publikacja 06.07.2017 00:00
O tym, co czuje myśliwy strzelający do zwierząt, i o pożytkach płynących z łowiectwa mówi katowicki łowczy okręgowy Mariusz Miśka.
józef wolny /foto gość
Mariusz Miśka pełni funkcję przewodniczącego Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Katowicach
Jarosław Dudała: Co czuje myśliwy? Co Pan czuje, gdy strzela w lesie do zwierzęcia?
Mariusz Miśka: Czuję głęboką odpowiedzialność. Przeszywa mnie odpowiedzialność za to istnienie, które Pan Bóg stworzył. Górę biorą jednak względy gospodarcze. Myślę, że ten strzał pomoże rolnikowi, niepotrafiącemu któryś rok z rzędu wyhodować w pełni swoich upraw.
Mówi Pan o odpowiedzialności za stworzenie, ale zabija je Pan…
Nie zabijam go dlatego, że czerpię z tego przyjemność. Uśmiercam je, ponieważ to jest potrzebne. Weźmy np. dzika. Zaczyna się nam otwierać japoński rynek wieprzowiny. Rynek o wartości 2 mld zł. Ale ten rynek potrzebuje pieczątki: „Wolne od ASF” (afrykańskiego pomoru świń). Dzik jest jednym z głównych roznosicieli tej choroby. Jedna locha wydaje na świat nawet do 15 prosiąt rocznie. Jeśli nie będziemy redukowali liczby tych zwierząt, to zagrożenie idące od wschodu dojdzie do Wielkopolski, a wtedy nasza produkcja trzody chlewnej w ogóle przestanie istnieć.
Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.