Magiczne kamienie...

Ks. Sławomir Czalej; GN 32/2011 Gdańsk

publikacja 23.08.2011 09:05

– Urządzenie nazywa się spęczarką i służy do zmniejszania średnicy obręczy kół, bez konieczności ich przecinania. Przez tę maszynę znalazłem się w szpitalu – mówi Mirosław Kuklik, dyrektor Muzeum Ziemi Puckiej im. Floriana Ceynowy.

Magiczne kamienie... Ks. Sławomir Czalej Dyrektor Kuklik pokazuje zdjęcie zabytkowego przyrządu dentystycznego.

Dzisiaj na trasie naszych rodzinnych wędrówek zawędrowaliśmy do Pucka. To miejscowość leżąca tuż przy trasie na Półwysep Helski. Warto zjechać tu na chwilę i zobaczyć muzeum przypominające bogatą historię miasta.

Od zatopionego portu do floty kaperskiej

O historii miejsca, w którym nastąpiły zaślubiny Polski z morzem w 1920 r., pisaliśmy już wielokrotnie. Było o przepięknym gotyckim kościele z relikwiami św. Walentego, o obronie przed Szwedami – bo miasto tak jak Jasna Góra im się nie poddało – a także o krzyżackim zamku. Ten nie zachował się do naszych czasów. Tak naprawdę Puck nigdy nie był miastem typowo morskim. – Bardziej kwitło tu rzemiosło niż rybactwo. Samo miasto bowiem z racji położenia było oddzielone od otwartego morza tzw. ryfem mew, a ponadto port jest zamarznięty nawet do pięciu miesięcy w roku – podkreśla Kuklik. Ryf mew to podwodny wał piaskowy, czasami odsłaniany przy wschodnim wietrze. 13-kilometrowy odcinek można przemierzyć „na piechotę” z Rewy do Kuźnicy. Trzeba tylko przepłynąć dwa odcinki pogłębione dla kutrów i łodzi. Latem odbywa się nawet specjalna impreza zwana „marszem śledzia”.

– W czasach, kiedy istniał tu port wczesnośredniowieczny, łodzie po prostu przez mieliznę przeciągano – wyjaśnia dyrektor. Sam port został odkryty przypadkowo przez płetwonurków amatorów w 1977 r. u ujścia rzeki Płutnicy. Dzisiaj większość płaskodennych łodzi została już wydobyta przez Centralne Muzeum Morskie w Gdańsku, a same jednostki są po konserwacji albo w trakcie jej trwania. Jedną z łodzi można obejrzeć w muzeum. Nic dziwnego zatem, że przez wiele stuleci Puck był jedynym miastem w tej części Pomorza i centrum administracyjnym zarazem.

Ciekawą kartą w historii Pucka było utworzenie przez Zygmunta II Augusta floty kaperskiej. – W Pucku istniał wówczas wielki arsenał, a na wschód od Kuźnicy – fort. Okres Wazów zakończył, niestety, polski epizod na morzu – mówi Kuklik. I rzeczywiście, Władysław IV w 1643 r. sprzedał ostatni polski okręt „Święty Piotr”. Tym samym polska flota aż do 1918 r. przestała istnieć… Jednym z zabytków, które zachowały się do dzisiaj, jest drewniana laweta na działo wydobyta z dna morza. I przepiękny polski galeon. Niestety, tylko model.

Muzeum życia codziennego

O samym muzeum myślano w Pucku już w latach 60. ub. wieku. W 1970 r. utworzono „Stację gromadzenia dóbr kultury”, by 10 lat później nadać placówce tytuł muzeum. W ostatnim czasie większość eksponatów jest przenoszona do tzw. szpitalika, a siedziba przy rynku stanie się miejscem edukacji i spotkań. Szpitalik pod wezwaniem św. Jerzego znajduje się bardzo blisko rynku i każdy bez trudu wskaże nam drogę. Powstał już w XIV w. jako miejsce umierania chorych na trąd. – W naszym muzeum mamy sporo obiektów znalezionych na strychach. W tym roku „sprzątaliśmy” strychy w Pucku i w Werblini – zdradza dyrektor placówki. Ale najciekawszy – jak do tej pory – był strych w Kuźnicy. Gromadzono tam przedmioty codziennego użytku nieprzerwanie od 60 lat! Istny przekrój czasów i zmieniających się mód. – Pozyskaliśmy w ten sposób ponad 300 obiektów! Między innymi przepiękne suknie czy też atłasowe fartuchy szkolne z białymi kołnierzykami – mówi.

W zbiorach muzeum nie sposób nie zauważyć narzędzi medycznych i dentystycznych. – Wiertarka nożna pochodzi sprzed II wojny światowej i powiem szczerze, że wzbudza respekt – mówi dyrektor, nieco blednąc. Do tego puszczadło do krwi, brzytwa chirurgiczna, pojemnik na pijawki i cudowne kamienie, np. z głowy raka, służące do... zapobiegania róży, jęczmieniowi i innych schorzeń. – Ja nigdy w głowie raka kamienia nie widziałem – śmieje się Kuklik. A dla osób o mocnych nerwach kowalski przyrząd do wyrywania zębów z XIX w.! Jest też szkolna sala, modele statków i kutrów rybackich, rekonstrukcje izb do spania (zwróćcie uwagę na krótkie łóżka) czy bogato wyposażonej kuźni. To tu o mało życia nie stracił dzielny dyrektor, choć skończyło się tylko na przepuklinie. Spęczarkę ofiarował muzeum jeden z gospodarzy pod warunkiem, że dyrektor zabierze ją „zaraz”. No i zabrał – sam...

Koneserów malarstwa na pewno zainteresuje czasowa wystawa malarzy nieprofesjonalistów śląskich i pomorskich. – Ci mają swoje miejsce przy rynku, a ekspozycję nazwaliśmy „Kopalnią kolorów”, tak żeby ten region Polski nie kojarzył się wyłącznie z szarością – wyjaśnia Kuklik. Prace są i kolorowe, i mistyczne. W szpitaliku zaś zobaczymy malarstwo pomorskie zatytułowane „Morze błękitów”.

 

TAGI: