To (nie) tylko gra

ks. Wojciech Parfianowicz; Gość koszalińsko-kołobrzeski 10/2019

publikacja 27.03.2019 06:00

Prowokują do myślenia, wyzwalają emocje, pozwalają odpocząć, ale kreatywnie. Planszówki mają jeszcze coś: – Wymagają przejścia od monitora do rodziny i znajomych – przyznaje jeden z graczy.

Każdy znajdzie coś  dla siebie. Dorośli często mogą rywalizować z dziećmi, równie mocno wciągając się w akcję. ks. Wojciech Parfianowicz /Foto Gość Każdy znajdzie coś dla siebie. Dorośli często mogą rywalizować z dziećmi, równie mocno wciągając się w akcję.

Jeżeli komuś planszówki kojarzą się przede wszystkim z warcabami, chińczykiem, czy Eurobusinessem, to znaczy, że przegapił rozwój potężnej dziedziny życia społecznego. Jak podają portale ekonomiczne, rynek gier planszowych w Polsce wart jest ponad 400 mln zł i każdego roku rośnie nawet o 20 proc.

Do Klubu Gier Planszowych prowadzonego przez Koszalińską Kompanię Rycerską na cotygodniowe spotkanie przychodzi nawet ponad 60 osób. Niektórym nie wystarcza czasu od godz. 18 do północy.

Dlaczego coraz więcej ludzi zamienia cyfrowe ekrany z genialną grafiką na kartonowe plansze i plastikowe pionki?

Bez patrzenia na zegarek

Świat gier cyfrowych potrafi być fascynujący. Jednak ekrany mają nieodpartą moc przyciągania człowieka, pogłębiając jego izolację. Grupa osób siedzących obok siebie, ale nie ze sobą, bo każda wpatruje się w swój ekran, to widok coraz częstszy. Planszówki mają inną moc – gromadzą ludzi naprawdę razem. Siedzieć wokół planszy i przesuwać pionki, a wpatrywać się razem w ekran i klikać – to coś zupełnie innego. Nie ta interakcja, nie te emocje, nie takie spotkanie.

W koszalińskim klubie gromadzą się co czwartek ludzie w różnym wieku. Przychodzą też całe rodziny. – To jest nasz sposób na pobycie ze sobą, bez stresu, bez patrzenia na zegarek. Przy komputerze to nie jest to samo. Tutaj oprócz gry jest rozmowa, wspólne przeżywanie emocji – mówi Joanna Kamińska, przy stole z mężem i trójką dzieci. – Mamy dosyć komputera – mówi wprost Łukasz Prorok, szukając kolejnej gry, w którą za chwilę zagra z 6-letnim synem.

Jak mówi Bartłomiej Zielonka z Koszalińskiej Kompanii Rycerskiej, która prowadzi klub, to właśnie możliwość prawdziwego spotkania z drugim człowiekiem najbardziej tłumaczy fenomen gier planszowych i wzrost zainteresowania nimi w ostatnich latach: – Mimo że grafika na ekranie bywa lepsza od tej na planszy, to jednak komponenty gry, których można dotknąć, które się przesuwa, dają inne wrażenie niż klikanie.

Wspólne rozgryzanie zasad, wielogodzinna rozgrywka, podczas której zaczynają toczyć się rozmowy na różne tematy, zacieśniają więzi. Okazuje się, że „analogowość” planszówek jest ich niezwykłą siłą, która zbliża ludzi do siebie.

Również sam klub, jako miejsce spotkania, otwiera na drugiego. Nie wszystkie gry można bowiem mieć u siebie w domu, ponieważ niektóre z nich są bardzo drogie. Kosztują np. ponad 500 zł. Poza tym nie zawsze jest z kim pograć. Można więc przyjść do klubu, przysiąść się do stołu z nieznajomymi, którzy szybko stają się znajomymi. – Poznałem tu sporo osób, z którymi kontakt mam także poza klubem – cieszy się Rafał Pieczyński, jeden z bywalców.

Czasem plansze fruwają

Niezliczona liczba tytułów sprawia, że każdy może wybrać coś dla siebie. W koszalińskim klubie do dyspozycji jest ponad 250 gier – od prostych „imprezówek”, które można rozegrać w parę minut, po skomplikowane, wielowymiarowe „strategie”, które wymagają czasu i sporych umiejętności.

– Planszówki zmuszają do myślenia – uważa Rafał Pieczyński. Jak mówi, nawet jeżeli treść gry nie jest typowo edukacyjna, żeby wygrać, nie zawsze wystarczy szczęście. Trzeba nauczyć się strategicznego myślenia.

Są też gry oparte np. na historii. Sporą popularnością cieszą się choćby propozycje wydane przez IPN, jak „Twórcy niepodległości”, „303” czy słynna „Kolejka” o schyłkowych latach PRL.

Poza tym planszówki mają też walor wychowawczy. Wspólne przeżywanie emocji pozwala natychmiast reagować. – Czasami dziewczynki się złoszczą i plansze... fruwają. Próbujemy tłumaczyć, że nie zawsze w życiu się wygrywa. Nawet jeśli mocno się staramy – mówi Joanna Kamińska.

Mimo że emocje przy stole są jak najbardziej prawdziwe, to jednak wszystko odbywa się w pewnej konwencji. – To jest jednak tylko gra – zapewnia Adam Gospodarczyk, którego zastajemy przy grze „Cerebria” w roli... Niepokoju.