Pogromcy brawury

Jacek Cegła; GN 28/2011 Koszalin

publikacja 21.07.2011 23:00

Nie głęboka woda, lecz płytka wyobraźnia jest najczęstszą przyczyną utonięć. Ratownicy WOPR biją na alarm: zmorą nadmorskich kąpielisk stali się pijani jak bela plażowicze.

Pogromcy brawury Jacek Cegła/ GN Usteccy ratownicy mają w tym roku do dyspozycji supernowoczesny skuter. Dzięki niemu błyskawicznie są w stanie dotrzeć do potrzebujących pomocy.

Wodę trzeba szanować! – grzmi Leszek Pytel, szef mieleńskich ratowników. – Ludzie myślą, że morze to takie bezpieczne jezioro, po którym można pływać bez żadnych ograniczeń. A później się dziwią, że każdego roku Bałtyk zbiera tragiczne żniwo...

Pływaj z głową

Piotr Wasilewski, kierownik usteckich ratowników, nad bezpieczeństwem kąpiących się czuwa już 14 rok. Obecnie podlega mu ponad 40 osób. – Pamiętam, jak kilka lat temu grupa młodych ludzi próbowała sprawdzać głębokość morza tuż przy samym brzegu. Wody było po kostki, a oni próbowali odbić się od piasku i skoczyć na główkę. Normalnie nóż się otwiera w kieszeni, gdy ma się do czynienia z taką głupotą – irytuje się szef usteckich WOPR-owców.

Albo inna scena: do wody wchodzi mężczyzna, który ledwo trzyma się na nogach. Jest tak pijany, że z trudem otwiera powieki. Ożywia się dopiero na widok umundurowanych policjantów. Ratownicy nie owijają w bawełnę: Polacy nie mają pojęcia o bezpiecznym pływaniu i… nie umieją pływać. – W krajach zachodnich tę umiejętność posiadło 80 proc. ludzi – tłumaczą. – A u nas dodatkowo kąpiący się nagminnie przeceniają swoje możliwości i popisują się przed innymi. Celują w tym oczywiście panowie. Myślą, że jak są na wczasach, to mogą się maksymalnie wyluzować. Piotr Dąbrowski, prezes słupskiego WOPR, który uczy pływania, przyznaje, że i tak jest o niebo lepiej niż jeszcze kilka lat temu. – Jak grzyby po deszczu powstają nowe pływalnie i parki wodne. Edukacją wodną coraz częściej zajmują się szkoły – podkreśla.

Nie daj się wciągnąć!

Ratownicy WOPR mają nawet swój dekalog, który starają się wpoić amatorom morskich kąpieli. Przykazanie pierwsze: kąpiemy się tylko na odcinku strzeżonym i bezwzględnie słuchamy poleceń ratowników. Tych, którzy nie chcą wziąć sobie tych rad do serca, niech przekonają statystyki: na kąpieliskach strzeżonych naszej diecezji od lat nie odnotowano żadnego utonięcia!

Największym niebezpieczeństwem dla letników są przybrzeżne doły i tzw. prądy wsteczne. – Bałtyk jest bardzo nieprzewidywalnym akwenem – ostrzega P. Wasilewski. – W toni dzieją się rzeczy, których nie jesteśmy w stanie racjonalnie wytłumaczyć. Bywa, że fale odbijające się od kamieni wracają dołem. I choć patrząc na powierzchnię wody można odnieść wrażenie, że żadnego zagrożenia nie ma, w głębi się kotłuje. I w najmniej spodziewanej chwili wciąga. WOPR-owcy przypominają: biała flaga na wieży ratowniczej oznacza, że kąpiel jest dozwolona, czerwona chorągiewka to bezwzględny zakaz kąpieli (wywiesza się ją przy ograniczonej widoczności, dużych falach, silnych prądach i wietrze).

Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni...

Szkopuł w tym, że ratownicy nie mają żadnych uprawnień, by karać lekkomyślnych turystów. A ci nie zawsze dostosowują się do ich poleceń. – Gdy wybucha kłótnia na plaży, z reguły wzywamy policjantów. Oni zawszą znajdą jakiś paragraf, by ukarać awanturujących się delikwentów. Taką kilkusetzłotową pamiątkę z wakacji zapamiętają do końca życia – śmieją się ratownicy.

Wyciąganie letników z wody to niejedyne zajęcie pomorskich i zachodniopomorskich ratowników. Nagminne jest także poszukiwanie dzieci zagubionych przez rodziców i rodziców, których... nie mogą odnaleźć ich dzieci. – Czasem ciężko nam się połapać, kto kogo szuka. Mieliśmy kiedyś taką sytuację, że przez dziewięć godzin szukaliśmy rodziców malca. Gdy ich w końcu znaleźliśmy, okazało się, że raczą się w najlepsze sporym zapasem alkoholu – zgrzyta zębami L. Pytel. – By uniknąć takich sytuacji, przy każdym stanowisku ratowników rozdawane są nieodpłatnie specjalne opaski na rękę, na których można wpisać nazwisko opiekuna i numer telefonu kontaktowego – dorzuca P. Wasilewski.

Strzeż się czarnych punktów

Na uratowanie topiącego się plażowicza ratownicy mają maksymalnie 6–7 minut (wszyscy WOPR-owcy przeszkoleni są z udzielania pierwszej pomocy). – Pal licho, gdy interweniujemy blisko brzegu. Jeżeli ktoś topi się kilkaset metrów dalej, możemy przegrać walkę z czasem – nie kryje L. Pytel.

W tym roku na plaży w Mielnie pojawiły się ustawione co 100 metrów specjalne, żółto-czerwone słupki. – Na każdym znajduje się informacja o sektorze plaży oraz numer ogólnopolskiego telefonu alarmowego – 601 100 100 – tłumaczy szef mieleńskich ratowników. Z kolei w Ustce od kilku lat plażowiczów ostrzegają specjalne znaki, wbite przy tzw. czarnych punktach, czyli miejscach szczególnie niebezpiecznych. – Żadne nasze wysiłki jednak nie pomogą, gdy brawura weźmie górę nad zdrowym rozsądkiem, a turyści sami nie będą dbać o swoje bezpieczeństwo – kwituje P. Wasilewski.