Z poetą nie tylko o poezji

publikacja 18.11.2006 20:17




20 listopada gościem czatu będzie Wojciech Wencel


Urodził się w środę popielcową 16 lutego 1972 roku w Gdańsku. Ukończył polonistykę w Uniwersytecie Gdańskim. Poeta, eseista, krytyk literacki. W 1995 otrzymał nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny za najlepszy debiut poetycki roku - Wiersze. Laureat Nagrody Fundacji im. Kościelskich, nagrody głównej w Konkursie im. x. Józefa Baki, Nagrody im. ks. Janusza St. Pasierba i Nagrody Artusa. Jego poezja była tłumaczona m.in. na języki niemiecki, szwedzki i czeski. Jest redaktorem działu literackiego kwartalnika "Fronda", felietonista tygodników "Wprost" i "Gość Niedzielny" (wcześniej tygodników "Nowe Państwo" i "Ozon").
Trzy spośród jego książek były nominowane do Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza :"Oda chorej duszy" , "Ziemia Święta" i poemat "Imago mundi" (2005).

Wojciech Wencel
Imago mundi (fragmenty)




Pieśń czwarta
WIATR

Wiatr huczał cały tydzień jakby chciał nas strącić
na samo dno otchłani siadła instalacja
i trzeba było wzywać panów z elektrowni
żeby nam przywrócili chociaż trochę światła
trochę nadziei w życiu które nas przerosło
trzeszczały stare okna w północnych pokojach
i wciąż nam było trudno rozmawiać ze sobą
wąż pełznął w naszych krtaniach od słowa do słowa
oliwiąc swoim śluzem zawiasy języków:
– Przecież ci już mówiłem: dziś tego nie zrobię!
relacje z olimpiady trwały aż do świtu
a potem praca obiad samotność we dwoje

połamane gałęzie pozrywane kable
donice butwiejące w zakątku podwórza
z ustami otwartymi jak w kiepskim teatrze
patrzyły na nas dzieci mamrotał odkurzacz
a kiedy wyjechałaś zrobiło się cicho
śnieg spadł i przykrył drogę do starej cegielni
dachy długich baraków przystanek lotnisko
zdejmowałem ze sznurka twoje sprane rzeczy
i patrzyłem przez szybę: nic żadnego ruchu
ciemność rozpraszana żółtym blaskiem latarń
przestała reagować na komendę „drukuj”
kupiona w zeszłym roku z promocji drukarka

na dywanie piętrzyły się chińskie zabawki
książki spały na półkach jak koty za piecem
duch starego Roemera krążył po Matarni
a ja myślałem o tym co mam ci powiedzieć
popijając z kieliszka zimną śliwowicę
na zdrowie twoje moje naszych obu chłopców
i dalej: zdrowie gości wrogom na pohybel
niech żyją martwe dusze za tych co na morzu
zegar w zawrotnym tempie wybijał godziny
film trwał do wpół do drugiej a potem się urwał
w półmroku ciasnym kręgiem znów mnie otoczyły
fantastyczne postaci znad ciemnego źródła

mężczyzna w sile wieku ujeżdżał panterę
jasnowłosą dziewczynę uwodzono w wodzie
psuły się w okamgnieniu truskawki czereśnie
smakowane bez miary przez stworzenia Boże
nadzy poddani żądzom mieszkańcy ogrodu
błysk rentgena prześwietla ich wygięte ciała
bielą się kręgosłupy żebra przęsła mostków
i pośród innych czaszek moja zimna czaszka
widziana jednym okiem nie stwierdzona drugim
wiatr znów za oknem nuci requiem dla wisielca
ach nędzny świadek który nie chce się obudzić
nie rozpoznaje przestróg w dzwoniących gałęziach

następnego dnia rano to samo co zwykle:
ból głowy łyk herbaty i pierwszy papieros
czy to ja wczoraj byłem czy to wy byliście
nie było cię i dzieci ale czy na pewno
zamiast Matarni matnia lęk zamiast lekarstwa
mozolnie wypełniany rachunek sumienia
choć pewnie moja miarka dawno się przebrała
i wszystko do chaosu nieustannie zmierza
słyszę wiatr który krąży jakby chciał mnie zabić
rozebrać i powiesić na najbliższym drzewie
zrób to jeśli potrafisz – my home is my castle
prędzej umrę niż kiedyś wpuszczę cię do siebie

