Między ulem a Wielkanocą

Agata Combik

publikacja 02.04.2021 09:52

Wysławiana w Orędziu Paschalnym "woskowa kolumna, którą na chwałę Boga zapalił jasny płomień", to "owoc pracy pszczelego roju", ale i… ludzi, którzy się trudzą nad jej wykonaniem - na przykład w Kotowicach.

Między ulem a Wielkanocą Agata Combik /Foto Gosc Stanisław Kurowski w sklepie działającym obok wytwórni.

Zanim pośród obchodów Wielkiej Nocy paschał stanie się znakiem „jasności Króla wieków”, długą musi przejść drogę. W wielu kościołach na święta i nie tylko płoną świece z Wytwórni Świec Liturgicznych „Stanisław” w Kotowicach pod Wrocławiem. Niewiele osób wie, że jej historia ma początek jeszcze we Lwowie, gdzie przed 85 laty, w 1936 r. produkcję świec zaczął Stanisław Kurowski senior – ojciec obecnego właściciela.

W służbie Światłu

– Mój tato brał udział w walkach w 1939 r. – wspomina syn, również Stanisław. – Podczas wojny trafił pod Warszawę, stamtąd wrócił na piechotę do Lwowa. Dzięki tym świecom rodzina (a miał już wtedy kilkoro dzieci) mogła przetrwać wojnę – także podczas jej trwania zamawiano świece w okolicznych kościołów. Tato był jednocześnie kościelnym w parafii pw. Matki Bożej Śnieżnej we Lwowie. Cieszył się zaufaniem.

Kiedy po wojnie trafił z rodziną do Wrocławia, także tu robił świece, aż do 1979 r. Księża, znający pana Kurowskiego jeszcze ze Lwowa, chętnie je od niego nabywali. Jego syn Stanisław – siódme z ośmiorga dzieci, najmłodszy z synów – nie od razu zdecydował wejść w ślady ojca. Przełomowy moment nastąpił, gdy na Ostrowie Tumskim spotkał pewną zakonnicę. Pamiętała, jak jego ojciec przynosił świece do katedry, a towarzyszył mu syn – młody Stanisław. Spytała, czemu nie kontynuuje dzieła swojego ojca, który mu przecież przekazał tajniki zawodu.

Między ulem a Wielkanocą   Agata Combik /Foto Gość Paschały jeszcze bez symbolicznych elementów.

– To dało mi do myślenia – wspomina. – Byłem ostatnią osobą w rodzinie, która mogła tę misję podjąć. Co prawda świece zaczął wyrabiać pod Rzeszowem także mój starszy brat, lecz niestety wcześnie zmarł. Zdecydowałem się. Zająłem się produkcją świec w 1982 r. i robię do dziś, najpierw we Wrocławiu, potem w Kotowicach, skąd pochodzi moja żona.

Pan Stanisław wspomina, że kiedyś zajmował się wyrobem wielu różnych produktów, przyszedł jednak czas, gdy trzeba było się wyspecjalizować. – Zrezygnowałem ze zniczy, mimo że dobrze się sprzedawały, i zostałem „przy kościele”. Możliwe, że Ktoś „tam na górze” mi tak podpowiedział. Pewnie tato też tak by wybrał. Nie żałuję – mówi. – W tym, co robię, doświadczam na co dzień Bożego błogosławieństwa.

Od kuchni

Na przestrzeni lat zmiany, jakie zaszły w technologii produkcji świec, są oczywiście gigantyczne. S. Kurowski wyjaśnia, że kiedyś wytwarzało się je ręczną metodą „przez polewanie”. – Wykorzystywało się takie koło, gdzie wieszane były knoty na haczykach i parafiną polewało się ręcznie kont po knocie – tłumaczy. – Na kole znajdowało się 47-50 knotów. Jak się skończyło polewać ostatni, to pierwszy już był podeschnięty i można było znów polewać, pokrywając go kolejną warstwą parafiny. Znajdowała się ona w misce z podgrzewaczem. Potem świecę się obracało, znów polewało.

Taka metodą w Kotowicach pracowano jeszcze po 2000 r. – Również paschały powstawały w ten sposób. Stanie 8 godzin przy kole to była bardzo żmudna praca, ale trzeba powiedzieć że wykonane taką metodą świece paliły się bardzo dobrze – dodaje.

Między ulem a Wielkanocą   Agata Combik /Foto Gość Tu akurat powstaje inna świeca.

Jedna z metod wykonywania świec to tzw. prasowanie, z wykorzystaniem granulatu. – Kupuje się gotowe granulki z parafiny, wsypuje się je do formy, prasa przyciska i powstaje świeca – mówi pan Stanisław.

Inna metoda (to ona jest stosowana przy produkcji paschałów) to zalewanie: w specjalnych formach – rurach o różnych wysokościach i średnicy – umieszcza się bawełniany knot, zalewa się podgrzaną do ok. 100 stopni parafiną lub woskiem, z odpowiednimi dodatkami. – Są jeszcze tzw. świece ciągnione, ale my tej metody nie stosujemy – dodaje szef firmy.

