Pod żaglami z Don Bosko

Monika Łącka, GN 19/2011 Kraków

publikacja 29.05.2011 06:11

Z kim na wakacje? Z komandorem ks. Królem. Gdzie? Na Mazury, w góry i nad morze. Po co? By budować zamki z piasku, przeżyć sztorm na jeziorze i spowiedź na górskim szlaku.

Pod żaglami z Don Bosko Archiwum Saltromu/ GN Msza św. pod żaglami to dla wielu osób mocne, duchowe przeżycie.

Organizowane od 13 lat salezjańskie obozy z Don Bosko (czyli w duchu ks. Jana Bosko) to prawdziwy hit i szkoła przetrwania. Co roku, pod opieką ok. 100 wolontariuszy, wyrusza na nie prawie 1000 dzieci. – Jeśli ktoś myśli, że wakacje pod opieką księdza to mało atrakcyjny pomysł, jest w błędzie. Zainteresowanie naszymi obozami udowadnia, że nudno nie jest, i nie trzeba cały dzień się modlić, a dzieciaki w lot pojmują, że ksiądz nie tylko odprawia Mszę św., ale także żegluje, pływa w jeziorze, opala się i łowi ryby. Jeżdżąc na mazurskie rejsy, jestem z młodzieżą przez 24 godziny na dobę. Pod żaglami śpimy, razem przygotowujemy posiłki, bawimy się, sprzątamy, śpiewamy… To buduje więzi, na dobre i na złe – opowiada ks. Andrzej Król SDB, jachtowy sternik morski i komandor Yacht Club Saltrom, który działa przy krakowskim Salezjańskim Ruchu Troski o Młodzież Saltrom. - Błogosławiony Jan Paweł II jako młody ksiądz też zabierał młodzież w góry i na kajaki. Naśladujemy Go i przemycamy naszym dzieciakom co nieco ze świata wartości, bo bez tego ani rusz – dodaje.

Msza na plaży i jeziorze

– Mazurski obóz wędrowny zaczynamy w Mikołajkach, potem – w zależności od pogody – żeglujemy na południe lub na północ, szlakiem Wielkich Jezior. Odwiedzamy Ruciane Nidy, Giżycko, Niegocin, miejsca dobrze znane, i te jeszcze nie odkryte. Pobudka jest codziennie o godz. 8, potem modlitwa, śniadanie i ruszamy w dalszą drogę. Są osoby, które pod żagle jeżdżą co roku, bo wyprawy cementują nawiązane tu przyjaźnie, dają mnóstwo cennych doświadczeń i rozwijają nas duchowo – opowiada Agnieszka Małaszek, która z Saltromem żegluje już 10 lat. Zaczynała jako uczestniczka obozów, teraz jest wychowawczynią.

Na każdym turnusie na dzieci i młodzież czeka specjalny program wychowawczy (realizowany podczas pracy w małych grupach), przygotowany przez psychologa i pedagoga na podstawie bajki lub filmu, np. „Król Lew”, „Czas Simby”, „Mały Książę”. Dzień zaczyna się i kończy modlitwą, podobnie jak i posiłki. Zgodnie z salezjańską tradycją do łóżek nie można odmaszerować bez dobrego słówka przed snem, czyli krótkiej i pozytywnej opowieści na dobranoc. Podczas turnusu wszyscy uczestniczą też kilka razy we Mszy św.

– Spada poziom religijności w społeczeństwie, to widać także podczas naszych obozów. Jeszcze kilka lat temu udział we Mszy św. na wakacyjnym wyjeździe prowadzonym przez księdza był dla dzieciaków czymś naturalnym. Teraz nie ma w nich nawyku chodzenia do kościoła, wynikającego z wewnętrznej potrzeby, z zakorzenionej w sercu wiary. Choć część młodzieży przyjęła już sakrament bierzmowania, to na obozach po raz pierwszy spotyka się z głębszymi praktykami religijnymi, np. z codzienną modlitwą – mówi ks. Andrzej Król.

