Kawałek Polski w Ameryce

ks. Arkadiusz Nocoń

GN 4/2023 |

publikacja 26.01.2023 00:00

W stolicy Meksyku znajduje się jeden z najstarszych na świecie kościołów pod wezwaniem św. Jacka, pierwszego polskiego dominikanina. Pojechaliśmy tam, by zobaczyć tę świątynię.

Plac nazwany imieniem świętego. Najsłynniejszy polski dominikanin jest również patronem wielu miejscowych instytucji, np. galerii sztuki. Plac nazwany imieniem świętego. Najsłynniejszy polski dominikanin jest również patronem wielu miejscowych instytucji, np. galerii sztuki.
Ymblanter /wikimedia

Dlaczego właściwie tak wam zależy, aby pójść na ten plac San Jacinto? – zapytała Adriana, znajoma Polka mieszkająca od wielu lat w stolicy Meksyku.

– A ty nie chcesz odwiedzić naszego świętego? – odpowiedziałem pytaniem.

– Którego? – zdumiała się.

– Świętego Jacka!

– Jacka? – nie dowierzała. – Przez wiele lat chodziłam do tej dzielnicy z moimi córkami, do polskiej szkoły przy naszej ambasadzie, i do głowy mi nie przyszło, że ten plac nosi imię polskiego świętego!

– Niestety, na tym polega jego pech – próbowałem ją podnieść na duchu – że słysząc imię św. Jacka w obcych językach: Jacinto (po hiszpańsku), Giacinto (po włosku), Hyacinthe (po francusku) czy Hyacinth (po angielsku), wielu rodaków nie podejrzewa nawet, że chodzi o jednego z „ojców naszego narodu”, jak słusznie czasem nazywa się tego pierwszego polskiego dominikanina. Obojętnie więc przechodzimy obok katedr i bazylik noszących jego imię na całym świecie (w Polsce, niestety, nie ma ani jednej!), obok jego obrazów w największych muzeach świata (np. w paryskim Luwrze) czy obok pomników, placów, ulic jego imienia. A przecież powinno nam wtedy mocniej zabić serce, tak jak bije ono mieszkańcom Ameryki Łacińskiej, którzy wyjątkowo kochają naszego świętego. Słyszałem, że gdy młodzież stamtąd dowiedziała się w czasie ŚDM w Krakowie w 2016 roku, że grób św. Jacka znajduje się w pobliskim klasztorze dominikanów, pobiegła tam w te pędy, jakby przybyła tam właśnie jakaś gwiazda filmowa.

Dwa lata po kanonizacji

Nam tymczasem serce mocniej zabiło, bo oto dochodziliśmy do San Angel – jednej z najstarszych dzielnic tej ogromnej światowej metropolii (ze swoimi ponad 20 milionami mieszkańców miasto Meksyk mieści się w pierwszej piątce największych miast na świecie). Samo San Angel stanowiło kiedyś odrębne miasteczko; później zostało wchłonięte przez stolicę-molocha, ale o dziwo udało mu się zachować swój pierwotny, urokliwy siedemnasto- i osiemnastowieczny charakter, z brukowanymi uliczkami i kolonialnymi domami pokrytymi pnączem. Od czasu do czasu San Angel tętni również życiem, czy to podczas hucznie obchodzonych świąt narodowych, czy też w czasie organizowanego w tej dzielnicy jednego z najbardziej znanych w Meksyku jarmarków sztuki ludowej.

Doszliśmy właśnie na wysadzony drzewami plac św. Jacka w centrum tej starej, malowniczej dzielnicy. Rozglądamy się wokół: galeria sztuki, kawiarnia, nawet tutejsze taksówki z dumą podkreślają przynależność do tego miejsca, eksponując wszędzie napis: San Jacinto. Naszym celem jest jednak znajdujący się obok placu kościół św. Jacka. Z nielicznych dostępnych nam informacji dowiedzieliśmy się, że ewangelizację miejscowej ludności prowadzili od roku 1526 dominikanie. To oni właśnie na miejscu dzisiejszej świątyni wznieśli najpierw małą kapliczkę poświęconą Matce Bożej Różańcowej, a później, gdy do Nowej Hiszpanii, jak nazywano Meksyk, dotarła wiadomość o kanonizacji św. Jacka (1594 r.), wzniesiono tutaj na jego cześć kościół (1596 r.), będący jednym z najstarszych w stolicy! Kto wie, czy nie jest to także najstarszy kościół pod wezwaniem św. Jacka w całej Ameryce – powstał przecież zaledwie dwa lata po jego kanonizacji.

