Kszyk w krzakach. Największy w Polsce park narodowy kończy niedługo 30 lat

Jakub Jałowiczor

GN 17/2023 |

publikacja 27.04.2023 00:00

Najwięcej turystów przybywa na rozlewiska Biebrzy latem. Jednak najpiękniejsza jest tu wiosna.

Meandry Biebrzy są domem wielu gatunków rzadkich ptaków. Henryk Przondziono /foto gość Meandry Biebrzy są domem wielu gatunków rzadkich ptaków.

Doskonały czas na obserwację to pierwsze dwie godziny po wschodzie słońca. Kiedy nad doliną Biebrzy unosi się poranna mgła, słychać ćwierkanie, kląskanie i piski. Na łąkach widać żurawie. Od czasu do czasu z głośnym gęganiem podrywają się w powietrze dzikie gęsi. Ptasi hałas nie ustanie do końca dnia. Kiedy idziemy przez las, z zarośli dobiega jakiś dziwny odgłos, coś między dudnieniem a sygnałem sonaru. Co to za ptak? Autor nietypowych dźwięków dobrze się chowa. Nie widać go, choć słychać co chwilę.

Ptaki gniazdujące na podmokłych łąkach i torfowiskach to chluba obchodzącego trzydziestolecie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Od dawna przyciągają miłośników ornitologii, choć w ostatnich latach nad Biebrzą coraz więcej jest turystów szukających po prostu odpoczynku z dala od cywilizacji. W ciągu ostatnich dekad zmieniło się tu więcej, także w przyrodzie. – Bagna to twory bardzo dynamiczne. Zmiany pojawiają się tu wraz z porami roku, ale i w ciągu lat – tłumaczy Artur Wiatr, dyrektor parku.

Fioletowa celebrytka

Biebrzańskie bagna powstały po ustąpieniu lodowca, mają zatem 10 tys. lat. Duże zmiany zaszły tu w drugiej połowie XIX w. Prowadzono wtedy prace melioracyjne, budowano kanały i zapory. W okolicach rzeki karczowano lasy, tworząc pola uprawne. Dziś park stara się przywrócić cieki do wcześniejszego stanu, a znaczną część dawnych gruntów ornych znów porasta las – sadzony przez ludzi i rozrastający się samoistnie. Także w ostatnich dekadach ekosystem nieco się zmienił. Tak jak w całej Europie, mniej jest cietrzewi. To gatunek lubiący chłód, wciąż liczny w Skandynawii, ale bardzo rzadki w zachodniej Europie. Jeszcze niedawno w dolinie Biebrzy żyło ponad 100 tokujących samców. Dziś jest ich dosłownie kilka. – Cietrzewie słyną z tego, że zimą się zaśnieżają: kopią norki w śniegu, śnieg za nimi zasypuje wylot i ptak siedzi całkowicie zagrzebany. To taktyka antydrapieżnicza – opowiada Piotr Marczakiewicz, prezes Towarzystwa Biebrzańskiego. Dawniej zdarzało się, że kiedy pracownicy parku szli przez zaspy, nagle wyskakiwało im spod nóg stado ptaków. Dziś, jak mówi Piotr Marczakiewicz, takie sytuacje się nie zdarzają. Liczniejsze niż kiedyś są za to ptaki ciepłolubne, jak pliszka cytrynowa czy czapla biała.

Nieco inna niż 20 lub 30 lat temu jest biebrzańska turystyka. Piotr Marczakiewicz wspomina, że kiedyś docierali tu niemal wyłącznie cudzoziemcy: Niemcy, Belgowie, Holendrzy. Przyjeżdżali wiosną, kiedy w przyrodzie najwięcej się dzieje. Oglądali przylatujące z ciepłych krajów ptactwo. Szczęściarze mogli trafić na zdarzającą się raz do roku inwazję gęsi, kiedy podobno robi się ciemno od chmary gęgających na całe gardło ptaków. Dziś zdecydowanie więcej jest polskich turystów, spędzających na Podlasiu urlop. Niektórych przyciągają szczególne zjawiska, takie jak kwitnienie sasanek. Aby zobaczyć te niewielkie fioletowe kwiaty, nie trzeba zapuszczać się w głąb bagien. Kiedy jedziemy ciągnącą się wzdłuż parku Carską Drogą, widzimy na poboczach ludzi, którzy przyklękają z aparatami fotograficznymi, żeby zrobić zdjęcie rosnącym tu sasankom. Zdarzało się, że kwiaty były kradzione do ogródków (choć podobno są zbyt delikatne, żeby przetrwać przenosiny), dlatego teraz pilnuje ich specjalna straż złożona z wolontariuszy, którymi kierują pracownicy parku. Wolontariuszka, którą spotykamy, przyjechała specjalnie z Malborka. Miała więc bliżej niż jej koleżanka z Jastrzębia. Teraz po kilka godzin dziennie w odblaskowych kurtkach pilnują sasanek, ale też wskazują je amatorom pięknych zdjęć.

Specjalnej straży nie ma knieć błotna zwana kaczeńcem. Widocznie potencjalni złodzieje nie mają w ogródkach podmokłego terenu, którego wymaga ta roślina. Urodą z pewnością nie ustępuje ona sasance i także w jej przypadku nie trzeba zapuszczać się daleko, by ją zobaczyć. W miejscowości Goniądz, na samym skraju parku, natrafiamy na całe łąki pięknych kaczeńców, w których brodzą łabędzie i bociany.

