Karminadel w garści

ks. Adam Pawlaszczyk

GN 29/2022 |

publikacja 21.07.2022 00:00

Karminadel z „Perły w koronie” przeszedł do historii, matriarchat do historii odszedł. Czy powinna budzić się tęsknota za czasami, w których słowo „matka” znaczyło dokładnie to samo co „dom”? Bo na Śląsku i dom, i matka to świętość.

Nikiszowiec – najsłynniejsze osiedle robotnicze na  Górnym Śląsku. ROMAN KOSZOWSKI /Foto gość Nikiszowiec – najsłynniejsze osiedle robotnicze na Górnym Śląsku.

Mój się oświadczył na drugiej randce – Gertruda Prasoł, zazwyczaj uśmiechnięta, popada w zadumę wspominając zmarłego męża. – Przyniósł pierścionek zaręczynowy. Powiedziałam mu: „Czyś ty zgup? Mama mnie z chałpy wyciepnie”. Wziął ten pierścionek, zawiózł z powrotem do jubilera i wymienił go na zegarek, który potem mi dał, mówiąc, że dzięki temu nikt nie będzie wiedział, że jesteśmy zaręczeni. Mam go do dzisiaj, ale dopiero niedawno dowiedziałam się, że on jest cały ze złota – kończy opowieść pani Gertruda.

Złoty zegarek podarowany ukochanej zamiast pierścionka? Specyficzny sposób wyznawania miłości. Cel osiągnięty, więc dlaczego nie?

Stereotypy w dobrej wierze

O Śląsku nie da się mówić inaczej jak subiektywnie, jeżeli się jest Ślązakiem. Może więc pojawić się u odbiorcy wrażenie, że czyta tekst wypełniony stereotypami. Bez względu na to, czy mówisz o śląskiej duszy, czy jedynie o roladzie, zawsze możesz popełnić błąd. Trzeba tego zastrzeżenia, bo Śląsk, w przeciwieństwie do wcześniej odwiedzanych przez dziennikarzy „Gościa Niedzielnego” regionów, nie jest tyglem kultur. Nawet ci, których w związku z rozwojem górnictwa pojawiło się tu sporo, stopniowo się asymilowali w zupełnie naturalny sposób. Zapewne dlatego, że tutejsza kultura ma w sobie jakiś paradygmat siły. Zofia Kossak w Poznaniu w roku 1932 mówiła: „Wytrwałość. Wytrwałość jest może cechą najbardziej charakterystyczną w psychice śląskiej”. Coroczne pielgrzymki do Matki Bożej Piekarskiej, które gromadzą tysiące kobiet i mężczyzn, nawet jeśli dzisiaj już nie tak liczne jak przed półwieczem, tę wytrwałość potwierdzają. Trzeba się trzymać tego, co zostało wybrane i dokonane – zdaje się brzmieć w śląskim charakterze. Ślązak jest po prostu twardy. Z taką samą stanowczością traktuje zarówno siebie, jak i innych. I prawie nigdy nie bywa romantykiem, nawet jeśli pisze wiersze albo mówi o swoim przywiązaniu do tej ziemi. A mówi głośno, bez względu na płeć, zwłaszcza jeśli jest w towarzystwie sobie podobnych. I jeszcze jedna charakterystyczna cecha Ślązaków: baba godo dużo, chop tego nie lubi, woli siedzieć cicho.

Matriarchalny dryl

– No, nareszcieś się odezwoł, boch już myślała, że ci na grubie gymba przysypało! – śliczna, młoda żona odwraca się od pieca, reagując na pierwsze i jedyne zdanie, które jej mąż wypowiedział od przyjścia z gruby: – Co? Ni ma dzisiej miynsa? Chopcy godali, że mioł być karminadel!

Dwóch małych synków stoi przed stołem, jeden z nich ma ręce założone do tyłu. Matka spogląda na chłopców, każe im otworzyć usta i pokazać, czy nie ma w nich zagubionego karminadla: „Otwiyrać gymby i jęzory na dół!”. Mąż, na którego patrzy chwilę potem, robi to samo. I to on wymyśla rozwiązanie tego zabawnego, ale mającego przecież jakiś wychowawczy walor problemu. Karminadel wraca na talerz.

