Otucha na skraju

Ks. Piotr Sroga; GN 23/2011 Olsztyn

publikacja 23.07.2011 06:30

Są niedaleko Lidzbarka Warmińskiego mury klasztoru, które kryjąc w sobie wiele tajemnic, świadczą o wielkiej mocy duchowej i zwycięskiej nadziei Prymasa Tysiąclecia.

Otucha na skraju Są niedaleko Lidzbarka Warmińskiego mury klasztoru, które kryjąc w sobie wiele tajemnic, świadczą o wielkiej mocy duchowej i zwycięskiej nadziei Prymasa Tysiąclecia.

Kardynała Wyszyńskiego przywieziono do Stoczka Klasztornego 12 października 1953 roku. „Jest późno – wraca mnóstwo ludzi z nieznanych mi dróg. Wreszcie ruszamy dalej, mijamy Dobre Miasto i Lidzbark. (...) Po kilku minutach jazdy zajeżdżamy pod jasno oświetloną bramę; świeci wiele lamp. Brama jest obita świeżymy deskami. Jakiś niedostrzegalny duch otwiera bramę. Wjeżdżamy w podwórze, które w ciemnościach robi na mnie wrażenie więzienia” – odnotował prymas w „Zapiskach więziennych”.

To nie radio...

– Założyli koło cmentarza dwa szlabany. Po jednej stronie puszczali na Bartoszyce, po drugiej na Lidzbark. Przy każdym szlabanie stali żołnierze. Trzeba było pokazywać dowody osobiste do kontroli. Zatrzymywali furmanki, pieszych i wszystkich sprawdzali. Jeśli się ktoś nie zatrzymywał, strzelali ostrzegawczo w powietrze – wspomina Zofia Chomej, mieszkanka pobliskiej wioski. Ludzie z okolicy nie wiedzieli na początku, kogo tak mocno pilnują. Wraz z niespodziewanym gościem pojawiło się wokół klasztornych murów wielu żołnierzy. Wewnątrz pilnowali oficerowie służby bezpieczeństwa, na zewnątrz wojskowi. – Dopiero po pewnym czasie domyśliliśmy się, że jest więziony u nas prymas Polski. Potajemnie, gdy dzieci już spały, słuchaliśmy radia Wolna Europa. Tam podano wiadomość o uwięzieniu kard. Wyszyńskiego – mówi pani Zofia. Kontaktu z żołnierzami nie było. Posiłki przywożono im spoza miejscowości. Do kościoła wpuszczano jedynie na Msze św., ale przyjeżdżający ksiądz nie mógł wejść do zakrystii, która mieściła się na terenie klasztoru. – Mówili, że kardynał Wyszyński nie wiedział, gdzie jest. Podobno usłyszał śpiew, który wydobywał się przez małe okienko w kościele. Wtedy wiedział, że blisko odprawia się Mszę św. – wspomina pani Zofia.

Faktycznie, Prymas Tysiąclecia nie wiedział, że znajduje się w Stoczku Klasztornym. O zasłyszanych śpiewach pisał 1 stycznia 1954 roku: „Dziś doznaliśmy osobliwego »nawiedzenia «. Na samym skraju ogrodu, pod lipami, dotarły do nas jakieś głosy muzyki i śpiewu. Poznajemy, że to śpiew kościelny, chociaż wydawało się, że to radio. (...) Powoli rozróżniamy kolędy: »Pójdźmy wszyscy do stajenki «. Śpiewa lud, towarzyszą organy”.

Wielki Brat słyszy

Miejsce, w którym był przetrzymywany kard. Wyszyński, jest dzisiaj chętnie odwiedzane. Rocznie przybywa tu około 70 tys. osób. Księża marianie, gospodarze kompleksu klasztornego, dbają o atrakcyjne spędzanie czasu. Przybywają więc grupy odbywające swoje rekolekcje, wycieczki szkolne, organizowane są warsztaty malarskie, ale można także spędzić czas na łowieniu ryb w ogrodowym stawie. – Układ pomieszczeń z czasów więzienia kard. Wyszyńskiego nie zmienił się. Przybywając do Stoczka Klasztornego, miał on do dyspozycji trzy pomieszczenia: w jednym była pracownia, w drugim sypialnia, trzecie przeznaczył później na kaplicę, do której przeniósł z korytarza obraz Świętej Rodziny i krzyż. Stolik okazał się za niski, więc wykorzystano pieńki z ogrodu – opowiada ks. Grzegorz Deryngowski, kustosz tutejszego muzeum. Klasztor został wtedy bezprawnie przejęty przez władze państwowe. W czasie wojny znajdował się tu obóz pracy, a po wojnie zabudowania uległy znacznej dewastacji. Częściowo za sprawą żołnierzy niemieckich, częściowo – rosyjskich. Udział w tym mieli także okoliczni szabrownicy.

