publikacja 25.02.2021 00:00
Sprzedawcy stają przed sądem. To jednak nie znaczy, że państwo znalazło sposób na dopalacze.
Maciej Kulczyński /PAP
Za handel dopalaczami grozi kara do 12 lat więzienia. Mimo że przed sądy trafiają kolejni handlarze, biznes nadal się rozwija.
W Sądzie Okręgowym na warszawskiej Pradze po raz 9. nie rozpoczął się proces Jana S., znanego jako „Predator” lub „Predek” i nazywanego przez media „królem dopalaczy”. S. od stycznia 2020 r. siedzi w areszcie, a wcześniej przez ponad rok się ukrywał, zaś strona jego internetowego sklepu już nie istnieje. Mimo to w sieci łatwo znaleźć reklamy promocji oferowanych przez „Predka” z okazji Bożego Narodzenia 2020 r. i walentynek 2021 r. – To walka z hydrą, której odrastają głowy – mówi o wojnie przeciw dopalaczom Dariusz Loranty ze Środkowoeuropejskiego Instytutu Badań i Analiz Strategicznych, były policjant.
Nowy biznes
Dopalaczami nazwano syntetyczne narkotyki, które pojawiły się w Polsce kilkanaście lat temu. Początkowo nie były zakazane, więc sprzedawano je jawnie w sklepach. Jak mówi prof. Mariusz Jędrzejko, dyrektor naukowy Centrum Profilaktyki Społecznej, pomoc osobom zażywającym takie substancje jest trudniejsza niż w przypadku dotychczas znanych używek. – Istnieją wypracowane metody działania w przypadku np. marihuany – mówi prof. Jędrzejko. – Człowieka, który zażywał amfetaminę, silny narkotyk, można czasem postawić na nogi w ciągu 5–6 miesięcy. Tutaj potrzeba nawet 2 lat.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.