Światło nie tylko okopowe

Agata Puścikowska

GN 3/2023 |

publikacja 19.01.2023 00:00

W przygotowywaniu świec jest jakiś mistycyzm: dawanie dobra, nadziei, modlitwy.

Siostra Małgorzata wraz z grupą wolontariuszy z Krasiłowa zajmuje się produkcją świec od listopada. Archiwum sióstr kapucynek w Krasiłowie Siostra Małgorzata wraz z grupą wolontariuszy z Krasiłowa zajmuje się produkcją świec od listopada.

Dają światło i ciepło. Można się rozgrzać, podsuszyć ubranie, buty, ugotować wodę na herbatę albo przyrządzić zupę instant. Pozwalają na chwilę wytchnienia, pomagają przetrwać trudne chwile… Świece okopowe. Robią je cywile w Ukrainie, ale przygotowują też Polacy wspólnie z uchodźcami. Na taką świecę składają się: puszka po konserwach, odpowiednio spreparowany knot z kartonu i sporo roztopionego wosku. Do tego odrobina czasu, sprawne ręce i trochę energii. Nie tyle prądu, ile ludzkiej energii, świadomości, chęci wspólnego działania. Powstaje nie tylko fizyczne ciepło. Czasem tej czynności towarzyszą… anioły.

Ze stanu wojennego…

Polska zaczęła bardziej masową „produkcję” świec okopowych pod koniec listopada, gdy walczący zaczęli zmagać się z zimnem. Chłodne noce, śnieg, deszcz. Świece zwane okopowymi – bo najczęściej służą żołnierzom przebywającym w takich umocnieniach – najpierw zaczęto wykonywać na terenie Ukrainy. Młodzież, dzieci i starsi zbierają stare świece i puszki, z których wykonują nowe i przekazują je wojsku. Metodą pantoflową informacja o zapotrzebowaniu na te przedmioty dotarła do Polski. W akcję, niezależnie od siebie, włączyły się osoby prywatne, instytucje i parafie. Inicjatywa jest oddolna i nigdzie nie koordynowana. A działa świetnie.

Piotr Stasiuk spod Warszawy do momentu wybuchu wojny w Ukrainie był w tym kraju tylko raz. Dawno temu prowadził tam oazę. Nie mógł jednak pozostać obojętny na ludzką biedę, krzywdę i przemoc, zaczął więc organizować pomoc, jeździć z darami, pomagać w punkcie dla uchodźców. – Widziałem ludzkie dramaty, ból, cierpienie. To mocno zapisało się we mnie. Organizowałem zbiórki żywności, materiałów opatrunkowych, leków – opowiada. – Jesienią od Ukrainki, która się u nas schroniła, usłyszałem o świecach okopowych i zaczęliśmy działania: przygotowujemy świece na terenie Józefowa. Pomagają uchodźcy, mieszkańcy zbierają świece do przetopienia, a świetlica parafialna daje nam przestrzeń do produkcji.

Raz w tygodniu pan Piotr zwołuje wolontariuszy. Przychodzą do świetlicy wieczorem, po pracy i zajęciach. Większość to Ukrainki, których mężowie i synowie są na froncie. – Na początku działaliśmy na zasadzie prób i błędów. Trzeba się było wszystkiego nauczyć, stworzyć „linię produkcyjną”. Jestem inżynierem z wykształcenia, więc poradziliśmy sobie dość sprawnie i teraz wszystko działa jak w zegarku – uśmiecha się pan Piotr. – Trzeba odpowiednio przyciąć karton, koniecznie karbowany w środku, potem jego pasek zwinąć ciasno w rulon i wstawić do środka zwinięty knot – też z kartonu. Najlepsze są kartony miękkie. To wymaga precyzji, by wszystko się trzymało i nadawało do zalania stopionym woskiem.

Skąd mają parafinę? Ludzie przynoszą niepotrzebne „ogryzki” świec, które zalegają w szufladach wielu domów. – Najbardziej byłem zaskoczony, gdy znajomy przyniósł sporą paczkę świec z okresu stanu wojennego. Odnalazł ją po latach w piwnicy. Zakupiono je wtedy na wypadek braku prądu, może i wojny – opowiada Piotr Stasiuk. – Przydały się po czterdziestu latach, na wojnie, lecz zupełnie innej… Czy ktoś pomyślałby o tym dawno temu?