Po uwolnieniu prymasa nie myślano o upamiętnieniu jego pobytu. Dopiero w latach 80. XX w. zrodził się pomysł otwarcia muzeum. Pomogły w tym szczegółowe opisy pomieszczeń pozostawione przez kard. Wyszyńskiego.

– Podczas pobytu prymasa wszędzie były zamontowane aparaty podsłuchowe – nawet na drzewach. Więźniowie, chcąc przechytrzyć oficerów bezpieki, zmieniali trasy spacerów, ale każda z nich po pewnym czasie była nafaszerowana aparaturą – opowiada ks. Grzegorz. Dwa lata temu znaleziono w drzwiach wyjściowych na werandę urządzenie, które sygnalizowało każde wyjście do ogrodu. Władze komunistyczne przygotowały się gruntownie na pobyt więźnia. Nawet w podłogach zainstalowano podsłuchy. – Jest świadectwo żołnierza, którego przywieziono do pracy w klasztorze w ramach przygotowań przed uwięzieniem prymasa. Wspominał, że przez przypadek wyskoczył sęk z deski i pokazał się aparat podsłuchowy. Kiedy żołnierze powiedzieli o tym swojemu dowódcy, zebrał ich wszystkich i zobowiązał do zachowania tajemnicy. Miała być to sprawa wagi państwowej. Oczywiście żołnierze nie wiedzieli dla kogo przygotowują pomieszczenia – mówi kustosz.

Golgota wśród lip

W pomieszczeniach, w których mieszkał przez rok kard. Wyszyński, znajduje się obecnie muzeum. Można zobaczyć sypialnię, pracownię i kaplicę, a także wystawę zdjęć i eksponatów związanych z prymasem. Biurko, przy którym pracował, jest oryginalne. Na nim został napisany tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu, którego oryginał znajduje się obecnie w jednej z gablot muzealnych. Biurko odzyskano po latach z jednego z komitetów partii. Nie chciano go oddać, ale dzięki interwencji bp. Józefa Glempa, ówczesnego ordynariusza warmińskiego, wróciło do klasztoru. Częścią historii jest także ogród, dziś przepiękny i zadbany, w latach 1953–1954 zarośnięty. To tutaj kard. Wyszyński razem ze współwięźniami odśnieżał zimą ścieżki. Z tym miejscem związane jest także przejmujące wydarzenie.

– W wigilijny wieczór prymas wyszedł do ogrodu na spacer. Pilnował go jeden z tajniaków. Kardynał podszedł do niego i złożył mu świąteczne życzenia. W odpowiedzi usłyszał: „Bóg zapłać, ojcze” – opowiada ks. Grzegorz. Aleje w ogrodzie służyły nie tylko do celów rekreacyjnych. Tutaj  więźniowie odmawiali Różaniec, odbywała się spowiedź i Droga Krzyżowa. Prymas w rogu przy murze, wśród lip, usypał kopiec z kamieni i postawił krzyż z gałęzi. Nazwał to miejsce swoją Golgotą. Spacerując dziś aleją bukowo-lipową, można dojść do tego miejsca.

Znak z nieba

Stoczek Klasztorny jest związany także z innymi ważnymi wydarzeniami z historii Polski, która w XVII wieku nękana była licznymi wojnami i zagrożeniami. Wiele cennych obrazów, ksiąg, mebli zostało wywiezionych do Szwecji. W tamtejszych bibliotekach znajduje się do dziś znaczna część zbiorów biblioteki z Fromborka. Biskup Szyszkowski złożył śluby wybudowania kościoła ku czci Matki Bożej, jeśli nastanie pokój. W roku 1635 zawarto ze Szwecją rozejm na 23 lata. Gdy rządca diecezji zastanawiał się, gdzie wybudować kościół, zgłosił się do niego burmistrz Lidzbarka wraz z żoną i synkiem. Zeznali pod przysięgą, że z bardzo chorym dzieckiem udali się do Stoczka i tam syn ich odzyskał zdrowie. Biskup uznał to wydarzenia za znak z nieba i postanowił właśnie tam wybudować świątynię. Dziś kościół jest Sanktuarium Matki Bożej Pokoju. Przybywają do niego pielgrzymi z różnych stron Polski i świata.