Gdzie był Bóg, kiedy…

Szukaj sensu z Koheletem. Andrzej Macura

publikacja 04.04.2011 13:23

Gdzie leży klucz do zrozumienia sensu? Mądrość jest dobra, ale nie do końca. Podobnie używanie życia. Co dają, gdy ludzkim życiem kieruje bezduszny władca? I dlaczego czasem dobrze powodzi się złym, a czasami dobrym?

Gdzie był Bóg, kiedy… Henryk Przondziono Agencja GN Gdy jeden choruje, a drugi nie, można powiedzieć: wola Boża. Gdy jednemu się szczęści, drugiemu nie – podobnie. Ale gdy jeden człowiek depcze drugiego, pytanie o Bożą, sprawiedliwą władzę nad światem staje się problemem niezwykłej wagi.

Uchodziła za piękność. Czasem widziałem, jak rozmawia z moim dobrym kumplem. Mnie nie kojarzyła. Autobus stał na początkowym przystanku, a my jak dwoje zupełnie obcych ludzi. Przyglądałem się jej ukradkiem i zastanawiałem się, co właściwie pięknego jest w jej nadąsanej twarzy. Znudzone spojrzenie? Zaciśnięte usta? Gdy do autobusu wszedł ów kolega, jej twarz rozjaśnił uśmiech. Wtedy zrozumiałem. Jej twarz zrobiła się naprawdę piękna.

Twarz faktycznie jest zwierciadłem duszy. Odbija się na niej nie tylko aktualny nastrój, ale i  ogólne nastawienie do świata. Dlatego nie dziwię się, gdy czytam u Koheleta:

Któż jest jak mędrzec
i któż poznał znaczenie rzeczy?
Mądrość człowieka rozjaśnia jego oblicze,
tak iż surowy wyraz jego twarzy się zmienia.

Czyż nie widziałem pomarszczonych staruszek, z których pięknych twarzy biła dobroć i pogoda ducha? I dostojnych, którzy na twarzy mieli wymalowaną lubieżność? Można się oczywiście mylić. Ale po dłużej znajomości widzi się już bardzo dużo. No tak. Ale co z tego? Czy umiejętność czytania z twarzy zmienia jakoś los człowieka?

Z twarzy władców – niestety – też wiele da się wyczytać. Ale to władcy. Życiowa mądrość karze nie wchodzić im w drogę. Dlatego Kohelet pisze:

Rozkazów króla przestrzegaj,
pomny przysięgi złożonej przed Bogiem.
Nie sprawiaj sobie niepokoju -
odejdź sprzed jego oblicza!
Nie wdawaj się w złe sprawy,
bo wszystko, co tylko zechce, może uczynić,
ponieważ słowo królewskie ma moc,
a któż do niego powie: «Cóż ty czynisz?»

Słowo władcy faktycznie ma wielką moc. Dziś też „nieusuwalni” przełożeni decydują nieraz o całym życiu człowieka. Czy faktycznie trzeba zawsze być posłusznym takiemu władcy? Zwłaszcza, gdy nie składało mu się przysięgi? Albo gdy rzekomy władca jest co najwyżej nędznym kacykiem, gorliwie chcącym się przypodobać swoim własnym zwierzchnikom?

Nie jestem przekonany, czy ma rację Kohelet, gdy pisze:

Ten, kto przestrzega rozkazu,
nie wie, co to zła sprawa,
a serce mądre pamięta o czasie i sądzie.

Przecież wypełniając niemoralne rozkazy można uczestniczyć w złu. Strach nie jest żadnym usprawiedliwieniem. A jednak  jest w tej ostatniej frazie pewna nadzieja. Wydaje się, jakby Kohelet pisał, że za nieprzestrzeganie rozkazu jest sąd. Czy jednak w rzeczywistości nie o sąd nad królem mu chodzi? Czytam dalej:

Na każdą bowiem sprawę jest czas i sąd,
gdyż zło człowieka wielce na nim ciąży.
Bo nie wie wcale, co będzie,
a jak to będzie - któż mu oznajmi?
Nad duchem człowiek nie ma władzy,
aby go powstrzymać,
a nad dniem śmierci nie ma mocy.
Tak samo nie ma zwolnienia na wojnie
i nie uratuje nieprawość tego, kto ją popełnia.

Nawet jeśli jest królem, przełożonym czy zwierzchnikiem. Jego sprawę też osądzi Bóg. On też nie wymknie się mocy śmierci. Zginie tak samo. Więc – radzi Kohelet – skoro nie wiesz jak losy twoje i twojego zwierzchnika potoczą się dalej, odpuść sobie. Jeszcze może nadejść dzień odpłaty. I coś jeszcze: choćby swojego bliźniego  zniszczył, jego ducha pokonać nie może. Bo nad duchem, jak nad śmiercią, nikt nie ma władzy. Tylko Bóg.