Doświadczenie pokazało, że dla wielu osób zbyt duża dawka religijnych elementów nie sprawdzała się, a codzienna Msza była sztuką dla sztuki. – Teraz, w Mszy św., którą odprawiam każdego dnia, uczestniczą chętni. Stawiamy na świadome i dobrowolne przeżywanie wiary i dyskretnie w tym pomagamy. Wielu uczestników obozów mówi potem, że Msza na kajaku, na górskim szlaku, plaży czy łące była tak silnym przeżyciem, że stała się impulsem do zbliżenia się do wiary i życia sakramentalnego. Podobnie jest ze spowiedzią – często zaczyna się od rozmów w drodze i budowania zaufania, a kończy się mocnym rachunkiem z całego życia – dodaje.

 

Statki, piłka i taniec

Zapisy na mazurskie turnusy zawsze przeżywają oblężenie, a chętni na wyprawę zgłaszają się w rekordowym tempie. Koszt 10-dniowego wyjazdu to tylko 820 zł od osoby, a w cenę wliczone jest m.in. wyżywienie (choć niektórzy lubią złowić na kolację taaaką rybę), transport i ubezpieczenie. Na spóźnialskich, i na tych, którzy od jeziora wolą morze lub góry, również czeka moc atrakcji. W tym roku kierunek: Krynica Morska i Mszana Dolna.

– Byłam na różnych koloniach, ale na żadnych nie było tak fajnie, jak u salezjanów! Zwiedzamy, odpoczywamy i uczymy się życia. To naprawdę bardzo ważne. Do Saltromu przychodzę od roku – codziennie! Czasem rodzice mówią, żebym sobie zrobiła wolne, ale ja chcę tu być. W ostatnie wakacje pojechałam do Sztutowa, teraz wybrałam Krynicę Morską – mówi 13-letnia Ania. – Na obóz pojadę już piąty raz! Jest super – widziałem Gdańsk, Gdynię, latarnię morską, statki na morzu, stadion Baltic Arena, do tego jeszcze się modlimy i dużo rozmawiamy z naszymi wychowawcami. Uczą nas, jak ze sobą współpracować, nie kłócić się, rozwiązywać spory i dlaczego przyjaźń jest tak ważna. I proszę napisać, że na obozy jeździ dużo ładnych dziewczyn – śmieje się 12-letni Łukasz. – To prawda! – wtóruje mu o rok starszy Maciek. – Podoba mi się też, jak ksiądz opowiada o dobrych rzeczach, które robił Jezus, i porównuje świat biblijny z tym naszym, współczesnym. Z wychowawcami można porozmawiać o domu, szkole, życiu – o wszystkim! – dodaje.

Pod żaglami z Don Bosko pływa młodzież w wieku od 14 do 18 lat. – By dobrze spędzić ten czas, warto umieć pływać i przyjąć nasze zasady. Rejsy uczą dyscypliny (i obalają mit, że młodzież jest rozpieszczona i leniwa), mieszkamy na łódce, a nie w hotelu, a wszystkie rzeczy trzeba mieć ładnie spakowane, więc lepiej nie mieć ich za dużo. Kto raz poczuł mazurski klimat, ten zapisuje się jako pierwszy. Tych, którzy skończyli 18 lat, mobilizujemy do zrobienia kursu wychowawcy kolonijnego i patentu żeglarza, by dalej mogli z nami pływać, ale już w innej roli – opowiada Maria Rudawska, obozowa wychowawczyni.