Niestety, nie możemy zgłębić tych informacji, bo w zakrystii nie ma żadnej książki na temat dziejów tego miejsca, a obfituje ono przecież w wydarzenia historyczne i niezwykłe pamiątki. Już przed wejściem do świątyni, której szaro-czerwona bryła kontrastuje z żywymi kolorami otaczającego ją ogrodu, spotykamy jeden z najstarszych w całym Meksyku krzyży rzeźbionych w kamieniu, łączących elementy chrześcijańskie i pogańskie. Równie ciekawe są wnętrze świątyni i rzeźbiony ołtarz, w ozdobnym stylu churrigueresco, jeden z najciekawszych w całej okolicy. Na jego szczycie rzeźba św. Jacka, z monstrancją i figurką Maryi, w nawiązaniu do jego słynnej ucieczki z płonącego Kijowa.

Ludzki święty

– Skąd św. Jacek w Meksyku? – pyta Adriana, gdy wychodzimy z kościoła i siadamy w okalającym go pięknym parku.

Jego kult dotarł do Ameryki dwiema drogami, za sprawą polskich osadników oraz dominikanów. Przykładem szerzenia kultu przez Polaków jest odnaleziony nie tak dawno w czasie wykopalisk w Jamestown w USA maleńki miedziany medalik przedstawiający św. Jacka, wykonany prawdopodobnie w Rzymie z okazji jego kanonizacji, 17 kwietnia 1594 r. Dotarł on do Jamestown, pierwszego przyczółka europejskiej cywilizacji w Ameryce Północnej, w roku 1608, wraz z grupą polskich rzemieślników, która później pięknie zapisała się w historii USA – ale to już osobna historia.

Natomiast dominikanie po kanonizacji swego starszego współbrata krzewili wszędzie jego kult, również w Ameryce. Oficjalny kult to jednak nie wszystko, święty czymś musiał ująć, zdobyć tutejszą ludność. Niewątpliwie zadecydował o tym jego „ludzki” charakter. Święty Jacek nie grzmi, nie straszy sądem (inna rzecz, że nie zachowały się żadne jego pisma), ale współczuje ludzkiej biedzie: matce, która utraciła swoje dziecko, młodzieńcom, których dotknęła poważna choroba, chłopom, którym grad zniszczył zboże.

– Idealny święty na tutejszą mentalność – zauważa Adriana.

– Nie tylko na tutejszą – mówię. Zapytałem ostatnio jednego z polskich biznesmenów, prywatnie wielkiego czciciela św. Jacka, czym ujął go ten święty. – Wiesz – usłyszałem – męczeństwa się boję, więc tu św. Jacek już ma „plus”. (śmiech) Ale na poważnie – ujęło mnie to, że stworzył w Polsce świetną „korporację”! W tak krótkim czasie, w ciągu zaledwie trzydziestu lat, powołał do życia prawie trzydzieści klasztorów, kwitnących ośrodków życia duchowego i naukowego! Polska przed św. Jackiem i po nim to przecież zupełnie inny kraj, tak ją zmienił. Jako biznesmena nie może mnie to nie zachwycać!

Odpoczęliśmy. Pora wracać do domu. Z jednej strony cieszymy się, że udało nam się „odwiedzić” naszego rodaka, że jego kościół jest zadbany i że tętni życiem (ilość Mszy Świętych i grup działających przy kościele zrobiły na nas wrażenie). Z drugiej strony trochę nam żal, że tak rzadko zaglądają tutaj grupy z Polski (jeśli w ogóle zaglądają), licznie odwiedzające stolicę Meksyku: sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe i sąsiadującą z San Angel dzielnicę artystów Coyoacán (kiedyś mieszkał w niej wybitny poeta Edward Stachura, a ostatnio sławny dziennikarz, antropolog i podróżnik Wojciech Cejrowski). Stąd naprawdę już niedaleko na Plaza San Jacinto, kawałek Polski w środku tej ogromnej światowej metropolii.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.