Drewniane skarby ukryte w lasach

ks. Tomasz Lis

publikacja 21.08.2018 05:45

Dlaczego flisacy gromadzą się w kościele w Ulanowie, skąd wzięli się grekokatolicy w Dąbrówce, a koloniści niemieccy w Kurzynie, a także o tym, jak proboszcz wyrzeźbił kościół w Momotach, dowiemy się z kolejnej odsłony wakacyjnego cyklu.

Drewniany kościół w Dąbrówce przez lata był unicką cerkwią. ks. Tomasz Lis Drewniany kościół w Dąbrówce przez lata był unicką cerkwią.

Wyprawa po diecezjalnym szlaku sakralnej architektury drewnianej tym razem powiedzie nas do kościołów ukrytych w lasach ulanowskich i janowskich. Odwiedzimy dwie świątynie nad brzegiem Sanu, kościół w Dąbrówce leżącej na granicy Roztocza, kościoły w Kurzynie i Momotach oraz stuletnią świątynię w Domostawie.

Ulanowskie perły

Położony nad Sanem Ulanów od wieków słynął z rzemiosła szkutniczego oraz tradycji flisackich. Po wodach Sanu, później Wisły, flisacy spławiali do Gdańska drewno i zboże. Było to dochodowe zajęcie dla ubogich mieszkańców okolicznej puszczy. – Początki drewnianego kościoła, który dziś jest perłą tutejszej okolicy, związane są z założeniem miasta. W 1616 r. właściciel okolicznych dóbr Stanisław de Ulina Uliński uzyskuje od króla Zygmunta III Wazy przywilej miejski dla Ulanowa. Dlatego dwa lata później w Sandomierzu ogłasza, „że założył w widłach rzek San i Tanew miasto Ulina, które rządzić się będzie prawem magdeburskim. Uliński nadaje place na domy, ogrody, spichlerze. Wydziela także plac na kościół, gdzie stawia kaplicę podległą parafii rzymskokatolickiej w Bielinach”. I to właśnie w miejscu tej kaplicy jego syn Jan Uliński wybudował w 1643 r. kościół, który zachował się do dziś, choć był wielokrotnie rozbudowywany i remontowany – opowiada ks. Kazimierz Żyłka, proboszcz parafii.

Jako ciekawostkę dodaje, że początkowo opiekę nad tą świątynią sprawowało prężnie działające bractwo różańcowe, zaś bractwo flisackie sprawowało kuratelę nad wystawioną nieopodal świątynią pw. Trójcy Przenajświętszej. – Świadczy o tym ufundowany ołtarz boczny poświęcony Matce Bożej Różańcowej. Przez wieki wierni składali – i nadal składają – wota dziękczynne za otrzymane łaski – dodaje proboszcz.

Choć ulanowski kościół z zewnątrz nie różni się zanadto od innych drewnianych świątyń, to jego wnętrze zachwyca pięknem wystroju i malatury. – Dzięki wewnętrznym drewnianym kolumnom kościół sprawia wrażenie trójnawowego. Przy wejściu do świątyni znajduje się tzw. babiniec, który według przekazów tradycji był miejscem dla kobiet w stanie błogosławionym – opowiada proboszcz.

Kościół był rozbudowany w połowie XVIII w. Z tego okresu pochodzą pięknie zdobione ołtarze. Główny ołtarz poświęcony jest św. Janowi Chrzcicielowi, patronowi parafii. Boczne zaś – Matce Bożej Częstochowskiej oraz św. Barbarze, patronce flisaków. Piękna polichromia kościoła pochodzi z 1868 r., kiedy świątynia przeszła gruntowny remont.

– Malaturę prawdopodobnie wykonał artysta sprowadzony wbrew swojej woli przez flisaków z Gdańska. W odwecie artysta, chcąc się zemścić na porywaczach, umieścił ich twarze w scenie ognia piekielnego, która znajduje się na głównym malowidle na sklepieniu kościoła. Kolejne malowidła, ukazujące siedem sakramentów, przedstawiają mieszkańców Ulanowa w strojach z epoki. Polichromia wykonana jest częściowo na płótnie przylepionym do ścian, częściowo na podkładzie papierowym, o czym świadczą urywki polskich i austriackich gazet, wyłaniające się spod malatury – dodaje proboszcz.

Nieopodal parafialnej świątyni, na cmentarzu, stoi drugi drewniany kościół. Wybudowany został w 1690 r. ze składek mieszczan ulanowskich, dlatego do dziś nazywany jest „flisackim”. Kiedy bractwo to przeżywało swój rozkwit, przy świątyni prowadzony był przytułek i szpital. – Swoją architekturą kościół nawiązuje do tego parafialnego. Nad przedsionkiem ma dwie oryginalne wieże. Przypuszcza się, że mogła to być świątynia grekokatolików, jednak nie ma na to dokumentów – wyjaśnia proboszcz. Zabytkowy kościół dość poważnie ucierpiał w pożarze w 2002 r. W Wielki Piątek został podpalony przez nieznanego sprawcę. Wnętrze świątyni, dzięki zachowanej dokumentacji fotograficznej, zostało pieczołowicie odtworzone.

