Klątwa WOS

Piotr Legutko

GN 28/2017 |

publikacja 13.07.2017 00:00

Szkoła nie przygotowuje przyszłych obywateli do życia w społeczeństwie.

Większość maturzystów miała problemy z przebrnięciem przez egzamin z WOS. Bartłomiej Zborowski /PAP Większość maturzystów miała problemy z przebrnięciem przez egzamin z WOS.

Wyniki tegorocznych matur nie przyniosły większych sensacji. Przy pierwszym, majowym podejściu (we wrześniu będą poprawki) egzamin dojrzałości oblało 21,5 proc. zdających, co staje się już pewnego rodzaju normą. Tradycyjnie więcej porażek odnotowano w technikach niż liceach, co zapewne wynika z niższej motywacji. Po prostu maturzyści z ogólniaków zazwyczaj chcą kontynuować naukę dalej, z kolei absolwenci techników mogą już szukać ofert na rynku pracy. Bardzo dobrze wypadł egzamin z polskiego i języków obcych, nieźle z matematyki, fatalnie z przedmiotów dodatkowych. Najgorzej – z wiedzy o społeczeństwie. Przeciętny maturzysta zdający WOS udzielił zaledwie 26 proc. trafnych odpowiedzi. Dla porównania średnia z niełatwej przecież matematyki wyniosła w liceach 60 proc. Swoista klątwa WOS trwa już kolejny rok. W 2016 przeciętna zdobycz na tym przedmiocie wyniosła 27 proc., dwa lata temu też 26 proc. Można więc mówić o trwałej zapaści. Z czego ona wynika?

Nie miałam pojęcia, co czytam

Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, tłumaczył dziennikarzom majową klęskę niedocenianiem trudności tego przedmiotu, zawierającego elementy prawoznawstwa, socjologii czy przedsiębiorczości. – Tymczasem u wielu osób przystępujących do egzaminu z WOS pokutuje przekonanie, że aby go zdać, wystarczy pooglądać telewizję, posłuchać radia, poczytać gazetę – mówił dyrektor CKE. Takie przekonanie z czegoś się bierze. Widocznie lekcje wiedzy o społeczeństwie mają właśnie charakter „przeglądów prasy”, a i lektura zadań z ubiegłych lat dodawała odwagi, by do egzaminu podejść „z marszu”. Pod warunkiem, że faktycznie śledzi się wydarzenia zachodzące w przestrzeni publicznej i coś się z nich rozumie.

O tym, że jest inaczej, widać było na Twitterze już w dniu egzaminu. „Nie napisałam nawet wypracowania, bo nie miałam pojęcia, co czytam”, „Wyszłam po godzinie WOS-u i jestem przerażona moją niewiedzą”, „WOS to jakaś tragedia, czyli jak co roku #jużpo#matura2017” – to najbardziej charakterystyczne wpisy maturzystów. Co ich tak przeraziło?

Może zadanie polegające na porównaniu wyników wyborów z 1991 oraz 2015 roku, by na tej podstawie ocenić wady i zalety systemu wielopartyjnego? Albo konieczność rozróżnienia, czym różnią się kompetencje wojewody i marszałka województwa? Bo trudno przyjąć, by możliwości maturzysty przerastało wymienienie państw tworzących Grupę Wyszehradzką albo napisanie, jaki to konflikt zbrojny toczy się blisko granic Polski. Faktem jest, że aż 60 proc. zdających WOS nie zdobyło nawet punktu z wypracowania. Zero na arkuszu oznacza, że ponad połowa maturzystów w ogóle nie podjęła wyzwania albo zrobiła to bardzo źle.

Bez tego da się żyć?

Wnioski wynikające z trwałej niedojrzałości maturzystów w zakresie wiedzy o społeczeństwie są co najmniej dwa. Pierwszy dotyczy zastraszająco słabej orientacji młodego pokolenia w życiu publicznym i rozumienia procesów tam zachodzących. Drugi – konieczności poważnej refleksji nad obecną formułą przedmiotu o nazwie WOS. Zacznijmy od sprawy pierwszej.

Podstawowym źródłem informacji o świecie dla przeciętnego nastolatka nie jest dziś telewizja, radio czy prasa, a nawet portal internetowy, ale… inny nastolatek, a konkretnie jego profil na Face­booku. Maturzysta (proszę wybaczyć generalizację, która zawsze bywa wobec jednostek niesprawiedliwa) jest uzależniony od swojego smartfona i znajdujących się w nim kontaktów z grupą znajomych. – Wszystkie badania, nie tylko polskie, pokazują w tym pokoleniu zanik zainteresowania sprawami publicznymi – potwierdza Jarosław Flis, socjolog i politolog z UJ. Młodzi żyją we własnym świecie, bo daje on im poczucie bezpieczeństwa i wrażenie samowystarczalności. – Panuje przekonanie, że bez wiedzy o społeczeństwie doskonale da się żyć, poza tym młodych odrzuca hermetyczność języka, jakim posługują się media, a jednocześnie są przekonani, że właściwie nie jest to jakaś poważna „wiedza”, którą warto przyswajać – wylicza J. Flis.

Powyższa diagnoza powinna bardzo niepokoić. Mówimy bowiem o obywatelach, którzy właśnie posiedli prawo wyborcze, ale zapewne nie bardzo będą mieli ochotę z niego korzystać. A nawet gdyby mieli – jak widać, nie pozyskali znikąd podstawowej wiedzy, czym różni się wojewoda od marszałka województwa, jak się wybiera sołtysa i na czym polega funkcjonowanie wspólnot mieszkaniowych. Zasadność istnienia w szkołach przedmiotu o nazwie WOS miała takiej sytuacji zapobiegać i sprawić, by w kolejnych latach demokracja (także lokalna) była faktycznie rządami większości obywateli, traktujących uczestnictwo w życiu publicznym jako pewien obowiązek.