Tłumaczy, że przy świecach woskowych zwykle też dodaje się trochę parafiny, by lepiej się paliły. – Wosk pszczeli skupujemy od pszczelarzy, ale wiele osób, zamawiając świece do kościoła, przynosi swój własny wosk – mówi.

Kiedy świeca jest już przygotowana, przychodzi etap dekoracji. W Kotowicach zatrudniona jest artystka, która maluje ręcznie na świecach różne motywy. Istnieją również wypukłe aplikacje, które przytwierdza się do świecy.

Blask Zmartwychwstałego

Paschał – z literami Alfa i Omega oraz cyframi konkretnego roku – głosi, że do Chrystusa należą czas i wieczność. Znajdują się na nim także krzyż i pięć gron, mówiących o ranach Zbawiciela. To dzięki Jego Męce dokonuje się nasza pascha – przejście z niewoli grzechu do życia, z mroku do światła. Świeca jest znakiem światła Zmartwychwstałego, przywołuje na myśl także zapowiadający Go słup ognia, który prowadził Izraelitów wyzwolonych z niewoli, idących do Ziemi Obiecanej.

Między ulem a Wielkanocą   Agata Combik /Foto Gość Ostatnie "szlify".

– Różne bywają wysokości paschałów. Jeśli świeca ma 130 centymetrów i stoi jeszcze na sporym świeczniku, przy zapalaniu trzeba już przystawiać drabinę. Przy 150 centymetrach tym bardziej – mówi pan Stanisław, wspominając jak przesłano mu kiedyś zdjęcie zakonnika, którego paschał „przerósł”, nawet bez świecznika. – Udzielamy porad, jakie świece będą najlepsze do konkretnego kościoła. Mamy zapisane, w jakiej parafii, jakie są bolce świeczników. Nie robimy „masówki”. Podchodzimy indywidualnie do każdego zamówienia.

S. Kurowski opowiada z uśmiechem o pewnym „skrzywieniu zawodowym”. – Jak idę do kościoła, to patrzę, jak się paschał pali, jak wygląda, czy dobrze go postawili – mówi. – Mamy dużo zamówień i przed Wielkanocą czeka nas naprawdę ogrom pracy, ale nawet jeśli jesteśmy bardzo zmęczeni, mamy wielką satysfakcję z tego, co robimy.

Prawdziwa sztuka

Na świecach wielkanocnych zobaczysz często Baranka czy postać Zmartwychwstałego Jezusa. Na tych bożonarodzeniowych jest Święta Rodzina, anioły, choinki. W Kotowicach powstają świece ołtarzowe, chrzcielne, pierwszokomunijne, pogrzebowe; są świece do wieńców adwentowych, różne świece maryjne, pamiątkowe, na jubileusze i wyjątkowe uroczystości. Znajdziesz tu cały przegląd „świecowej twórczości”.

Między ulem a Wielkanocą   Agata Combik /Foto Gość Baranek paschalny.

– Wiele mamy ostatnio zamówień na przykład na świece z wizerunkiem św. Rity, których ludzie używają w czasie nabożeństw ku jej czci – dodaje pan Stanisław. – Często zamawiane są świece z okazji jubileuszy, rocznic, np. poświęcenia kościoła. W tym roku zostało zamówionych wyjątkowo dużo gromnic. Po katastrofie smoleńskiej dla jednego z wrocławskich kościołów przygotowywaliśmy 96 świec. Na każdej znajdował się wizerunek konkretnego człowieka – ofiary katastrofy.

Świece z Kotowic płoną na Jasnej Górze, w Licheniu; jeżdżą do Włoch, do Niemiec, Estonii, Rumunii. Spotkasz je w całej Polsce. – Czasem w trakcie podróży wejdę gdzieś do kościoła, patrzę, a tu moje świece. Rozpoznaję łatwo od jakiego producenta pochodzą. Każdy wprowadza jakieś swoje niepowtarzalne elementy – mówi pan Stanisław.

Zdarza się, że niektórzy nawet… podrabiają świece z Kotowic, co tylko świadczy o tym, jak są cenione. By dobrze je robić, trzeba całych lat zdobywania doświadczenia. – Mnie nauczył wykonywać świece ojciec. Żeby firmę założyć, otrzymać dokumenty dające takie uprawnienia, musiałem zdać egzamin w Izbie Rzemieślniczej – wspomina. – Maszyny do robienia świec każdy może kupić, ale nie wystarczy przeczytać instrukcję obsługi. Książkowa wiedza to nie wszystko. Potrzeba praktyki. Mamy też swoje tajemnice zawodowe, których nie ujawniamy.

Pan Stanisław podkreśla, że wytwórnia to rodzinna firma. – Od wielu lat pracuje w niej moja żona, także syn; pracowała przez pewien czas córka – dodaje. – Cieszę się, że w centrum naszego ogniska rodzinnego płoną świece, a zwłaszcza te wielkanocne. Paschał to poważna sprawa. On jest trochę jak nasze życie. W ciągu roku ubywa go, spala się, ale daje światło. Cieszymy się, że płonie też dzięki nam.