Dziki Zachód

Maciej Kalbarczyk

GN 1/2017 |

publikacja 05.01.2017 00:00

Polscy kierowcy wolą wyjeżdżać w trasy do państw byłego bloku sowieckiego. Tam czują się bezpieczniej niż w Europie Zachodniej.

Łukasz Trojanowski od 12 lat pracuje jako kierowca TIR-a. Jeździ po całej Europie – od Estonii po Portugalię. ks. Marcin Siewruk /Foto Gość Łukasz Trojanowski od 12 lat pracuje jako kierowca TIR-a. Jeździ po całej Europie – od Estonii po Portugalię.

Boję się. Proszę zobaczyć, co się udało w Nicei, a teraz w Berlinie. Kierowca jest jak na widelcu: podejdzie do mnie trzech i nie mam nic do powiedzenia – mówi Marcin Pietras. Ma 26 lat, jeździ od czterech, na co dzień pracuje w Niemczech. Nie bez powodu rozpoczyna naszą rozmowę od wspomnienia zamachu we Francji. W lipcu 2016 r. na tzw. Promenadzie Anglików po raz pierwszy terroryści na tak dużą skalę użyli ciężarówki jako broni. Kierujący nią Tunezyjczyk zamordował wtedy 87 osób. Sytuacja powtórzyła się pod koniec ubiegłego roku, kiedy islamista porwał ciężarówkę na polskich numerach i wjechał nią w tłum spacerujących na terenie jarmarku świątecznego w stolicy Niemiec. Zginęło 12 osób. W czasie masakry w pojeździe znajdował się kierujący nim wcześniej Łukasz Urban. On także został zamordowany.

Właściciel firmy spod Gryfina, dla której pracował nasz rodak, mówi GN, że większość jego załogi dalej realizuje zlecenia, ale niektórzy podupadli psychicznie. – Jeden z moich kierowców powiedział mi, że nie pojedzie w trasę, załamał się. Tych, którzy jeszcze dostarczają towar, staram się szybko ściągnąć na święta do domu – mówi Ariel Żurawski kilka dni przed Bożym Narodzeniem.

Kierowcy, z którymi rozmawiamy, przyznają, że wykonywanie tego zawodu zaczyna być coraz bardziej niebezpieczne. – Jeszcze cztery lata temu takie rzeczy były nie do pomyślenia, na parkingach spało się z otwartymi oknami – mówi Marcin Pietras.

Dostępne jest 17% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.