Mój dziadek Czyngis-chan

Przemysław Kucharczak

GN 38/2011 |

publikacja 22.09.2011 00:15

Na zjazd rodziny Czardybon w Tychach przybyło 11 września 260 ludzi. Jedna z dziewczyn była zdumiona, widząc tam... koleżankę z pracy. Nie sądziły, że są spokrewnione.

Genealogia Roman Koszowski/GN Genealogia
Grzegorz Czardybon (z prawej), w 9. pokoleniu spadkobierca wolnych sołtysów z Paprocan, z synem Jakubem i wnukiem Janem

Większość z nas codziennie mija w pracy, w windzie, na ulicy swoich dalszych krewnych. Trudno ich rozpoznać, bo najczęściej nosimy różne nazwiska. – Mój brat Tomek też się zdziwił, bo zobaczył na spotkaniu rodziny Czardybon ojca swojego byłego szefa. Okazało się, że długo pracował u człowieka, z którym jest spokrewniony – śmieje się dr Wojciech Schäffer z Archiwum Archidiecezjalnego w Katowicach i potomek Józefa oraz Zofii Czardybonów, żyjących w XIX wieku we wsi Paprocany. Jego przodkowie byli wolnymi sołtysami, czyli wolnymi chłopami, którzy mieli własne gospodarstwa i nie musieli odrabiać pańszczyzny u pana.

Poszukiwanie swoich korzeni, sporządzanie rozgałęzionych drzew genealogicznych przodków, stało się w ostatnim dziesięcioleciu w Polsce modne. I co ciekawe, nie ogranicza się już tylko do familii szlacheckich, które od wieków zachowywały pamięć o swoich przodkach i szczyciły się herbami. Dziś wielkie rodzinne spotkania organizują też potomkowie pańszczyźnianych chłopów. I doskonale się bawią, poznając na tych imprezach dwustu nieznanych dotąd kuzynów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.