Małżeńska wokanda

Ks. Tomasz Lis; GN 31/2011 Sandomierz

publikacja 16.08.2011 07:00

Mimo że większość Polaków rodzinę wymienia jako najważniejszą życiową wartość, coraz więcej małżeństw rozpada się. Małżonkowie decydują się na rozwód często bez prób wzajemnego zrozumienia czy podjęcia jakiegokolwiek dialogu. Czy rozwód jest jedynym wyjściem z kryzysu?

Małżeńska wokanda Ks. Tomasz Lis/ GN Mimo że większość Polaków rodzinę wymienia jako najważniejszą życiową wartość, coraz więcej małżeństw rozpada się. Małżonkowie decydują się na rozwód często bez prób wzajemnego zrozumienia czy podjęcia jakiegokolwiek dialogu. Czy rozwód jest jedynym wyjściem z kryzysu?

Na sądowym korytarzu nerwowo spaceruje kilkanaście osób. Prawie nikt ze sobą nie rozmawia. Oczekujący mijają się ze sobą, wymieniając niewyraźne spojrzenia. Otwierają się drzwi, po skończonej rozprawie wychodzą dwie osoby. Na kolejną wchodzą także tylko dwie, czasami niektórzy w towarzystwie adwokatów. Ta martwota uczuciowa i cisza doskonale obrazują, po co tutaj się czeka.

W sobotnie popołudnie po Sandomierzu spacerują pary nowożeńców, robiąc sobie pamiątkowe zdjęcia w zabytkowych i romantycznych częściach miasta. Wzajemne objęcia, pocałunki, pełne miłosnej wymowy spojrzenia. Aż chce się patrzeć na wzajemne szczęście tych ludzi. Dwie sytuacje niepasujące do siebie, a jednak jak najbardziej realne. Coraz więcej par małżeńskich przeżywa kryzys trwałości małżeństwa. Czemu dwoje ludzi przyrzekających sobie wzajemną miłość coraz częściej już po kilku latach występuje o sądowy rozwód?

Miłość i rozczarowanie

– Pierwsze nasze poważne kłótnie zaczęły się pojawiać już kilka miesięcy po ślubie. Robert zachowywał się tak, jakby nic w jego życiu nie zmieniło się. Nadal ważniejsi byli koledzy niż nasze małżeństwo. Powtarzał, że nie mogę go krępować – opowiada o pierwszych kryzysach 22-letnia Lidia. Znali się prawie całą szkołę średnią, chodzili do równorzędnych klas, ale to, co ich łączyło, było bardziej bliską przyjaźnią niż miłością. Decyzja o ślubie zapadła po udanej maturze, gdy okazało się, że Lidka jest w ciąży. Szybki ślub, narodziny Zuzi i po roku małżeństwa spotkali się na sali sądowej. Sąd orzekł rozwód bez orzekania winy.

Historia Krzysztofa i Marii z małej miejscowości pod Ostrowcem Świętokrzyskim jest zupełnie inna. Przeżyli razem ponad 20 lat w małżeństwie. Studia dzieci wymagały większych środków. Decyzję o wyjeździe Marii do pracy za granicę podjęli wspólnie. Początkowo rozstanie dokuczało obojgu, potem jakoś przyzwyczaili się do emigracyjnej separacji, która wyjaławiała ich miłość, poczucie wspólnoty małżeńskiej. Maria coraz rzadziej znajdowała czas na pobyt wśród swoich. Gdy dzieci skończyły studia, oznajmiła, że zostaje u przyjaciela w Hiszpanii.

Przyczyną rozpadu wielu małżeństw staje się nie tylko brak umiejętności pokonania pojawiających się problemów czy też – jak się to potocznie określa – „wypalenie miłości”, ale również brak zdolności do wybaczenia. – Gdy tylko zadzwoniła do mnie ta kobieta i powiedziała, że jest z Hubertem w ciąży, nie chciałam nawet z nim dyskutować. Nasze małżeństwo w moich oczach wtedy skończyło się. Nie chciałam słyszeć żadnego tłumaczenia. Kazałam mu się od jutra wyprowadzać. Wielokrotnie myślałam nad tym, ale sądzę, że nadal nie umiem mu przebaczyć – opowiada Joanna z Ostrowca Świętokrzyskiego. Nie w tym rzecz, aby przytaczać podobne historie. Sytuacja naszego społeczeństwa staje się naprawdę niepokojąca. Z każdym rokiem słyszymy o rosnącej liczbie rozpadających się małżeństw. W niektórych rejonach naszej diecezji staje się to bardzo poważnym problemem społecznym.

