szkole Podstawowej numer 2 w mieście Nieżyn, na północy kraju, pani higienistka sprawdza dzieciakom głowy, czy nie mają wszy. Widać, że to czynność standardowa, bo żaden uczeń się nie buntuje. Większość maluchów nosi koszule wyszywane w regionalne wzory i białe kołnierzyki pod szyją, a jednak ten rytuał oglądania włosów musi być czymś uzasadniony.
Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.