Ta ziemia żyje nami

Katarzyna Matejek

publikacja 29.06.2017 04:30

Zjeść w pruskiej gospodzie, skreślić parę słów gęsim piórem, a może rozsunąć półki magazynu archiwalnego? Koszalinianie mieli trudny wybór, jak spędzić I Noc Archiwów.

Jakub Panek prezentuje wóz taborowy 2. Pułku Ułanów. Katarzyna Matejek /Foto Gość Jakub Panek prezentuje wóz taborowy 2. Pułku Ułanów.

Nad wejściem do „Niemieckiego Dębu” – gospody z początku XX w. – wisi szyld z dębowych liści. Za stołem siedzą żołnierze pruscy z Landsturmu, czyli pospolitego ruszenia, towarzyszą im panie. Zapraszają, by się dosiąść i poczęstować jadłem: babką, ogórkami kiszonymi, słoniną albo jagodową nalewką. Hm, czemu nie? Archiwum Państwowe nie po raz pierwszy otworzyło swoje bramy dla mieszkańców; dotąd można było obejrzeć jego zasoby np. podczas Nocy Muzeów, ale „Piknik rodzinny w archiwum, czyli Noc Archiwów po raz pierwszy”, który odbył się 15 czerwca w Koszalinie, to pierwsza taka impreza w kraju.

– Wiemy, że mamy licznych miłośników, mamy także czym się podzielić, dlatego zdecydowaliśmy się na taką niezależną imprezę – powiedziała Joanna Chojecka, dyrektor koszalińskiego oddziału Archiwum Państwowego. Cieszy się, że tym razem mogła zaprosić koszalinian nie tylko na piętra gmachu, ale też na dziedziniec. Na posesji stanęło wiele pawilonów, które zagospodarowali kolekcjonerzy, szachiści, plastycy.

Barw towarzystwu dodały grupy historyczno-rekonstrukcyjne, wśród nich rycerze, ułani, prusacy, pancerniacy. Zaparkowali tu miłośnicy małych i wielkich zabytkowych automobili: osobówek, kolejki wąskotorowej czy milicyjnego stara zwanego dyskoteką. Wszyscy gotowi do nocy opowiadać i wciągać ciekawskich w swoje pasje, umiejętności, a przede wszystkim w poczucie dumy ze znalezienia swojego miejsca w kulturze ziemi koszalińskiej. Imprezie towarzyszyły I Koszalińskie Targi Książki, obecni byli wydawcy oraz amatorzy wymiany książek w ramach bookcrossingu.

Mała ojczyzna

Nawet jeśli kogoś w zaułek przy ul. Skłodowskiej-Curie zawiódł tylko aromat gorących przysmaków, to po kilkudziesięciu minutach ucztowania, konkursów i zabawy mógł, być może po raz pierwszy w życiu, wejść do gmachu archiwum. I zobaczyć, jakie skarby z przeszłości miasta skrywali w domach kolekcjonerzy. Albo wejść do magazynów archiwalnych i pokierować regałami przesuwnymi, pełnymi kilometrów dokumentów. Albo dowiedzieć się, jak konserwować rodzinne archiwalia czy rozrysować drzewo genealogiczne. Mógł chwycić za gęsie pióro i poczuć się niczym niemiecki kancelista sprzed wieku lub rozszyfrować dawne rodzaje pisma.

To nie przypadek, że imprezę współorganizowała katedralna Akcja Katolicka. Kilkudziesięciu katolików z tego stowarzyszenia chciało podczas pikniku pokazać nie tylko to, czym zajmują się na co dzień, ale też że są związani z miastem, jego przeszłością. – Utożsamiamy się z Koszalinem, to nasza mała ojczyzna – powiedział Jarosław Świątek z AK. – Niezależnie od tego, czy przybyliśmy tutaj w latach powojennych, czy też tutaj się urodziliśmy, uznajemy, że to jest nasza ziemia, że chcemy kultywować jej kulturę i pokazywać, że ona żyje również nami.