Rozgrzeszenie bez słów

Jędrzej Rams; GN 35/2011 Legnica

publikacja 17.09.2011 06:30

Klękamy, wyznajemy grzechy, dostajemy rozgrzeszenie. A co ma zrobić kapłan, który nie zna języka migowego, a penitent jest niesłyszący?

Rozgrzeszenie bez słów Jędrzej Rams/ GN Pielgrzymka jest dla wielu jedynym kontaktem z sakramentami w ciągu roku.

Pielgrzymka osób niepełnosprawnych do Matki Bożej Łaskawej w Krzeszowie ma wiele wymiarów. Na pierwszym planie mamy przeżycia duchowe, czyli Eucharystię, modlitwę przed obrazem Łaskawej Pani czy pieszą wędrówkę z Legnicy do Krzeszowa. Dla wielu osób przybycie na krzeszowskie spotkanie ma jeden bardzo praktyczny cel – to właśnie tutaj mogą przystąpić do spowiedzi świętej. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy z powodu swojej niepełnosprawności nie bardzo mają jak skorzystać z tego sakramentu w swojej parafii.

Ten problem został w porę dostrzeżony w naszej diecezji. Reakcja była zarówno odgórna, jak i oddolna. – W pierwszych latach istnienia diecezji legnickiej udałyśmy się do bp. Stefana Regmunta i opowiedziałyśmy mu o problemach osób niepełnosprawnych intelektualnie. O trudnościach w katechetyce czy przystępowaniu do sakramentów. Widzieliśmy, że nas rozumie. To on przecież był inicjatorem pielgrzymki osób niepełnosprawnych do Krzeszowa – wspomina po latach Emilia Kurzątkowska z Domu Dziennego Pobytu Osób Starszych i Niepełnosprawnych w Bogatyni. – Teraz mamy w naszym domu kilka takich osób, dla których wrześniowy wyjazd jest stałym punktem rocznego kalendarza, bo dopiero tam mogą nareszcie spokojnie się wyspowiadać – tłumaczy.

Każdego roku do Krzeszowa w pierwszy weekend września zjeżdża do kilku tysięcy osób. Wśród nich kapłani znający język migowy czy po prostu mający na co dzień kontakt z osobami niepełnosprawnymi. To bardzo ważne, bo do tej pory nie zawsze tak było, że księża ze zrozumieniem podchodzili do trudnego tematu, jakim jest spowiedź osób chorych.

Kapłani naszych czasów

Tamte czasy pamięta doskonale Krystyna Raba z Legnicy, matka 42-letniego Jurka, który cierpi na zespół Downa. Jeszcze w latach 80. ub. wieku razem chodzili na spotkania osób niepełnosprawnych i ich opiekunów do kościoła franciszkanów. Tam chorzy przygotowywali się do przyjęcia po raz pierwszy Komunii św. Tam też odbywały się spowiedzi.

– Dużo jeździliśmy po Polsce, ucząc się prowadzić takie grupy. W końcu w 1988 r. założyliśmy wspólnotę „Wiara i Światło”. Jest to ruch, w którym funkcjonują obok siebie osoby niepełnosprawne umysłowo z opiekunami i przyjaciółmi. Spotykaliśmy się raz w tygodniu we franciszkańskim kościele. Uczyliśmy się współpracy. Tutaj mamy mogły sobie porozmawiać z kapłanami na różne nurtujące je pytania z zakresu wiary. Osoby głębiej upośledzone po raz pierwszy przyjmowały I Komunię św. Tam Jurek przystąpił do bierzmowania. Wtedy nie było jeszcze przygotowania dla nich w szkole. Bardzo dobrze wspominam tamtą i dzisiejszą współpracę z księżmi. Znam jednak mamy, które są zrażone do kapłanów. Wśród księży zdarzały się postawy aroganckie albo pełne strachu. Przez to niepełnosprawni mieli utrudniony dostęp do sakramentów – opowiada Krystyna Raba.

Głosy o pokoleniowej zmianie mentalności wśród księży pojawiają się w rozmowie kilkakrotnie. Zawsze jednak w pozytywnym aspekcie. Dużo wniosła w tę zmianę praca duszpasterska w naszej diecezji. W tym roku odbywa się przecież już 12. edycja pielgrzymki osób niepełnosprawnych do Domu Łaski. W tym czasie odbyły się dwa wielkie Kongresy Osób Niepełnosprawnych – jeden w Legnicy w 1999 roku, a drugi 10 lat później w Legnickim Polu. Od kilku lat odbywają się diecezjalne bale sylwestrowe, a w kilku miejscach diecezji spotkania opłatkowe. Oczywiście bardzo ważne jest nastawienie całego społeczeństwa, które od początku lat 90. XX w. również przeżyło sporą zmianę mentalności. Wiele jest jeszcze do zrobienia, ale już widać – chociażby po zachowaniu księży – pozytywne zmiany.

Różne migania

Od kilkunastu lat w diecezji legnickiej regularnie odbywały się Msze św. dla osób głuchoniemych. Jedna w Legnicy, a druga – jeszcze do niedawna – w Jeleniej Górze. Tę w Legnicy odprawia ks. Bronisław Kryłowski, proboszcz parafii pw. Świętej Rodziny. W każdą trzecią niedzielę miesiąca pojawia się w świątyni około setka osób z całego regionu. Przyjeżdżają z Polkowic, Chojnowa, Prochowic i nawet z Bolesławca. Liturgia jest – w miarę możliwości – tłumaczona na język migowy. W miarę możliwości, bo i taki sposób komunikowania jest ograniczony. Jest niewielki zasób słów, a przez to i zdolności zrozumienia się niezbyt szerokie. Przed każdą Eucharystią spowiedzi trwają nawet godzinę. A i tak nie jest źle, bo ks. Bronisław potrafi „migać”. Sam się zarzeka, że tylko trochę, ale widać, że to w zupełności wystarcza, żeby pracować z niesłyszącymi. A także żeby reagować na nowe zjawiska.

– Na przykład we Wrocławiu tłumaczą coś na język migowy tak, a w Jeleniej Górze czy Lubinie inaczej. Tłumacze sami nie mogą się ze sobą dogadać, a co dopiero z kwestią wyjaśnienia prawd filozoficznych? Mimo to po Mszy św. w ramach kazań staram się – migając – tłumaczyć pewne problemy moralne czy teologiczne – opowiada o swoim doświadczeniu kapłan. Niestety, w diecezji tylko kilku kapłanów (prawdopodobnie trzech) potrafi „migać”. To zdecydowanie za mało, aby w razie zmian personalnych w parafiach można było odpowiednio obsłużyć tak rozległą diecezję jak nasza.

Grzechy na kartce

Ciekawym wątkiem przeżywania „braku słów przy spowiedzi” jest przypadek ks. Bronisława Piśnickiego. Jako młody kapłan z kilkuletnim stażem nagle stracił słuch. – Wszystko było na dobrej drodze. Kończyłem leczenie i terapię. Miało być tylko lepiej, a tu naraz takie zdarzenie – ogłuchłem zupełnie – opowiada. Wraz z utratą słuchu zmienił się też sposób jego posługi w parafii. Zaczął pracować z grupami, m.in. Ruchem Światło–Życie, spotkaniami małżeńskimi czy alkoholikami. – Nie nauczyłem się nigdy języka migowego. Nie słyszałem się, ale przecież przez ponad 30 lat życia używałem języka, więc potrafiłem mówić. Gorzej było ze zrozumieniem ludzi. Z czasem nauczyłem się czytać z ruchu ust – opowiada ks. Bronisław.

Posługując zdrowym, kapłan też spowiadał. Nie były to łatwe chwile, ale penitenci byli uprzedzeni, że trzeba swoje grzechy napisać na kartce i pokazać księdzu. – To trochę inny sposób wyznania grzechów. Wtedy jakby naocznie się je widzi. To też jakaś łaska. Zwłaszcza dla np. alkoholików, którzy po latach przychodzili po raz pierwszy do spowiedzi – wspomina ks. Piśnicki. Kiedy przed kilkoma laty wszczepiono mu implant słuchu, nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł – jak dawniej – usiąść do konfesjonału. – Po tej pierwszej po latach „słyszanej” spowiedzi płakałem jak bóbr. Nareszcie mogłem spowiadać jak każdy kapłan. Mogłem być dla wszystkich ludzi. Mogłem pomagać kolegom w parafii.

Bóg w sercu

Sakrament pokuty jest ważny, kiedy spełnimy jego pięć podstawowych warunków (rachunek sumienia, żal za grzechy, mocne postanowienie poprawy, szczera spowiedź i zadośćuczynienie Panu Bogu i bliźniemu). Szczera spowiedź wcale nie musi być spowiedzią ustną. Może to być wyznanie np. na kartce. Ważne jest jednak, aby była bezpośrednia styczność penitenta z kapłanem. W uzasadnionych przypadkach Kościół dopuszcza udzielenie rozgrzeszenia pomimo trudności w uzyskaniu czytelnego wyznania, np. w sytuacji zagrożenia życia, przy zbiorowym odpuszczeniu grzechów czy po prostu kiedy do sakramentu przystępuje osoba niepełnosprawna, np. intelektualnie. Ważne jest w tym ostatnim przypadku, aby kapłan miał pewność co do umiejętności rozróżnienia dobra od zła oraz żalu za swoje złe postępowanie.

Jak się kształtuje sumienie takich osób, opisuje Dorota Blachowska, kierownik Warsztatów Terapii Zajęciowej przy Caritas Diecezji Legnickiej. – Na naszych zajęciach są osoby z różnym stopniem upośledzenia umysłowego. Jedna z naszych podopiecznych dosyć nieładnie się zachowała. Jej mama zapytała ją wówczas wprost, czy pamięta, jak ksiądz w kościele mówił o szatanie. Skoro pamięta, to kogo chce mieć w sercu – Boga czy szatana? Dziewczyna – bardzo speszona – powiedziała, że Boga. Jest więc w nich jakieś skojarzenie, że Bóg to ktoś dobry, kto nas kocha. Ktoś jak mama i tata. Taka dobra istota – opowiada terapeutka.

Wtóruje jej Krystyna Raba. – Jeżeli w domu jest Bóg, to i osoby niepełnosprawne będą Go kochały. Mój Jurek nie zaśnie, dopóki nie wysłucha Apelu Jasnogórskiego. Tak samo nie ruszy śniadania, dopóki nie wysłucha Mszy św. Czasami wypomina mi rano: „Zaspałaś na Mszę!”. Nie potrafi czytać i pisać, ma trudności z uczeniem się, ale wszystkie modlitwy zna na pamięć. On nie może się doczekać pielgrzymki do Krzeszowa. Doskonale rozumie, że jest to jakieś wyjątkowe, pełne Boga miejsce.