Gwiazda Dawida w... bucie

Justyna Liptak

publikacja 22.07.2017 06:00

– Każdy artefakt związany z byłym obozem KL Stutthof ma charakter osobisty i pomaga w przekazywaniu tego, co wydarzyło się w tym miejscu – mówi Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum w Sztutowie.

M.in. takie eksponaty można obecnie zobaczyć w placówce. Obowiązkowe ubranie kobiet w obozie. Na piersi naszyty numer i trójkąt klasyfikujący osadzonych do odpowiedniej grupy – żółta gwiazda Dawida oznaczała osoby pochodzenia żydowskiego. Justyna Liptak /foto gość M.in. takie eksponaty można obecnie zobaczyć w placówce. Obowiązkowe ubranie kobiet w obozie. Na piersi naszyty numer i trójkąt klasyfikujący osadzonych do odpowiedniej grupy – żółta gwiazda Dawida oznaczała osoby pochodzenia żydowskiego.

Są skrupulatni. Żartobliwie mówią o sobie: „leśny wydział dochodzeniowy do spraw historycznych”. Dzięki ich pracy w niedługiej przyszłości ekspozycja w Sztutowie zdecydowanie się powiększy.

Splot ludzkich losów

Teren byłego obozu KL Stutthof to ok. 120 hektarów. Dzisiejsze muzeum zajmuje powierzchnię jedynie ok. 20 hektarów. Przed archeologami stoi więc nie lada wyzwanie – zbadania łącznie obszaru 100 hektarów, należącego obecnie do Lasów Państwowych. Zadanie to realizują konsekwentnie od 2015 roku. – Wtedy też ruszyły prace. Już pierwsze poszukiwania przyniosły bardzo dobre rezultaty, chociaż, niestety, nadal zdarzają się osoby, które na własną rękę poszukują pozostałości po obozowym życiu, a znaleziska wystawiają na sprzedaż w internecie. Taki incydent miał nawet miejsce w tym roku – mówi Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku, który m.in. sprawuje merytoryczną pieczę nad pracami.

Na szczęście, dzięki pracy archeologów, „dzicy kopacze” mają w chwili obecnej nikłe szanse na znalezienie jakichkolwiek artefaktów. – Prace idą sprawnie i od początku roku zgromadziliśmy całkiem pokaźną liczbę przedmiotów, więc to miejsce przestaje być atrakcyjne dla poszukiwaczy – dodaje rzecznik. Liczne manierki, menażki czy łyżki, a także guziki, części garderoby i kawałki porcelany, jak również zabawki – to tylko niewielki obraz tego, co udało się odkryć w czasie rozpoczętych na początku wiosny tego roku prac. Niektóre rzeczy już czekają na konserwację, a inne dopiero na przypisanie im właściwej funkcji. – Wśród znalezisk znajdują się przedmioty należące do więźniów, do załogi obozowej, będące własnością żołnierzy, m.in. niemieckich, jak również artefakty z wczesnego PRL i rzeczy będące własnością uchodźców z Prus Wschodnich i ludności cywilnej. To pokazuje, jak wiele ludzkich losów splatało się w tym miejscu – podkreśla M. Tymiński.

Kółka z deski rozdzielczej

– Każdy przedmiot to inna historia. Niestety, nie każdą udaje się o odkryć i opowiedzieć... Przynajmniej nie od razu – mówi Mirosław Piskorski ze Strefy Historycznej Wolnego Miasta Gdańsk oraz Fundacji Bowke, badającej najnowsze dzieje Pomorza. Taka sytuacja miała miejsce, kiedy podczas prac archeolodzy natrafili na aluminiowe kółka o grubości ok. 3 mm i różnej średnicy. – To była dla nas zagadka, bo początkowo nie mogliśmy przypisać tego przedmiotu do obozowych realiów – mówi M. Piskorski. Upór w dążeniu do odkrycia przeznaczenia znaleziska sprawił, że owe kółka stały się eksponatem o ciekawej historii. – Na terenie obozu działy zakłady Deutsche Ausrüstungswerke, czyli DAW, które nie tylko wyposażały niemieckie wojska w buty, mundury i materiały na front, ale również produkowano w nich m.in. aluminiowe tablice będące podstawą deski rozdzielczej w samolocie. Znalezione przez nas kółka były odrzutem z dziur, które wycinano na zegary. Co ciekawe, produkowany w obozie model podstawy tablicy rozdzielczej montowany był w dosyć rzadkiej maszynie – wyjaśnia M. Piskorski. Nie jest to jedyny tego typu eksponat, który udało się odkopać. – Mamy rzeczy dosyć unikatowe, jak np. element niemieckiego wozu pancernego, który był wyprodukowany w liczbie jedynie kilkunastu sztuk w Zakładach Schichaua w Elblągu. Wozy te zostały dostarczone w okolice Sztutowa i tam najprawdopodobniej zakończyły swoje funkcjonowanie. Wiedzieliśmy, że takie maszyny istniały, jednak nie zachowało się żadne zdjęcie, a jedynie opisy jednostki. Nam się udało znaleźć część, którą zidentyfikowaliśmy jako pozostałość takiego pojazdu. To bardzo cenne odkrycie dla historii sprzętu pancernego – podkreśla M. Piskorski.