Wyjątkowo dobrze pokazano w tej scenie, że w śląskich chałpach panował matriarchat. Było sporo miłości. Ale bez żadnego cackania się. Słynny karminadel z filmu Kutza „Perła w koronie” przeszedł do historii, matriarchat, zdaje się, do historii odszedł – za sprawą przemian społecznych i podejmowania pracy zarobkowej przez kobiety. Czy powinna budzić się tęsknota za czasami, w których słowo „matka” znaczyło dokładnie to samo co „dom”? Bo na Śląsku i dom, i matka to świętość. „Kiej cały przejedziesz świat i setki dróg bydzie za tobom, pamiyntoł bydziesz ino ta jedna najprostszo z nich, ta, co prowadzi do dom” – śpiewa zespół Ober­schlesien. Twarde heavy­metalowe brzmienie nakłada się na tę sentymentalną opowieść o czasach starych jak charakter Ślązaków. Powtórzmy: prawie nigdy nie są romantykami, nawet jeśli piszą wiersze! Może dlatego rzadko mówią „kocham cię” i całują na powitanie…

Maszynka youtuberki

Wbrew opinii zawartej w poprzednim zdaniu Gertruda Prasoł wita nas wylewnie. Zachowuje się tak samo naturalnie i spontanicznie jak na swoich filmach z YouTube’a z cyklu „Gotuj z Trudką”. A czego ona już tam nie ugotowała! Filmy kręcone są bez profesjonalnego sprzętu, po domowemu, w kuchni. Występuje w nich często stara maszynka do mięsa. – Jo to miynso już wcześnij pomliła, bo wiycie, jo mom ino tako staro rynczno maszynka i jo bych spuchła tu przy wos, jakbych to miała wszysko mleć – mówi w odcinku o wuszcie i szałocie, kręconym w okresie wielkanocnym. Poszczególne dania przygotowuje właśnie na różne święta w roku – są więc makówki na Wilijo, wuszt na Wielkanoc, rolady na odpust czy… wodzionka na beztydziyń. Tymczasem ubrana w tradycyjny śląski strój – z tych na beztydziyń właśnie – przedstawia Podlesianki, grupę przesympatycznych pań, których szefowa – Krystyna Nicińska – obchodzi swoje osiemdziesiąte piąte urodziny. Powstały w Katowicach-Podlesiu w 1984 roku zespół folklorystyczny, nagradzany na pokazach folklorystycznych za autentyczność strojów, jest laureatem lokalnych i ogólnopolskich przeglądów zespołów regionalnych. Spotykamy się w mikromuzeum, izbie regionalnej, w której prowadzone są lekcje o Śląsku dla uczniów okolicznych szkół. Pomieszczenie wypełnione jest różnymi sprzętami gospodarstwa domowego, starymi meblami, często nieznanymi już młodemu pokoleniu.

Panuje przesympatyczna atmosfera, bo oczywiście jest… głośno. Jest taka specyficzna cecha tych babskich śląskich posiedzeń – co chwilę zdarza się, że wszystkie godają jednocześnie, a i tak każda z nich słyszy i rozumie pozostałe. Normalnie cud! Pierwsza taka sytuacja ma miejsce, gdy zagadujemy o szałot. Popularnie nazywany w Polsce sałatką jarzynową, na Śląsku kojarzy się ze świętami i odpustem. Wielkie półmiski wypełnione szałotem lądowały w czasie zimnej płyty czy śniadania obok talerzy z kotletami schabowymi i kiełbasą. Szałot… no właśnie, ale jaki?

Milion sposobów

Szałot się robi z kartofli. Niektórzy, jak Urszula Pastuszka z Pszczyny, używają określenia „białe warzywa”. – Musiało ich być więcej niż tych ciemniejszych, zawsze dość drobno pokrojone – tłumaczy. – I obowiązkowo z majonezem – dodaje. No tak, ale na jednym ze swoich filmów youtubowa Trudka spore kawałki kartofli kroi na dość grube kawałki, kiełbasa na patelni już się skwarzy i zaraz wyląduje w misce razem z warzywami, całość zostanie okraszona tłuszczem, a majonezu ani śladu! Ba – są nawet takie wersje szałotu, w których śledź zastępuje kiełbasę. O to, jak wygląda oryginalny śląski szałot, Podlesianki zaczynają toczyć spór. – Ze śledziem to jest hekele! – tłumaczy Gertruda Prasoł. Z drugiej strony stołu słychać przeciągłe: – Nieeee! Hekele to musi być pomielone!