Niesprawiedliwość i krzywdy, których doświadcza człowiek prawy na tej ziemi rodzą pytanie o Bożą sprawiedliwość. Gdzie był Bóg, kiedy… Dlaczego nie reagował, kiedy… Dlaczego biedaka nie uchronił przed możnym, kiedy… Gdy jeden choruje, a drugi nie, można powiedzieć: wola Boża. Gdy jednemu się szczęści, drugiemu nie – podobnie. Ale gdy jeden człowiek depcze drugiego, pytanie o Bożą, sprawiedliwą władzę nad światem staje się problemem niezwykłej wagi. Tymczasem Kohelet z rezygnacją podsumowuje:

To wszystko widziałem,
zwracając uwagę na wszystkie sprawy,
jakie się dzieją pod słońcem,
w czasie gdy człowiek jeden panuje nad drugim,
na jego nieszczęście.

I dodaje lakonicznie:

Ponadto widziałem,
jak złoczyńców ze czcią składano w grobie,
a ludzie przychodzili i odchodzili z miejsca świętego,
i zapomniano w mieście o tym, co tamci czynili.
To również jest marność.

Na lekcjach w szkole przedstawiono mi wielu wielkich Polaków. Dopiero potem odkryłem, że niektórzy z nich, choć stawiani na piedestał,  pod wieloma względami na szacunek nie zasłużyli. Wielki wódz? Wielki poeta? Cóż z tego, gdy pierwszy swoich politycznych przeciwników sadzał w ciężkich więzieniach, a drugi tworzył w narkotycznych wizjach? A Kohelet ciągnie dalej:

Ponieważ wyroku nad czynem złym
nie wykonuje się zaraz,
dlatego serce synów ludzkich
bardzo jest skore do czynów złych;
zwłaszcza że grzesznik czyni źle stokrotnie,
a jednak długo żyje.

To prawda. Chcielibyśmy zaraz. Jak najszybciej. A Bóg ma czas. Bardzo dużo czasu. Kohelet wiedział, że dopóki człowiek żyje, nie wiadomo czy i jaką odpłatę otrzyma za swoje złe czyny. Wszystko jeszcze może się zdarzyć. Ale – niestety - nie jest regułą, że dobremu wiedzie się źle, a złemu dobrze. Często jest odwrotnie. Kohelet to też widział.

Chociaż ja również i to poznałem,
że szczęści się tym, którzy Boga się boją,
dlatego że się Go boją.
Nie szczęści się zaś złoczyńcy,
i podobny do cienia, nie przedłuża on swych dni,
dlatego że nie ma w nim bojaźni
wobec Boga.

Ale bywa inaczej:                  

Jest marność, która się dzieje na ziemi:
są sprawiedliwi, którym się zdarza to,
na co zasługują grzesznicy,
a są grzesznicy, którym się zdarza to,
na co zasługują sprawiedliwi.
Rzekłem: I to jest marność.

Co pozostaje, skoro nie sposób rozwikłać zagadki, dlaczego jednemu się powodzi, a innemu nie?

Sławiłem więc radość,
bo nic dla człowieka lepszego pod słońcem,
niż żeby jadł, pił i doznawał radości,
i by to go cieszyło przy jego trudzie
za dni jego życia,
które pod słońcem daje mu Bóg.

No tak, ale co z tego? Życia może używać i biedny, i bogaty, i dobry, i zły, ale i tak to tylko lepszy styl. Nic więcej. Taka postawa nie ma faktycznego wpływu na ludzkie losy. Kohelet  sławi mądrość, sławi radość życia, ale rozbija się o rafę powodzenia, jakie niezależnie od czynów spotyka ludzi mądrych i głupich; dobrych i złych.

Gdy swoją uwagę na to zwróciłem,
by poznać mądrość i przyjrzeć się dziełu,
jakie się dokonuje na ziemi -
bo ani w dzień, ani w nocy
snu nie zaznają oczy człowieka -
widziałem wszystkie dzieła Boże:
Człowiek nie może zbadać dzieła,
jakie się dokonuje pod słońcem;
jakkolwiek się trudzi,
by szukać - nie zbada.
A nawet mędrzec, chociażby twierdził, że je zna -
nie może go zbadać.

Smutny ten wniosek. Kohelet nie rozumie. Nie rozumie, dlaczego sprawiedliwy Bóg wydaje się czasem nie sądzić sprawiedliwie. Wie, że nie można oczekiwać na natychmiastową reakcję Boga na zło. Ma jednak nadzieję, że Bóg kiedyś jednak wymierzy sprawiedliwość. Nie przechodząc poza próg śmierci nie potrafi zobaczyć, że pewne sprawy znajdą swój sprawiedliwy sąd dopiero w życiu, które nastanie po tym życiu. Gdy pisze o niezwyciężonym ludzkim duchu i do bólu równającej wszystkich – wielkich i małych – śmierci, w jego rozważaniach pojawia się jednak iskierka nadziei. Niewypowiedziana. Jest coś więcej  niż tylko to, ziemskie i czasem przekichane życie.

Patrzący z perspektywy Jezusa Chrystusa  mogą pójść dalej. Już wiedzą, że sąd i kara mogą na człowieka nadejść także po jego śmierci. Dlatego nie muszą się martwić, gdy człowiekowi złemu dobrze się wiedzie. Przyjdzie sprawiedliwość. Przede wszystkim zaś wiedzą, nie ma co złemu zazdrościć. Czyż nie lepiej żyć pięknie, zawsze krocząc ścieżkami prawości? Wszak takie będzie niebo. Trzeba się przyzwyczajać.