Górski gigant

Franciszek Kucharczak

GN 22/2022 |

publikacja 02.06.2022 00:00

Nie wszyscy wiedzą, że w Górach Sowich znajduje się jedna z największych górskich twierdz na świecie.

Twierdza w Srebrnej Górze zdumiewa  swoim ogromem. Twierdza w Srebrnej Górze zdumiewa swoim ogromem.

Po kwadransie marszu z parkingu pod górę spośród drzew wyłaniają się kamienne mury, częściowo porośnięte trawą i samosiejkami. Ale jakie mury! Mocarne, wysokie, wyrastające jakby z każdej strony. Wydaje się, że nie ma tu właściwie nic innego, jak tylko te groźnie wyglądające ściany, ustawione wobec siebie pod różnymi kątami i piętrzące się jedne nad drugimi. Nie trzeba być znawcą fortyfikacji, żeby się zorientować, że ta imponująca budowla została wzniesiona wyłącznie po to, żeby odpierać ataki, a tych, którzy ośmielą się je przypuścić, śmiertelnie kąsać. Średniowieczne zamki przy tym to zabawki. Ta twierdza miała wytrzymać każdą kanonadę artyleryjską i przetrwać nawet półroczne oblężenie, zapewniając utrzymanie dla liczącego ponad 3 tysiące żołnierzy garnizonu.

Forteca gigant w Srebrnej Górze w Górach Sowich na Dolnym Śląsku zaczyna dziś odzyskiwać dawną moc.

Donżon

Przechodzimy przez bramę z cegieł. Nad wejściem kamienny napis w języku niemieckim: „Nieder bastion”. Po przejściu w półmroku kilkunastometrowego odcinka wchodzimy na plac forteczny. W jednym z przylegających do niego pomieszczeń można kupić bilety wstępu, napić się kawy albo zaopatrzyć się w pamiątki. Na przykład w koszulkę z wizerunkiem Fryderyka II Wielkiego i z jego złotą myślą: „Dyplomacja bez armat jest jak muzyka bez instrumentów”.

To ten pruski król, panujący w latach 1740–1786, nakazał budowę twierdzy w Srebrnej Górze. Warownia stanęła na wzgórzach (650–740 m n.p.m.) otaczających Przełęcz Srebrną, aby w razie wojny blokować to strategiczne miejsce. A na wojny często się w tym rejonie zanosiło, ponieważ Austria nie mogła się pogodzić ze stratą Śląska, odebranego jej niedawno przez pruskiego władcę w wyniku tzw. wojen śląskich.

Ale to nie jest jeszcze główna część twierdzy. Ta wznosi się kilkadziesiąt metrów przed nami, zajmując szczyt wzniesienia, niczym ponura skała o cylindrycznych kształtach. Napis nad prowadzącą do niej ceglaną bramą brzmi: „Donjon”.

Donżon to konstrukcja obronna, znana już w średniowieczu, stanowiąca centralny i ostateczny punkt obrony. Tu, w Srebrnej Górze, budowla ta, niemająca swojego odpowiednika na świecie, składa się z czterech cylindrycznych wież o średnicy 60 m, połączonych ze sobą kurtynami, czyli prostymi odcinkami muru. Mury mają tu 12 metrów grubości.

Pruski dryl

– Donżon ma trzy kondygnacje, a otacza go pierścień bastionów z mieszczącymi się w podziemiach 300 pomieszczeniami dla żołnierzy, a także przeznaczonymi na zbrojownie, zapasy żywności i amunicji – opowiada Anna Markowska, menedżer do spraw turystyki Twierdzy Srebrna Góra, prowadząc nas na trasę zwiedzania. Mijamy grupę dzieci szkolnych, na które pokrzykuje pruski żołnierz z muszkietem. Świetnie udaje surowego żołdaka, co dzieciom najwyraźniej się podoba. To jeden z przewodników. Wszyscy oni prowadzą wycieczki ubrani w stroje z epoki, co pozwala łatwiej wczuć się w klimat tamtego czasu, gdy roiło się tu od wojskowych. Dzięki odpowiednio przygotowanej trasie zwiedzania turyści mają wiele mozliwości posmakowania klimatu tamtego czasu. Mogą zobaczyć imponujących rozmiarów urządzenia, zbudowane dla zaopatrzenia w wodę tak wielkiego garnizonu, jaki tu stacjonował. W jednym z pomieszczeń znajduje się olbrzymi kołowrót ,za pomocą którego żołnierze wyciągali wodę z wykutych w skale studni (w obrębie twierdzy wydrążono ich dziewięć). W tym celu kilku żołnierzy chodziło wewnątrz olbrzymiego koła, wprawiając je w ruch. Zwiedzający także mogą spróbować uruchomić ten mechanizm. Studnie są głębokie, kute w skale; najgłębsza sięga 84 m. Dzięki kamerze na ekranie można dziś zobaczyć lustro wody w jednej z nich. Były one konieczne, żeby zapewnić samowystarczalność twierdzy w czasie oblężenia. W wielopoziomowych kazamatach mieściły się więc potężne magazyny, szpital, piekarnia, browar, zbrojownia, warsztaty rzemieślnicze i prochownie.