Pani Luba gotuje mieszaninę starych świec, kolorowych i białych. Niektóre pachną naturalnym woskiem, inne sztucznymi olejkami. Gorącym płynem zalewa kolejną puszkę z kartonem w środku. Trzeba to robić ostrożnie: najpierw jeden kubek, potem – gdy parafina zastygnie – kolejny. Tak aby wysycić całą puszkę i żeby cały karton został dobrze zatopiony.

Mąż pani Luby jest oficerem. Walczy w rejonie Donbasu. Kontakt z nim jest utrudniony. Może jednak ta świeca do niego dotrze? I ogrzeje. A jeśli nie ta, to inna – od innych ludzi dobrej woli, którzy myślą, modlą się, pamiętają.

Świece są pakowane w pudełka, każde jest spore i ciężkie. – Jadą do Lwowa, do osoby, która rozsyła je dalej. Trzeba mieć pewność, do kogo trafią, bo wojna generuje również nieuczciwość. Słyszałem o takich sytuacjach, gdy nie są one oddawane, lecz sprzedawane. Dlatego trzeba być roztropnym i mieć sprawdzone miejsca i ludzi – opowiada pan Piotr. – Często wysyłamy świece jakąś „okazją” – na przykład gdy ktoś z Polski jedzie na Wschód z darami.

Anioły fruną do swoich

Iwona Marciszak z Komitetu Pomocy Ukrainie w Stargardzie wraz z setkami przyjaciół, głównie uchodźców, robi świece od listopada. – Teraz w internecie znajdziemy wiele filmików instruktażowych, można się szybko nauczyć. My byliśmy pionierami – uśmiecha się. – Włączyliśmy się w akcję jako parafia greckokatolicka i Związek Ukraińców w Stargardzie. Również prywatne osoby, w swoich domach, przygotowują świece i przynoszą je do wyznaczonych punktów. Puszki zbieramy przy blokach, a przy śmietnikach umieszczamy napisy „Tu wrzuć puszki”. Jeździmy też po szkołach, instytucjach. Całe miasto zbiera puszki i stare świece – opowiada pani Iwona. – Potem spotykamy się w grupie i zajmujemy się produkcją – dodaje.

Skręcanie kartonu do puszek to dość trudne zadanie. Bolą ręce. – Nasi zdolni panowie wymyślili więc „skręcacze” do kartonu. Wyglądają trochę jak maszynka do mielenia mięsa. Dzięki nim praca idzie szybciej – mówi pani Iwona.

Początkowo parafinę dokupywano, bo do wysycenia jednej świecy potrzeba naprawdę dużo płynu. Obecnie wystarczą przetopione resztki starych świec. – Musieliśmy też opracować odpowiednią wysokość i szerokość świec, by paliły się dobrze i jak najdłużej. Najlepiej jest, gdy palą się nawet cztery godziny. Puszka powinna być nie za wysoka i niezbyt wąska. I nie może być z miękkiego metalu, jak aluminium. Jeśli mamy wysokie puszki, wolontariusze docinają je do odpowiedniego rozmiaru – tłumaczy.

Komitet Pomocy Ukrainie co tydzień wysyła na Wschód transport darów: jedzenie, ubrania, śpiwory itd. Świece w większości są wykonywane przez kobiety pochodzące z Ukrainy, które schroniły się w Stargardzie: matki i żony żołnierzy. Przygotowują je z miłością, nadzieją… i tęsknotą. – Do każdego transportu dodajemy kilkaset świec. Wtedy nie generuje się dodatkowych, zresztą bardzo wysokich, kosztów. Nasze świece trafiają do miejscowości Bojarka, leżącej za Kijowem. Mamy tam zaprzyjaźniony punkt, z którego żołnierze odbierają świece. Co ważne: do każdej przyczepiony jest krótki liścik z dobrym słowem, wsparciem, pocieszeniem. Wysyłamy słowo, które wzmacnia.

Liściki przybierają formę papierowych aniołków. Piszą je, czasem dziecięcymi kulfonami, najmłodsi uchodźcy: „Drodzy obrońcy! Wierzymy, że do nas wrócicie. Bronicie naszej Ojczyzny, a my wam posyłamy nasze ciepło i anioły”. Albo: „Niech ciepło świecy i skrzydła anioła was chronią! Zwyciężymy, jesteśmy z wami. Kochamy was, wracajcie żywi”. Anioły fruną na front wraz z ciepłem świec i modlitwą. Żołnierze dziękują za te dary i w miarę możliwości odsyłają podziękowania, czasem fotografie. Świece i anioły powodują konkretne ciepło: rąk, nóg. I dają światło, nie tyle nawet okopu, ile serca.

