publikacja 12.11.2020 00:00
Protesty w teorii za „wolnym wyborem”, w praktyce ranią osoby niepełnosprawne.
henryk przondziono /foto gość
Magdalena Buczek: – Czy tak trudno zrozumieć, że można być szczęśliwym niepełnosprawnym? Chciałabym, żeby kobiety, które wychodzą na ulicę, spróbowały posłuchać głosu niepełnosprawnych.
I to mocno. Coraz częściej osoby z niepełną sprawnością, ale także rodziny niepełnosprawnych dzieci, wypowiadają się jednoznacznie: agresywne hasła, uliczne wrzaski, nie mówiąc o treści protestów, po prostu uderzają w ich godność i spychają na margines życia społecznego. Niektórzy piszą o tym, chociaż nieśmiało, na swoich profilach w mediach społecznościowych. Inni przyznają w prywatnej rozmowie, że nawet chcieliby ostrzej krzyknąć „Stop!”, ale boją się publicznego linczu... Warto jednak, by ich głos dotarł do protestujących. Również do osób wrażliwych, które nadal „nie wiedzą, co o protestach myśleć”. Wielu takich wśród nas.
Człowiek cud
Augustyn Gumiński mieszka w Radomiu, ma 31 lat. – Urodziłem się sparaliżowany, z przepukliną oponowo-rdzeniową i wodogłowiem. Przy urodzeniu lekarze określili mnie jako „roślinkę”. Dla rodziców diagnoza lekarska była ciosem i ogromnym wyzwaniem. Szukali w całej Polsce szpitali i lekarzy, którzy mogliby postawić mnie na nogi. Udało się po 4 latach za granicą, we Włoszech. Nie poddali się, nie zwątpili i zakasali mocno rękawy. W ciągu całego swojego życia przeszedłem ponad 20 różnych operacji, również ratujących życie (np. na nowotwór). Poznałem wiele szpitali, wspaniałych lekarzy, pielęgniarek i wiele osób dobrej woli, z którymi w dalszym ciągu mam kontakt. Dużo doświadczyłem, widziałem i przeżyłem – opowiada pan Augustyn.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.