Nad morzem i w górach dzieci mieszkają w szkołach przystosowanych do prowadzenia kolonii – w salach są łóżka z materacem oraz szafki, są łazienki i sanitariaty, hala gimnastyczna. – Do Krynicy Morskiej jedziemy na cztery turnusy rekreacyjno-sportowe (trzy dla dzieci od 9 do 13 i jeden dla młodzieży od 14 do 18 lat). Koszt wyprawy to 880 zł od osoby. W Mszanie proponujemy obóz sportowy (piłka nożna dla chłopców od 9 do 13 lat), rekreacyjny i rekreacyjno-sportowy (dzieci od 9 do 13 lat) oraz taneczno-sportowy (młodzież od 14 do 18 lat). Cena turnusu to 720 zł od osoby. Nie zapominamy też o dzieciakach, które lato spędzają w mieście, ale i takie wakacje dadzą się lubić. Przez cały sierpień zapraszamy na bezpłatne półkolonie – w planie są ciekawe wycieczki, basen, kino, zwiedzanie TVP Kraków – zachęca M. Rudawska. Niskie ceny obozów są możliwe dzięki wsparciu ludzi dobrej woli i sponsorów, m.in. krakowskiego Banku Żywności. Honorowy patronat nad wakacjami objął Marszałek Województwa Małopolskiego.

 

Obozowe przemiany

Oprócz całorocznych podopiecznych Saltromu i osób, które skusiły medialne ogłoszenia, na wakacyjne wyprawy jeżdżą też dzieci z domów dziecka, rodzinnych domów dziecka i innych placówek opiekuńczo-wychowawczych. – Ten pomysł świetnie się sprawdza. Przychodzą do nas dzieciaki z tzw. dobrych rodzin, które wszystkiego mają pod dostatkiem, są zdolne i ambitne (i to one często dają dobry przykład), jak i te z rodzin biedniejszych, mające różne problemy – w domu, szkole, wśród rówieśników. Wyjazdy zbliżają, a młodzi ludzie lubią naśladować innych, więc chętnie podpatrują, jak się dobrze zachowywać, np. przy stole – mówi ks. Andrzej Król. Na jednym z wyjazdów chłopcu, którego ciężko było wyleczyć z używania wulgaryzmów, spodobała się bardzo grzeczna i świetnie wychowana dziewczyna. Za punkt honoru postawił sobie, że będzie budował piękne zdania, byle tylko jej zaimponować. Nie było mu łatwo…

– Na obozie mazurskim, gdy jeszcze nocowaliśmy w przyczepach kampingowych, a nie na łódkach, mieliśmy dziewczynę z domu dziecka, która sporo w życiu przeszła i nie miała łatwego charakteru. Do towarzystwa dostała koleżankę z dobrej i bogatej rodziny, która bardzo uważała na swoje zachowanie i przejmowała się wyglądem. Myśleliśmy, że trzeba będzie odesłać do domu albo jedną, albo drugą... Nagle, ku naszemu zaskoczeniu, znalazły wspólny język, a pod koniec turnusu żegnały się, płacząc, bo tak się zaprzyjaźniły. Ta, która pochodziła z bogatej rodziny, wyznała mi nawet, że nie zdawała sobie sprawy, iż ktoś może mieć tak poważne problemy. Do tej pory największym zmartwieniem było dla niej tygodniowe kieszonkowe – opowiada ks. Król.

W przemianach uczestników obozów ważną rolę odgrywają też wolontariusze. Wszyscy mają uprawnienia wychowawców kolonijnych. – Na tradycyjnych koloniach na jednego wychowawcę przypada ok. 15 dzieci, na naszych ok. 6–7 dzieci. Dzięki temu udaje się nawiązać z nimi dobry kontakt i opanować grupę, zwłaszcza gdy pogoda płata fi gle i wszystkich roznosi energia. Nigdy nie zabieramy też przypadkowych osób. Aby zostać naszym wolontariuszem, trzeba poznać działalność Saltromu, poczuć salezjańskiego ducha (nikogo nie dziwi więc obecność księdza czy modlitwa), przejść szkolenie z zakresu udzielania pierwszej pomocy i animacji grupy – mówi Maria Rudawska.

Szczegółowe informacje dotyczące zapisów można znaleźć na stronie www.saltrom.krakow. pl. Warto się pospieszyć i przeżyć niezapomnianą przygodę.