Archeolodzy w swoich poszukiwaniach muszą być bardzo uważni, bo czasami znaleziony przedmiot skrywa dodatkową tajemnicę. – Skórzaną gwiazdę Dawida znaleźliśmy w... bucie. Obóz wymuszał pewne zachowania – chowano i ukrywano przedmioty szczególnie ważne i cenne, żeby nie wpadły w niepowołane ręce, m.in. esesmanów, którzy by je skonfiskowali – wyjaśnia M. Tymiński. Dlatego każdą odnalezioną rzecz należy dokładnie zbadać – upewnić się, że nie ma na niej jakichś napisów czy informacji, które pozwoliłyby przypisać ją do konkretnej osoby. – Kawałek menażki, papierośnice albo bakelitowe pudełka trzeba zawsze dokładnie doczyścić, żeby przekonać się, czy nie zostało na nich wydrapane imię, nazwisko albo adres. Mamy w zbiorach m.in. dekiel od manierki, na którym widnieje brama obozu i swastyka, co sugeruje, że właścicielem przedmiotu był esesman – wyjaśnia M. Piskorski.

Tego nie ma nigdzie

Wśród tegorocznych znalezisk jest też plakieta przedstawiająca wizerunek Józefa Piłsudskiego. – Pamiętajmy, że w okresie II RP w dobrym tonie było mieć portret, popiersie czy taką właśnie plakietę z podobizną Marszałka. Moim zdaniem, do obozu trafiła w okresie, kiedy przywożono tu osoby z powstania warszawskiego – mówi M. Piskorski. Czasami znalezione rzeczy są drobne, jak np. guziki od mundurów łotewskich esesmanów. – Komuś może się wydawać, że to takie nic – mały guzik, a tymczasem, po konsultacjach z dyrektorem KL Auschwitz dr. Piotrem Cywińskim, ustaliśmy, że żadne muzeum w Polsce tego typu eksponatu nie posiada. Jest to zatem drobny, ale wystawienniczo i historycznie cenny i unikatowy materialny ślad dotyczący Stutthofu – tłumaczy M. Tymiński. W trakcie badań archeologicznych natrafiono również na porcelanę. – Ewenementem tego znaleziska jest to, że esesmani znakowali części porcelany należące do poszczególnych kompanii wartowniczych, a były takie 4. Ta metoda stosowana była tylko w KL Stutthof. Interesujące jest, że kompania nr 3 oddelegowana była gdzieś pod Toruń i porcelany z tym numerem nadal brakuje w naszych zbiorach – wyjaśnia M. Piskorski.

W czasie tegorocznych prac udało się dokonać jeszcze jednego bardzo interesującego odkrycia. – Zlokalizowaliśmy łotewską ziemiankę, w której znajdował się kompletny piec – mówi M. Piskorski. I o ile wiadomo, że ziemianka służyła do mieszkania, o tyle tajemnicą pozostaje kratka ściekowa w środku lasu. – Rozkopaliśmy to miejsce i okazało się, że pod ziemią znajduje się podłoga – wykonana z wielkich granitowych płyt, które zostały pięknie oszlifowane, ponumerowane od spodu i równo ułożone. Teraz musimy się dowiedzieć, czy w tym miejscu stał jakiś drewniany barak albo namiot, a całość służyła za pomieszczenie, w którym znajdowały się prysznice, bo ta teoria wydaje się najbardziej prawdopodobna – mówi M. Piskorski.

Opowiadają o przeszłości

– Odkopane artefakty pomogą nam w przyszłości w przekazaniu historii, bo wizyta w muzeum to przede wszystkim spotkanie z przedmiotami oryginalnymi – mówi P. Tarnowski. Dyrektor podkreśla, że znaleziska są potwierdzeniem znanej dotąd historii KL Stutthof. – Nasza wiedza płynie z dokumentów, które stanowią najlepiej zachowany zbiór archiwalny ze wszystkich muzeów będących miejscami pamięci. Natomiast artefakty są o tyle ważne, że do muzeum nie powinno się przyjeżdżać, aby oglądać prezentacje, ale by zobaczyć eksponaty, wokół których snuta jest historia. To stanowi największą wartość odnalezionych rzeczy – dodaje dyrektor. I zaznacza, że każdy znaleziony przedmiot pomoże lepiej, celniej i w bardziej zrozumiały sposób opowiedzieć o historii i mechanizmach, które sprawiły, że było możliwe, jeszcze w ubiegłym wieku, utworzenie i funkcjonowanie takiego miejsca, jakim były obozy koncentracyjne. Prace na terenie byłego KL Stutthof będą kontynuowane. Natomiast we wrześniu planowane jest otwarcie wystawy pokazującej odnalezione w tym roku przedmioty. Prace prowadzi Pracownia Archeologiczna „Signum” przy merytorycznym wsparciu muzeum oraz Fundacji Bowke.