Po dobrej stronie

– Robimy świece i będziemy je robić, bo mamy absolutną pewność, że stoimy po stronie dobra i prawdy – mówi Michał Owczarski, prezes Fundacji Życie z Łodzi. – To taka nasza walka, stawianie granic złu, podgrzewanie, nomen omen, dobra.

Ludzie z fundacji przygotowują nawet 300 świec dziennie. Usprawnili pracę, opanowali technologię, więc idzie im to dość łatwo. – Jeśli puszki są wyższe, przycinamy je do około 8 cm, zawijamy ostre krawędzie. Wolontariusze zbierają również dla nas świeczki. Wosk sojowy jest lekki, parafina ciężka. Mam już recepturę na idealne wypełnienie: mieszam w kociołku parafinę, wosk i stearynę. Czasem dolewam pachnącego olejku – tłumaczy.

Michał Owczarski mówi, że dobrze wykonana świeca to gwarancja ciepłego posiłku dla żołnierza czy herbaty rozgrzewającej ciało. – Żołnierze stawiają na puszkę takie minikuchenki, metalową obręcz, kubek. Dzięki temu pozyskują ciepło potrzebne do przetrwania zimą na froncie – wyjaśnia. – Świece wykonują panie z Irpienia czy Buczy. Obecnie nasza pomoc dociera w rejon Odessy, do naszej koleżanki Polki, która pomaga na odcinku chersońskim – dodaje.

Pan Michał był inicjatorem pierwszego okna życia w Łodzi. Teraz uruchomił… okno światła. – Przy ul. Jaracza w Łodzi można zostawić puszkę, karton, świece. Zbieramy też fundusze, za które dokupujemy parafinę – mówi. – Jedna świeczka kosztuje wówczas 4 zł.

Caritas w Gnieźnie od listopada prowadzi zbiórkę puszek, parafiny i wosku. Mieszkańcy przynoszą je do uruchomionego w listopadzie ubiegłego roku Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom. Placówka działa ulicy ul. Seminaryjnej 2 w Gnieźnie. Pomoc i wsparcie psychospołeczne otrzymują w niej uchodźcy i migranci, którzy schronili się w Polsce po wybuchu wojny w Ukrainie. Jako wolontariuszki pracują w niej także panie Olia i Ludmiła – inicjatorki wyrobu świec okopowych. – Chcemy, aby pomoc Caritas była celowa, dlatego przygotowujemy również paczki żywnościowe. Nasze wolontariuszki z Ukrainy mają kontakt z żołnierzami i wiedzą, co jest im najbardziej potrzebne, stąd akcja wyrobu świec – mówi Lucyna Muniak, rzecznik prasowy Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej.

Krasiłów, Ukraina. Siostry kapucynki, w tym s. Małgorzata Stankiewicz, przygotowują świece od kiedy przyszły pierwsze chłody. – Jesienią dowiedziałyśmy się, że żołnierze potrzebują okopnych [określenie ukraińskie ­­– A.P.] świeczek – mówi s. Małgorzata. – Jeśli dobrze zrobi się taką świecę, to potrafi ona dawać światło i ciepło nawet do ośmiu godzin. Metal się nagrzewa, więc puszka działa jak malutki piecyk. Gdy ktoś stawia nad tym czajniczek czy kubek, ma ciepły posiłek.

Siostry otrzymują tekturę od miejscowych, swoich sąsiadów. Podobnie jest z woskiem. Coraz częściej stare świece przysyłają polskim kapucynkom parafie z Polski. Paczki dość sprawnie przesyłane są specjalną pocztą do Krasiłowa, gdzie odbywa się potem produkcja. I chyba to wspólne przygotowywanie świec ma większy i ważniejszy wymiar niż zapewnienie żołnierzom ciepła. Jest w tym jakiś… mistycyzm. – Dostajemy stare świece z gospodarstw domowych, ale też kościołów. Często docierają do nas stare, poniszczone paschały. Ten gest ma wyjątkowy wymiar, bo powstająca wówczas świeczka jest poświęcona, omodlona. Mamy świadomość, że daje i ciepło, i światło, i ducha…•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.