Niewiedza kosztuje

Matura z WOS być może nie daje podstaw do wyciągania aż tak daleko idących wniosków, choć jest to swoista próba wykonana na grupie blisko 25 tys. osób. Nie jest ona jednak reprezentatywna, bo mamy do czynienia z uczniami, którzy ów przedmiot wybrali świadomie i dobrowolnie, ze swoistą elitą, młodymi ludźmi uważającymi się za „zorientowanych w temacie”. Trzeba zatem przyjąć założenie, że średnia krajowa wygląda jeszcze gorzej. Mamy więc jako społeczeństwo problem nie z przedmiotem szkolnym, ale z niewiedzą, która może drogo kosztować także w życiu pozaszkolnym. Czasem dosłownie, co pokazują statystyki konsumentów padających ofiarą nie tylko politycznych demagogów, ale i finansowych oszustów.

W podsumowaniu ubiegłorocznej matury przygotowanym przez Centralną Komisję Egzaminacyjną znalazła się następująca diagnoza: „Odpowiedzi większości zdających wskazują na brak elementarnej wiedzy dotyczącej stosunków międzynarodowych, w zadaniach dotyczących problematyki gospodarczej widoczny jest brak podstawowej wiedzy maturzystów”. Nie chodzi więc tylko o to, że większość zdających nie jest w stanie napisać, kto kieruje ONZ i jakie stanowisko zajmuje Donald Tusk (tu – jak pokazuje słynny wywiad z Moniką Olejnik – kłopot ma nawet lider Nowoczesnej). Jest gorzej, bo młodzież nie docenia praktycznego wymiaru wiedzy o społeczeństwie oraz konsekwencji jej deficytu.

I tu przechodzimy do drugiego wniosku płynącego z wyników matur: co zrobić z tym WOS? Egzaminatorzy z CKE sugerują, by „zwrócić uwagę na rozwijanie i poszerzanie bazy pojęciowej oraz posługiwanie się odpowiednimi terminami w różnych sytuacjach, bo bez tej podstawy niemożliwe jest prawidłowe odczytanie treści tekstów źródłowych”. Innymi słowy, szkoła powinna uczyć czytania ze zrozumieniem nie tylko tekstów literackich. We Francji licealiści mają opłaconą przez państwo prenumeratę kilku (zróżnicowanych ideowo) tytułów prasowych, co także jest formą zachęcania do uczestnictwa w życiu publicznym. W Polsce, przy okazji kolejnych reform, co jakiś czas powraca do szkół – w różnych formach – edukacja medialna. Niestety, w praktyce sprowadza się ona do edukacji „o mediach”, do wycieczek po redakcjach, a nie do nauki języka mediów, ze wszystkimi zawartymi w nim pułapkami. Osobna sprawa, daleko wykraczająca poza problem z WOS, to pogłębiające się kłopoty z redagowaniem własnej wypowiedzi pisemnej, dłuższej niż tweet lub SMS.

Rzeczpospolita szkolna

Wiedza o społeczeństwie może być zatem soczewką skupiającą bardzo różne schorzenia polskiego systemu edukacji. Wyniki egzaminów z tego przedmiotu są twardym dowodem na to, że szkoła nie tylko nie daje wiedzy, ale przede wszystkim nie przygotowuje przyszłych obywateli do życia w społeczeństwie. I być może taki właśnie sygnał alarmowy powinien płynąć z kilku ostatnich matur.

Politolog prof. Antoni Dudek uważa, że błąd został popełniony w samym założeniu, że pływania można nauczyć bez wchodzenia do wody. Stawia mocną tezę: „Teoretyczność WOS to jedna z największych porażek edukacyjnych III RP”. Zwraca uwagę, że w większości placówek nie działa uczniowski samorząd, a nauczyciele nie wciągają uczniów we współdecydowanie o sprawach szkoły. – Receptę widzę nie tyle w zmianie podstawy programowej, ile w przywróceniu harcerskiego modelu wychowania – podsumowuje.

Alergia na politykę jest dziś zjawiskiem cywilizacyjnym i uniwersalnym, nie dotyczy tylko Polski. Natomiast nasz wkład w tę masową ucieczkę w prywatność polega na konsekwentnym obrzydzaniu uczestnictwa w życiu publicznym kolejnym rocznikom urodzonym w III RP. Na zarzuceniu wychowawczej roli szkoły, która powinna sprowadzać się do praktycznego kształcenia cnót, postaw i zachowań obywatelskich. Paradoks ostatnich dekad polegał na tym, że ten wymiar edukacji mocno akcentowany był w szkołach prowadzonych przez zgromadzenia zakonne, w społecznych gimnazjach i liceach, natomiast prawie całkowicie wyparował z placówek publicznych. W kolejnych programach rządowych coraz więcej było o szkole bezpiecznej, radosnej i bezstresowej, coraz mniej o wymaganiach czy obowiązkach wobec małej i dużej ojczyzny.

Dzisiejszym nastolatkom ewidentnie brak motywacji, by interesować się sferą publiczną. Nie czują potrzeby posiadania wiedzy o społeczeństwie. Być może coś by się zmieniło, gdyby nawyk uczestnictwa w życiu Rzeczpospolitej zaszczepiany był im już w szkole. Są wszak dobre przykłady i pozytywne doświadczenia w tej dziedzinie.•

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.