Różne korzenie

Z Ulanowa udajemy się do Dąbrówki. Już sama nazwa wskazuje, że ta miejscowość leży pośród lasów. Drewniany kościół w otoczeniu lip przykuwa uwagę. Przez prawie 200 lat na tym terenie mieszkali grekokatolicy przesiedlani z terenów ukraińskich. Dziś po dawnej cerkwi pozostały tylko wschodni wystrój świątyni i wygasające więzy rodzinne mieszkańców z rodzinami na Wschodzie. Ukraińscy unici trafili tutaj w połowie XVIII w. z terenów Mołdawii i Wołoszczyzny.

– To wtedy prawdopodobnie wraz z napływającą ludnością przybył pop i wspólnie wzniesiono świątynię unicką. Poświadcza to data 1764, umieszczona na dzwonie sygnaturce. Podczas wojny i zaraz po jej zakończeniu sytuacja społeczna była tutaj bardzo napięta. Wielu unitów przeszło na katolicyzm, o czym informują dokumenty w archiwach parafialnych, reszta zaś wyjechała – opowiada Andrzej Surdy, regionalista z Niska.

Architektura świątyni jest bardzo oryginalna. – Kościół nie ma fundamentów, lecz stoi na olbrzymich głazach. Obecnie w świątyni jest już coraz mniej cerkiewnych elementów. Jednym z nich jest obraz Matki Bożej o typowo wschodnim przedstawieniu, na którym Maryja trzyma Dziecię Jezus nietypowo – na lewym ramieniu – dodaje.

Całkiem niedaleko od Dąbrówki znajduje się kolejny drewniany kościół na naszym szlaku architektury sakralnej. Początki świątyni w Kurzynie sięgają czasów niemieckiego osadnictwa, które odbywało się na tych terenach. Koloniści wybudowali drewnianą świątynię w miejscowości zwanej wtedy Rauchersdorf. Dopiero w 1921 r. zamieniono tę nazwę na Kurzyna Średnia. – W 1815 r. przysłano tutaj ks. Kazimierza Horwatha jako kapelana. Dzięki jego staraniom i przy pomocy kolonistów zbudowano dla miejscowych katolików kościół, który poświęcono w 1818 r. Mimo mijających lat zachwyca on pięknym i oryginalnym wnętrzem. Polichromia figuralna pochodzi z 1897 r., zabytkowa jest także ambona z XVII w., która pochodzi prawdopodobnie z klasztoru minorytów ze Starego Sącza – opowiada ks. Tadeusz Strugała, proboszcz.

Wyszedł spod ręki proboszcza

Z Kurzyny, aby dotrzeć do miejscowości Momoty Górne, trzeba pokonać kilkanaście kilometrów przez przepiękne lasy janowskie. W samej miejscowości najbardziej uderza cisza. Szum przykościelnych lip i dębów koi w codziennym gwarze i zabieganiu. Nic dziwnego, że drewnianą świątynię z roku na rok odwiedza coraz więcej turystów, którzy pozostawiają wpisy w księdze u wejścia do kościoła. – Nigdy nie byłem w tak cichym, spokojnym i pełnym zadumy miejscu. Zginam kolana i chylę czoła przed kunsztem serca i rąk ks. Pińciurka – brzmi jeden z wpisów.

Drewniany kościół nie jest cennym zabytkiem, kryje jednak niezwykłą tajemnicę jego twórcy. – Mała kaplica powstała w latach przedwojennych na placu podarowanym przez hrabiego Zamoyskiego. Do czasu wybuchu wojny dojeżdżali tutaj kapłani z Janowa Lubelskiego. Pierwszym proboszczem nowo powstałej parafii w 1972 r. został ks. Kazimierz Pińciurek. – Ten kościół to dzieło jego życia. Najpierw go rozbudował, a potem przez długie lata upiększał wraz z innymi uzdolnionymi parafianami. Cały projekt i duża część głównych rzeźb to dzieło jego serca i rąk – opowiada jeden z napotkanych mieszkańców.

Niepowtarzalność wystroju zdumiewa. Wszystko wykonane jest w drewnie, z rozmysłem i ludowym kunsztem. – Większość z nas była świadkami mozolnej pracy ks. Pińciurka. On nic się nie oszczędzał. Był oddanym duszpasterzem i wspaniałym artystą samoukiem, który wyuczył tej sztuki wielu parafian. Ten kościół to nie tylko dzieło sztuki, ale wyrzeźbiona kronika parafii – dodaje parafianin. Ostatnim przystankiem dzisiejszej części szlaku drewnianej architektury sakralnej jest świątynia w Domostawie. Powstała sto lat temu, budowana przez miejscowych wiernych pod kierunkiem proboszcza z Pysznicy. Jednonawowe wnętrze wykończono dopiero w latach powojennych: stropy pokryto drewnianymi kasetonami, których wnętrza przedstawiają symbole religijne.