Wiadomo, że jest to spór nie do rozstrzygnięcia, bo wszystko zależało od zwyczajów panujących w domu i od jego zamożności. Od święta, które akurat przypadało, i od tego, czy do szałotu należało podać schabowego czy kiełbasę. Jakkolwiek by jednak śląskie smaki podsumować, jedno jest pewne – dominuje słony. I mięsa jest zapewne w śląskiej kuchni więcej niż w innych regionach Polski. Z czego to wynikało? Wspomniana scena z karminadlem kończy się w ten sposób, że ojciec odkrawa małe kawałeczki i daje każdemu z synków, a sam zjada resztę. Dziś nie do pomyślenia? Owszem, ale reguły gry były twarde, mężczyzna był jedynym żywicielem rodziny, praca w kopalni wycieńczająca, a mięso miało dawać siłę i budulec dla mięśni.

Kto jest „nasz”?

Ksiądz Krzysztof Karkoszka, proboszcz parafii św. Jacka w Bytomiu, oprowadza po pawilonie sąsiadującym z kościołem, który pełni funkcję małej regionalnej izby. Byfyj robi wrażenie, a kiedy się go otwiera, na górnych drzwiczkach widać mały mechanizm z klepsydrą, ówczesny rodzaj przypominacza o tym, że upłynął czas potrzebny do ugotowania jakiejś potrawy. Piasek po przesypaniu powodował obrót klepsydry do pozycji wyjściowej i odezwanie się małego dzwoneczka. – Kuchnia śląska to nie jest kuchnia prosta – opowiada ksiądz Krzysztof. – Nie jest oparta na półproduktach, wszystko trzeba od podstaw wykonać, trzeba mieć na to czas – dodaje. Trudno odmówić mu racji, zwłaszcza że niedługo potem o atmosferze panującej na Śląsku powie: – Kiedyś ludzie tutaj mieli na wszystko czas, dzisiaj już tak nie jest. – Czy Ślązacy mają jakieś cechy szczególne? – dopytuję. – Ślązacy, ci, których ja znam z dzieciństwa, mający śląskość we krwi, to ludzie, którzy na pewno mają twardy charakter – odpowiada kapłan. I dodaje: – Nie poddają się byle jakim przeciwnościom i w swych działaniach są uczciwi. Ale w zderzeniu z rzeczywistością współczesną te ideały się zacierają.

Pani Krystyna Nicińska, ubrana w „kościelny” strój (nie ten galowy), przekonuje, że jej mama zawsze robiła ten ze śledziem i on jest najbardziej typowy. Inne gospodynie milkną, trochę z szacunku dla sędziwej jubilatki, ale dodają po cichu, że majonez zawsze musi być.

Kościół, do którego nas prowadzi, wzbudza zachwyt. Święty Jacek na tym „różanym wzgórzu” (stąd Rozbark – nazwa dzielnicy Bytomia) jest świadectwem ówczesnego bogactwa jego mieszkańców. Ksiądz Krzysztof Karkoszka to proboszcz z gatunku takich, co zawsze sobie znajdą coś do zrobienia, i widać to wyraźnie po wyglądzie powierzonej mu niedawno świątyni. A właściwie dwóch świątyń – dolna krypta, choć mniejsza od monumentalnego kościoła górnego, nie ustępuje mu blaskiem. Zaprojektowana w stylu neoromańskim, udekorowana jest malowidłami secesyjnymi i neoromańskimi. Na jednym z nich patron kościoła, mający wedle tradycji przemawiać na rozbarskim wzgórzu, oddaje pokłon Matce Bożej. Po niedawnej renowacji odsłonięto dwujęzyczne napisy przy grocie lurdzkiej i w bocznym ołtarzu poświęconym ofiarom I wojny światowej. Po polsku i po niemiecku wyrażono na ścianie wdzięczność „naszym” poległym żołnierzom. „Biorąc pod uwagę pograniczny charakter tych terenów oraz powtórzenie napisu w dwóch językach, trudno określić, po której stronie walczący żołnierze są „naszymi” – napisał w „Ukrytej perle Rozbarku” Szymon Zmarlicki. I dodał: „Myśląc eschatologicznie, można jednak uznać, że przed Bogiem wszyscy staniemy równi”.