Pieśń dziesiąta
KOŁYSANKA

Usnęła już jak dziecko księżycowa wieś
i drzewa księżycowe dzwonią gałęziami
pogasły zimne światła lotniskowych wież
i tylko w śniegu błyszczy księżycowy kamień
co głupie w oczach świata stało się mądrością
co nam dławiło dusze przysypane śniegiem
prowadzi nas przez zaspy to niezwykłe Słowo
które ma komplet kluczy do mnie i do ciebie
nieczynne wszystkie sklepy kioski i kasyna
zamarły turnie lęku ucichły syreny
godzinę przed liturgią przeszła tędy zima
i trudno będzie kretom wydostać się z ziemi

przychodzimy do Ciebie z wielkiego ucisku
zmęczeni ciągłą walką pogodzeni z losem
składając w darze chciwość lenistwo i pychę
jak jacyś niespełnieni w swej roli królowie
władcy własnych żywotów którym odebrało
mowę gdy zobaczyli skutek swojej władzy:
wyrwane perły oczu potargane ciało
(przeklęta chwila w której zbudzili się nadzy
jak u Poussin w łagodnym pejzażu Edenu)
ilekroć chcieli sami zmagać się ze światem
otwierała się w duszach niepojęta czeluść
i wchodzili w nią płacząc zakrywając twarze

a teraz patrz: śnieg pada na błotnistą drogę
do cegielni o której nikt już nie pamięta
a my ruszamy z domu podzielić się Słowem
z tymi których na drodze postawił Zwycięzca
śmierci: gdzie jesteś śmierci – czarna mambo strachu
Uma Thurman ma więcej energii od ciebie
może zerkasz z krawędzi ośnieżonych dachów
lub sprzedajesz koszmary przed hipermarketem
nie masz władzy nad ludźmi którzy uwierzyli
twoje kąsanie boli ale nie zabija
odkąd Chrystus zmartwychwstał stroisz groźne miny
lecz przyznaj: tak naprawdę zwykła z ciebie żmija

On zwyciężył i dla nas przygotował pokój
w swoim ziemskim hotelu z widokiem na wieczność
On stojąc w drzwiach recepcji nie żąda dowodów
On pierze nasze brudy daje pospać dzieciom
On karmi nas codziennie i nosi bagaże
Jego mocą to wszystko co nam tłamsi serca
jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy:
czyści nas z wyobrażeń przetapia przewierca
żebyśmy mogli świecić jak gwiazdy na niebie
odbitym blaskiem Boga w dniu drugich narodzin
i śpiewać kołysankę na własnym pogrzebie
i stać się ością w gardle pazernej ciemności

usnęła już jak dziecko księżycowa wieś
i drzewa księżycowe dzwonią gałęziami
żeby po wodach śmierci suchą stopą przejść
trzeba zabrać ze sobą księżycowy kamień
nie ma w nas nic z proroków ani z patriarchów
nie ma w nas większej siły niż w trzcinie na wietrze
lecz ruszyliśmy w drogę stąd do Kanaanu
i dalej prowadzeni przez Słowo Przedwieczne
jeszcze krąży nad miastem pył z otwartych grobów
czas oddał szwedzki paszport łącząc się z nadzieją
jest styczeń i w zaułku starego ogrodu
na kompostowej skrzynce kwitną płatki śniegu

Warszawa-Kraków 2005
Wyboru fragmentów dokonał Autor