Cenne błota

– Najbardziej podoba mi się tu przestrzeń – tłumaczy Piotr Marczakiewicz, który przyjechał w te strony ponad 20 lat temu. – Mamy szeroką dolinę z meandrującą rzeką. Przyroda jest bardzo ważna, ale to z przestrzenią jest powiązane. Siedliska mokradłowe w całym kraju są zwykle osuszone, natomiast tu przetrwały. Zatem gatunków związanych z takimi terenami jest tu dużo.

– Znaczenie przyrodnicze doliny Biebrzy jest olbrzymie – dodaje A. Wiatr. – Mamy tu jedne z najcenniejszych torfowisk w tej części Europy. O unikatowej florze i faunie można by się rozpisywać długo. Biebrza to międzynarodowa ostoja ptactwa wodno-błotnego. Bytują tu takie rzadkości jak wodniczka, uszatka błotna, dubelt, rycyk, kulik wielki, batalion czy orlik grubodzioby.

Park narodowy utworzono we wrześniu 1993 r. Wcześniej na jego obecnym terenie znajdowały się dwa osobne rezerwaty. Pod koniec lat 90. do parku dołączono kilkanaście tysięcy hektarów terenów należących wcześniej do Nadleśnictwa Rajgród. Dziś Biebrzański Park Narodowy ma powierzchnię 592 km kw., jest więc niemal trzykrotnie większy od Tatrzańskiego i największy w Polsce. Wydarzeniem, które mogło tragicznie się na nim odcisnąć, był pożar z kwietnia 2020 r. Biebrzańskie zarośla płoną niemal co roku, czasem na obszarze większym niż 100 ha, ale tym razem skala zjawiska przerosła najgorsze oczekiwania. Pożar zaczął się od torfowiska Grzędy w środkowej części parku. Biegli stwierdzili później, że doszło do podpalenia, a ogień podłożono jednocześnie w kilku miejscach. Nie znaleziono jednak sprawców, więc nie wiadomo, co nimi kierowało. Pojawiały się różne hipotezy: wypalanie łąk, szalony piroman, poszukiwacze poroża, którzy chcieli oczyścić sobie teren. Było wyjątkowo sucho, więc ogień rozprzestrzenił się na powierzchni 5,5 tys. ha. Zagrożone były ludzkie domostwa. Jedynie akcja strażaków sprawiła, że pożar nie przeniósł się na tereny leśne. Szczęściem w nieszczęściu okazało się to, że nie zapalił się torf. Widocznie mimo suszy był wilgotny. Dzięki temu na zniszczone tereny wróciło życie i dziś prawie nie ma śladów po katastrofie z 2020 r. Torf odnawiałby się przez tysiące lat.

Zagadka wyjaśniona

– Widzieli panowie ślady wilków? – pyta nas strażnik, kiedy wracamy z trasy do samochodu. – Były tu w zeszłym tygodniu – dodaje. Nad Biebrzą jest kilka watah, ale nie przebywają tu na stałe. Wilki przemierzają bardzo duże terytoria, więc na terenie parku pojawiają się od czasu do czasu. W ostatnich latach w całym kraju jest ich dość dużo. Nie natrafiliśmy na ich ślady, za to w błotnistej ścieżce odcisnęły się wyraźnie kopyta łosia. Ich właściciela widać było z bardzo daleka. Wyszedł spomiędzy drzew na łąkę i po chwili wrócił do lasu. To największy tutejszy ssak. Z tych mniejszych można tu natrafić na bobra, wydrę czy borsuka. Nie brak też saren i zajęcy.

Uroki Biebrzy przyciągają nie tylko turystów. W 1993 r. zafascynowany tutejszą przyrodą Krzysztof Kawenczyński osiadł tu na stałe. Rodowity warszawiak prowadzący antykwariat zamieszkał w chacie w jednej z nadbiebrzańskich wsi. Choć uciekł od cywilizacji, zawodowa fascynacja pamiątkami dała o sobie w końcu znać. Krzysztof Kawenczyński zaczął zbierać dzieła podlaskich artystów ludowych, począwszy od rzeźb Dionizego Purty. Drewniane figury Matki Boskiej, aniołów i ptaków dały początek prywatnemu muzeum. Kawenczyński zbiera wszystko, co wiąże się z doliną Biebrzy i Podlasiem. Przedmioty szybko przestały się mieścić w jego domu w Budach, więc muzeum ma już oddział w pobliskiej wsi Trzcianne. Zobaczymy tu obrazy, albumy o biebrzańskiej przyrodzie, pamiątki pod francuskim szlachcicu Ludwiku de Fleury, który zamieszkał w tej okolicy w XIX w. Krzysztof Kawenczyński najwyraźniej nie zapomniał, że zajmował się antykami, bo zdobył też książki niezwiązane z doliną Biebrzy, ale niezwykle cenne, jak osiemnastowieczna holenderska Biblia, pięknie wydana historia Kościoła autorstwa Cezarego Baroniusza z 1601 r. czy fragment lwowskiego kalendarza na rok 1600. Jest też kamera Joanny Wierzbickiej, autorki dokumentów o tych stronach, oraz dzieła wielu ludowych twórców. W okolicy znajduje się też kilka państwowych muzeów. Można do nich zaliczyć centrum edukacyjne w siedzibie dyrekcji parku. To tylko jedna sala, ale jest w niej bardzo pomocny dla nas eksponat – urządzenie odtwarzające dźwięki biebrzańskich ptaków. Kiedy wciskamy guzik z wizerunkiem kszyka, rozlega się znajomy odgłos: coś między dudnieniem a sygnałem sonaru. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.