Żołnierze pruscy nie mieli łatwego życia. Słynny pruski dryl wtedy właśnie najmocniej dawał o sobie znać. Wojacy, wyszkoleni na maszyny do zabijania, mieli działać jak automaty. – W armii pruskiej mówiło się, że brak kary jest nagrodą – tłumaczy nasza przewodniczka. Pokazuje nam urządzenie zwane osiołkiem. To drewniana konstrukcja, na której karany za wykroczenia przeciw regulaminowi żołnierz musiał siedzieć okrakiem. Próbuję to zrobić, ale wąski grzbiet osiołka nie pozwala usiedzieć bez bólu nawet kilku sekund. – A trzeba wiedzieć, że żołnierzowi dodatkowo obciążano nogi – zaznacza, dodając, że czas trwania takiej kary wynosił 12 godzin. Trudno sobie wyobrazić, jak można było przeżyć coś takiego.

W ogóle w twierdzy nie było przyjemnie. Przede wszystkim zimno. Grube mury i słaby dostęp do światła słonecznego sprawiają, że zawsze, również latem, panuje tu chłód – co powinny uwzględnić osoby zwiedzające twierdzę i zabrać ze sobą np. cieplejsze bluzy.

W jednym z pomieszczeń widzimy zrekonstruowaną typową sypialnię dla żołnierzy. Dwa rzędy prostych drewnianych pryczy, a w głębi piec kaflowy. – Najlepiej mieli ci, którzy byli blisko pieca. Tym mogło być cieplej, ale i tak zawsze było tu zimno – wyjaśnia Anna Markowska. Jeśli dodać do tego wszechobecną wilgoć, jasne się staje, że panujące tu warunki zdrowiu żołnierzy nie służyły. W czasie pokoju w twierdzy przebywali głównie żołnierze pełniący służbę, a poza nią mieszkali w koszarowcach usytuowanych na zewnątrz. Mija się je przy drodze prowadzącej w dół, w stronę miasteczka Srebrna Góra.

Naturalne kosiarki

Na dziedzińcu donżonu widać pracujący ciężki sprzęt. Nie tylko zresztą tu. Nasza przewodniczka tłumaczy, że trwa właśnie remont fortecy. – Największy od czasu, gdy twierdza powstała ­– podkreśla. Wyjaśnia, że dziś wszystko to dzieje się z myślą o turystach. Niebawem w zaadaptowanych pomieszczeniach powstaną restauracja i hostel dla wielu gości, pragnących spędzić noc w twierdzy, będzie też miejsce dla nowych wystaw. Trwają także prace nad rekonstrukcją ważnych urządzeń fortecy. Odbudowywane są zniszczone przejścia, a przy jednej z bram donżonu ponownie pojawi się największy most z drewna, z obronną częścią zwodzoną.

Wychodzimy na zalany słońcem obszar między donżonem a otaczającym go pierścieniem murów. – A tu nasze ulubione kosiarki – śmieje się pani Anna, wskazując na pasące się kozy. Te niewybredne zwierzęta bardzo się w tym miejscu sprawdzają, zjadając niemal wszystko, co tu rośnie. A sporo tu trawy i chaszczy. Prawdziwej kosiarki nie dałoby się tu użyć, bo na ziemi w wielu miejscach leżą kamienie oderwane od ściany donżonu. Wynikające z górskiego klimatu duże różnice temperatur, wiatr i wilgoć powodują erozję twierdzy. Widać to na jej ścianach. Ich remontowanie polega na uzupełnianiu wyrw kamieniami, m.in. tymi, które odpadły z muru.

Ponadto trwa odgruzowywanie kazamat i fos, dzięki czemu trafiają się ciekawe znaleziska w rodzaju kul, broni, guzików, monet, ceramiki. Niedawno w fosie Bastionu Górnego odkopano XIX-wieczną szablę. Wszystkie ciekawe znalezione przedmioty są następnie prezentowane zwiedzającym. Niektóre z nich można osobiście „poczuć”, na przykład żelazną kulę armatnią. Wisi na metalowej lince. Wygląda niepozornie, ma jakieś 10 cm średnicy.

– Proszę, może pan sprawdzić, jakie to lekkie – zachęca przewodniczka. Biorę pocisk w rękę i… muszę użyć naprawdę dużej siły, żeby ją podnieść.

Niezdobyta

Na szczycie bastionów tu i ówdzie stoją armaty. To część militariów, którymi dysponuje obecnie twierdza. W skład artylerii fortecznej wchodzą m.in. armaty 12-funtowe, moździerze, haubica, karabiny skałkowe, kule armatnie, bomby, granaty. To dalekie echo 264 dział i moździerzy, które kiedyś były na wyposażeniu twierdzy. Czasami dla uczestników wycieczek używa się niektórych z egzemplarzy broni. Umundurowani przewodnicy demonstrują turystom strzał z muszkietu bądź pistoletu. Zwykle uprzedzają, że będzie głośno. I jest. Kiedy naładowana czarnym prochem broń wypala, to mimo zatkanych uszu czuje się siłę fali dźwiękowej w całym organizmie. Sporadycznie odzywają się też działa.

Wchodzimy na koronę donżonu. Rozciąga się stąd piękna panorama Gór Bardzkich i Sowich. Budzi się refleksja, jak wielki musiał być wysiłek państwa, żeby na tym pustkowiu wśród gór wznieść coś tak ogromnego. W latach 1765–1777, gdy trwała budowa twierdzy, wydano ogromne środki na coś, co w praktyce zostało „użyte” tylko raz, w 1807 roku, podczas wojen napoleońskich. Wojska francuskie obległy wówczas twierdzę, ale pokój w Tylży przerwał działania oblężnicze, dzięki czemu zyskała ona miano niezdobytej. Dziś zdobywają ją jedynie coraz liczniej przybywający turyści, a to daje wielką nadzieję na dalszy rozwój tego pięknego miejsca.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.