Między nami Ślązakami

Podlesianki, oprócz cudownego poczucia humoru, mają jeszcze jedną właściwość – są absolutnie zakochane w kulturze Śląska, w tym, o czym opowiadają między innymi dzieciom w trakcie lekcji regionalnych. Pani Ania wspomina, jak kiedyś przyszła do niej klasa z nie najlepszą opinią – że niby rozrabiaki. A ona zaczęła im opowiadać o… śmierci. O tym, jak się umierało w śląskim domu. Z jakim przejęciem dzieci tego słuchały… – Dzisiaj śmierć jest tematem tabu, a przecież w tradycyjnej wielopokoleniowej rodzinie wszystko, co z życiem i śmiercią było związane, dokonywało się właśnie w domu. Od urodzenia do śmierci człowiek był otoczony najbliższymi. Kiedy zmarł, trumnę ustawiano w domu i modlono się przy niej. Wynosząc przez próg, stukano w niego trumną i trzykrotnie powtarzano: „Szczęść Boże!” – opowiada pani Ania.

Jej koleżanki zaczynają mówić o tym, jakie relacje panowały w śląskich rodzinach. Lidia Chruszcz: – Zawsze był ogromny szacunek do rodziców i dziadków. Używało się nie tylko drugiej osoby liczby mnogiej – „wy”, ale i trzeciej. Tak moja teściowa mówiła do swojej teściowej – „oni”. „Oni byli”, „oni przyszli”, „oni seblykli się” [rozebrać się – przyp. A.P.]. Gabriela Suchanek: – Jak jo do babki godała, to było: „Babko, bylibyście tacy dobrzy i zrobilibyście to i tamto?”.

Podlesianki z niesłabnącym entuzjazmem i dość głośno wymieniają po kolei wszystkie etapy życia człowieka, na których śląska tradycja odciskała swoje piętno. Szykują się na następny występ, więc jeszcze czeka je próba śpiewu. Energią mogłyby obdzielić sporą liczbę współczesnych nastolatek. Gertruda Prasoł kroi swój kołocz, żeby nas nim obdarować na drogę. Zupełnie jak po weselach w Radzionkowie, z których do dziś wychodzi się obładowanym jedzeniem. Takie – dzielone z innymi – smakuje prawdopodobnie najlepiej. •

Panczkraut – ciapkapusta

Ziemniaki obrać i ugotować w osolonej wodzie. W drugim garnku ugotować do miękkości kiszoną kapustę z dodatkiem ziela angielskiego i pół szklanki wody. Na patelni podsmażyć pokrojone w kostkę boczek wędzony i cebulę z dodatkiem majeranku (pół łyżeczki). Ziemniaki odcedzić i przecisnąć przez praskę, wymieszać z boczkiem i cebulą oraz kapustą (po usunięciu z niej nadmiaru wody i ziela angielskiego). Dodać sól i pieprz do smaku. • 1 kg ziemniaków • 500 g kiszonej kapusty • 200–250 g wędzonego boczku • 1 cebula • ziele angielskie • majeranek • sól • pieprz • olej do smażenia lub smalec

Karminadle

Mięso zmielić w maszynce, dodać rozmoczoną w mleku bułkę oraz przysmażoną na oleju drobno pokrojoną cebulę, potem jajko i przyprawy do smaku. Wszystko dokładnie wymieszać, formować kotlety i obtoczyć w bułce tartej. Piec z obu stron na rozgrzanym smalcu na złoty kolor. • 1 kg mięsa wieprzowego (łopatka, karczek lub szynka) • 1 większa cebula • 1 duża bułka pszenna • 1 duże jajko • mleko • sól, pieprz, majeranek • bułka tarta • olej do podsmażenia cebuli • smalec do smażenia kotletów

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.