Raj utracony

Jacek Dziedzina

GN 30/2011 |

publikacja 28.07.2011 00:15

Norwegowie są zaszokowani tą masakrą, ale w pewnym sensie… nie są nią zaskoczeni – mówi „Gościowi” jeden z nich. Czy potworna zbrodnia norweskiego neonazisty odkrywa realne problemy kraju uznawanego dotąd za raj na ziemi?

Rajska wyspa Utoya po masakrze pap/EPA/BRITTA PEDERSEN Rajska wyspa Utoya po masakrze

Kraina mlekiem i miodem płynąca. A dokładnie ropą i gazem. Poziom życia wykraczający daleko poza marzenia nawet mieszkańców bogatych krajów zachodniej Europy. I poczucie bezpieczeństwa, które pozwala zamykać posterunki policyjne już o godzinie 15. Bajeczne pejzaże z dostojnymi fiordami dopełniają popularnego obrazu Norwegii. Tym większy jest szok, że w raju mogło dojść do tak bestialskiego mordu. Autorem jest 32-letni Norweg Anders Breivik. Twierdzi, że działał sam. Wypowiedział wojnę norweskiemu rządowi i polityce wielokulturowości, która, jego zdaniem, doprowadziła do zalewu Norwegii i całej Europy przez muzułmanów. A ponieważ określił samego siebie mianem „chrześcijanina kulturowego”, lewicowym mediom wystarczyło, by mordercę nazwać „chrześcijańskim fundamentalistą”. I taki przekaz poszedł w świat.

Przykład Breivika zapewne na długo posłuży wszystkim, którzy jakiekolwiek pytania o politykę wobec imigrantów i postulaty pogłębiania tożsamości chrześcijańskiej nazywają histerycznie faszyzmem lub jego zalążkiem. Tymczasem akcja Breivika miała tyle wspólnego z chrześcijaństwem co Wielka Rewolucja Francuska z tolerancją. Przy okazji tragedii wyszły jednak na jaw realne problemy Norwegii, skrywane nieco pod maską rajskiego ogrodu. I temat imigrantów wcale nie jest tutaj marginalny. Ten realizm trzeba wyraźnie oddzielić od wniosków, do jakich doszedł morderca kilkudziesięciu osób.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.