Przerażające statystyki

W sądach okręgowych, właściwych do rozpatrywania pozwów rozwodowych, z roku na rok coraz więcej spraw staje na bolesnej wokandzie. Tarnobrzeski trybunał w 2009 r. wydał 573 wyroki o rozwiedzeniu małżonków, w kolejnym roku pozytywnie rozpatrzono 558 pozwów rozwodowych, a w pierwszym półroczu 2011 r. małżeńskie drogi rozeszły się już 292 rodzinom. – To tylko dane o wydanych wyrokach, rocznie do sądu wpływa około 800 pozwów o rozwód lub separację – informuje sędzia Józef Dyl, rzecznik Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. W Ostrowcu Świętokrzyskim, jak wynika z danych Urzędu Stanu Cywilnego, w 2010 r. rozwiodły się 243 małżeństwa, a liczba ta równa jest połowie zawartych w danym roku związków.

– Jako urząd sądowniczy wielokrotnie sugerowaliśmy ustawodawcy o utworzenie przy sądach rodzinnych instytucji mediatora przedsądowego. W obecnym systemie sędzia ma możliwość wysłania sprawy do mediacji, przy czym rzadko się to zdarza, ponieważ ona wydłuża postępowanie sądowe, co jest negatywnie oceniane w pracy sędziego. Mediator ma możliwości skłaniania do zgody, co niemożliwe jest dla sędziego, gdyż może być posądzony o stronniczość. A właśnie tam często ci ludzie mogliby wyjaśnić sobie pewne sprawy i odstąpić od pozwu  sądowego. Myślę, że to pomogłoby uratować niejedno małżeństwo –dodaje sędzia Józef Dyl.

A przecież problem rozwodu dotyka nie tylko małżonków, ale i dzieci, które zostają zazwyczaj przydzielone jednemu z rodziców i często bardziej niż sami rodzice przeżywają opuszczenie rodziny przez drugą kochaną osobę. Przy sądach okręgowych powołano do pomocy w rozpatrywaniu tych trudnych spraw Rodzinne Ośrodki Diagnostyczno-Konsulatacyjne, których zadaniem jest wydanie opinii, czy rozwód jest jedyną możliwością wyjścia z problemów danej rodziny i czy dobro dziecka jest zagrożone poprzez rozpad wspólnoty rodzinnej. – Na konsultację i diagnozę zazwyczaj zapraszamy do ośrodka całą rodzinę. Diagnozujemy nasilenie konfliktu i określamy możliwości innego rozwiązania sprawy niż rozwód. Staramy się, aby ci ludzie posłuchali siebie nawzajem. Bo najczęstszą przyczyną występowania o rozwód jest to, że oni nie umieją siebie słuchać. Nie umieją ze sobą rozmawiać wtedy, gdy pojawia się kryzys – tłumaczy Danuta Wojtysiak z tarnobrzeskiego ośrodka. – Próbujemy wskazać małżonkom sposoby na wzajemne zrozumienie, bo przecież kryzysu nie rozwiązuje się rozwodem – dodaje pani Danuta.

Błędne porównania

Wiele osób myli pojęcie rozwodu mającego skutki cywilne z procesem o stwierdzenie nieważności małżeństwa prowadzonym przez sądy biskupie. Często słyszy się, że także i te sądy wydają – jak to się zwykle określa – „kościelne rozwody”. – Zgłaszające się do nas osoby zwykle akcentują rozpad wspólnoty małżeńskiej jako powód nieważności małżeństwa. Jest to bardzo błędne podejście do sprawy – wyjaśnia ks. Waldemar Gałązka, oficjał Sadu Biskupiego w Sandomierzu. Trybunał kościelny ma na celu wykrycie, czy w momencie powstawania wspólnoty małżeńskiej nie było wady powodującej jej nieważność – dodaje ks. Gałązka.

