Nie boję się rozmawiać o śmierci

Barbara Gruszka-Zych

GN 29/2020 |

publikacja 16.07.2020 00:00

– Każdy, kto cierpi, potrzebuje człowieka, który zanurzy go w sadzawce Siloe – mówi Małgorzata Czapla, prezes hospicjum w Sosnowcu. – Bo brak mu sił, żeby samemu do niej wejść.

Małgorzata Czapla – członek grupy założycielskiej, prezes stowarzyszenia, dyrektorka hospicjum św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu. Roman Koszowski /Foto Gość Małgorzata Czapla – członek grupy założycielskiej, prezes stowarzyszenia, dyrektorka hospicjum św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu.

Odchodzący mają różne marzenia. Niektórzy chcą przeżyć wiosnę czy lato, bo wtedy przyroda jest w pełnym rozkwicie i żal się żegnać. Często wymieniają rodzinne wydarzenia, których pragną doczekać – I Komunię św. wnuczki albo ślub wnuczka. Ale przede wszystkim czekają na miłość, którą okażą im inni. Stąd taka wielka rola bliskich, ale także pracowników i wolontariuszy hospicjum.

W modlitwie prosimy: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci wybaw nas, Panie”. Wypowiadając te słowa, wydaje nam się, że chodzi o to, by nie umrzeć w wyniku tragicznego wypadku czy zawału serca. A ja sądzę, że chodzi w nich przede wszystkim o naszą dojrzałość do śmierci. Żeby nie przyszła nagle, zastając nas nieprzygotowanych. Bo umieranie to proces, dojrzewanie do godnego odejścia, do spuentowania swojego życia. Żeby to osiągnąć, niezbędne nam są drugi człowiek i łaska Boża. Mam większą niż inni styczność z odchodzącymi. Ci, których poznałam w hospicjum, a przede wszystkim moja umierająca mama, przygotowali mnie na moją śmierć. Ale dopóki żyję, nieustannie uczę się i życia, i umierania.

Coś ulotnego

Z wykształcenia nie jestem medykiem, ale ekonomistką. Bardziej przemawiają do mnie cyfry i statystyki niż filozoficzne wywody na temat życia i śmierci. Zawsze zajmowałam się sprawami konkretnymi. Wcześniej pracowałam w twardym biznesie, teraz zajmuję się zapewnieniem sprawnego funkcjonowania hospicjum, przydziałem zadań i obowiązków pracującym w nim, pozyskiwaniem niezbędnych środków. A życie i śmierć to coś niezwykle ulotnego. Mnie, tak przywiązaną do liczb, na początku przerażały dane o liczbie odchodzących pod opieką naszego hospicjum. Od momentu jego powstania jest ich już prawie 8 tysięcy. Dziś te liczby przyjmuję ze spokojem, bo wiem, że taka jest kolej rzeczy. Niezależnie od tego, na jaką cierpimy chorobę, jakie mamy doświadczenia, czy wierzymy w Boga, czy nie, czeka nas śmierć.

Nasze hospicjum powstało we wrześniu 1996 r. przy parafii św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu. Poszłam wtedy na spotkanie zorganizowane przez proboszcza ks. Jana Szkoca, który przez lata wspierał nas sercem, a ostatnio nawet ufundował samochód dla hospicjum. Tak zostałam w to wszystko wkręcona. Miałam wtedy rodzinę, czteroletniego syna, prestiżową pracę w Katowicach; dotąd się dziwię, że podjęłam to wyzwanie. Podczas pierwszych spotkań w salce katechetycznej na parafii nawet nie przeszło mi przez myśl, że te nasze nieśmiałe działania przyniosą takie rezultaty. Chcieliśmy stworzyć grupę samopomocową dla chorych parafian. Chyba nikomu z nas nie śniła się piękna placówka opiekuńcza, którą oddaliśmy do użytku w 2017 r. Dzisiaj zapewniamy opiekę w każdym możliwym zakresie hospicjum domowego, stacjonarnego oraz ośrodka dziennego dla 200 osób.

Dostępne jest 32% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.