W biskupich sądach można zauważyć nieznaczny wzrost liczby osób wnoszących skargi powodowe o stwierdzenie nieważności małżeństwa. W skali roku takich spraw napływa średnio od 40 do 60. Wyjątkowy był rok ubiegły, gdy do sądu biskupiego wpłynęło około 90 skarg powodowych. Rozpoczęcie przewodu sądowego nie oznacza otrzymania wyroku stwierdzającego nieważność. – Często okazuje się, że nie ma podstaw do prowadzenia procesu, bo małżeństwo jest zawarte ważnie. Pewna część osób wycofuje się po przesłuchaniu stron. Pośród tych spraw, w których dochodzi do wydania wyroku, średnio w około 65 proc. przypadków stwierdza się nieważność węzła małżeńskiego – dodaje ks. Gałązka.

Przyczyny i drogi wyjścia

Kryzys rodziny i małżeństwa to skutek nawarstwiających się problemów społecznych, kulturowych i edukacyjnych. Bo przecież niezwykle trudno o normalne relacje w rodzinie, która przez wiele  lat jest niepełna z powodu zagranicznych wyjazdów zarobkowych.– Stała lub często powtarzająca się rozłąka to jeden z najczęstszych obecnie powodów wnoszenia spraw rozwodowych. Takie odseparowanie małżonków, choćby nawet dla najpiękniejszych idei, narusza mniej lub bardziej życie wspólnotowe i powoduje zaburzenie więzi rodzinnych – tłumaczy psycholog Lucyna Mąsior z Tarnobrzega. Pośród innych przyczyn powodujących poważne kryzysy małżeńskie pani psycholog wymienia niedojrzałość emocjonalną do podjęcia obowiązków rodzicielskich, trudności charakterologiczne czy prostą nieumiejętność podjęcia konstruktywnej rozmowy małżeńskiej. – Do sądu rodzinnego trafi a wiele spraw mających swoje źródło w patologiach, z którymi borykają się współczesne rodziny: przemoc, alkoholizm, który niepokojąco wzrasta wśród kobiet, a co za tym idzie zaniedbanie obowiązków wychowawczych i opiekuńczych czy dysfunkcyjność rodzin – wymienia Ewa Pachocka, prezes Sądu Rodzinnego w Ostrowcu Świętokrzyskim.

O kryzysie dotykającym rodzinę mówi się od kilku, a może kilkunastu lat. Było sporo projektów ustawowej ochrony i pomocy rodzinie, ale jak wiele innych spraw i ta utknęła w urzędniczych labiryntach. By znaleźć antidotum na rosnący problem, trzeba szukać konstruktywnych rozwiązań. W naszej diecezji w każdym dekanacie powstają Katolickie Centra Pomocy Rodzinie, mające na celu otoczenie wszechstronną i fachową opieką rodziny. Nie tylko te zagrożone, ale również rodziny wielodzietne, mające problemy prawnicze, wychowawcze czy materialne. – Małżonkowie muszą nauczyć się rozmawiać i komunikować się w różnorakich stanach emocjonalnych. Nie jest sztuką mieć ciche dni. Trzeba o własnych emocjach mówić, a nie tylko je pokazywać.  Jest to umiejętność, która często ratuje małżeństwo – tłumaczy psycholog Danuta Wojtysiak.

Konieczne staje się uzmysłowienie młodym ludziom potrzeby  zmierzenia się z pojawiającymi się trudnościami i próby ich wspólnego pokonania. A nie decydowanie o rozejściu się małżeńskiej drogi. Właśnie o takim podejściu do małżeństwa mówił bł. Jan Paweł II w Starym Sączu: „Każde małżeństwo jest drogą do świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową”. Nie warto czekać na kryzys, potrzeba pielęgnacji wzajemnej miłości, wzajemnego wsłuchania się w siebie, lepszego poznania i wzajemnego uczenia się przez całe życie. Każde małżeństwo ma walczyć nie tylko o przetrwanie, ale przede wszystkim o rozwinięcie wzajemnej miłości.