Spod samiuśkich Tater

Karol Białkowski; GN 37/2011 Wrocław

publikacja 27.09.2011 11:21

Górskie szlaki przemierzane w doborowym towarzystwie i cała masa wakacyjnej zabawy. Życie studenckie to nie tylko uczelnia i książki. To czas na wspaniałą przygodę i okazja do poznania wielu ciekawych ludzi.

Spod samiuśkich Tater

Organizacja wrześniowego wyjazdu w góry w skali mikro nie jest problemem, ale przygotować go dla 600 osób to już nie lada wyczyn. W Białym Dunajcu przez dwa tygodnie w 14 góralskich chatach studenci z 12 duszpasterstw przygotowywali się do nowego roku akademickiego.

Dla ciała i dla ducha

Obóz w Białym Dunajcu jest największym adaptacyjnym obozem w Polsce. Dla jednych to szkoła życia, dla innych możliwość zawarcia nowych znajomości. Na pewno jest to dobra okazja dla studentów pierwszego roku, by odnaleźć się w akademickiej rzeczywistości. Tegoroczni maturzyści stanowili 25 procent wszystkich uczestników. – Obóz organizują studenci dla studentów – mówi Joanna Szarska, szefowa. Jest jednak jeden zasadniczy rys, który odróżnia go od typowego akademickiego wyjazdu w góry. Są na nim obecni duszpasterze, więc oprócz wspaniałej zabawy jest również miejsce i czas na zbliżenie się do Boga. Mają w tym pomóc m.in. codzienna Eucharystia i konferencje.

Aby nikt nie zapomniał o charakterze wyjazdu, już pierwszego dnia studenci powierzają swój pobyt Matce Bożej Królowej Tatr podczas pielgrzymki na Wiktorówki. – Obóz w Białym Dunajcu to nie rekolekcje. Są tutaj ludzie, których związek z Kościołem jest bardzo niewielki. To dla nich szansa na zbliżenie się do Boga – zaznacza ks. Paweł Kajl, salezjanin, duszpasterz DA „Most”. Każdy obóz ma też swoją myśl przewodnią. W tym roku podczas homilii były przybliżane cnoty, jako coś ważnego w życiu chrześcijańskim. – Wspaniałe jest to, że przez dwa tygodnie mamy wszystkich duszpasterzy razem i każdego możemy posłuchać – dodaje Asia.

Po studencku

Program obozowych wydarzeń od lat jest bardzo podobny. Są pewne elementy, które sprawdzają się za każdym razem. Mimo że aż 70 procent studentów jest w Białym Dunajcu już po raz kolejny, zawsze chętnie włączają się w proponowane akcje. – W ostatnich latach słabszą popularnością cieszyła się żakariada, ale w tym roku wyszła nam znakomicie – mówi Joanna Szarska. Jej celem jest spotkanie ze sobą studentów różnych roczników tych samych kierunków. Starsi dzielą się, zwłaszcza z pierwszoroczniakami, swoimi doświadczeniami: gdzie można tanio coś zjeść między zajęciami, gdzie jest najtańsze ksero lub po prostu, do kogo warto zapisać się na ćwiczenia.

Mniej praktyczny wydźwięk mają inne obozowe atrakcje. Podczas biegu otrzęsinowego w każdej z chat na uczestników czekają konkurencje, za które drużyny dostają punkty. Te, które zbiorą ich najwięcej, są nagradzane. „Konkurs piosenki wszelakiej” pobudza twórcze możliwości studentów. Mieszkańcy poszczególnych chat piszą własne utwory i wspólnie je wykonują.

– W tym roku zmieniliśmy trochę kryteria oceniania, by podnieść poziom festiwalu. W ostatnich latach piosenki były coraz mniej ambitne. Teraz osobno oceniane są tekst, muzyka i zaangażowanie śpiewających – mówi Małgorzata Bułatewicz, rzecznik prasowy obozu. – Przy okazji tego wydarzenia jest bardzo wiele radości. Twórczość żaków naprawdę nie zna granic. Zauważa się także coraz wyższy poziom artystyczny.

Ostatnią cykliczną imprezą obozową jest „Dzień otwartych chałup”, podczas którego prezentują się poszczególne duszpasterstwa. – Każde z nich ma swoją specyfikę i oferuje studentom w roku akademickim coś innego. Dzięki naszej akcji jesteśmy w stanie zaproponować uczestniczącym w obozie studentom coś, co ich zainteresuje – podsumowuje szefowa obozu.

Jak sobie ugotujesz...

Studenci podczas obozu wszystkim zajmują się sami. To pozwala maksymalnie obniżyć koszty i sprawić, by był on dostępny również dla mniej majętnych. Wiąże się to też ze specyficzną w porównaniu z innymi obozami organizacją życia. – Sami sobie gotujemy, sami organizujemy sobie czas i tak naprawdę rzadko zdarza się, by był ktoś niezadowolony – zauważa J. Szarska. Za menu odpowiadają kuchenni, ale angażują do wykonania posiłku wszystkich mieszkańców. – Każdego dnia inna grupa osób jest odpowiedzialna za posiłki. Nie wychodzą wtedy w góry, ale mają szansę zaspokoić kulinarne pragnienia pozostałych współlokatorów – dodaje. W każdej chacie jest też KO-wiec, odpowiadający za wszystkie rozrywki, główny turystyczny, który dba o to, by codziennie były przygotowane trasy łatwiejsze i dla bardziej wymagających, natomiast nad wszystkim czuwa szef chaty. – To uczy odpowiedzialności i samoorganizacji. Zawsze można dać też coś z siebie innym – zaznacza M. Bułatewicz.

– W porównaniu z ubiegłym rokiem, tym razem mieliśmy lepszą pogodę. To ważne, bo podstawą obozu są wyprawy w góry – mówi J. Szarska. Ks. Paweł Kajl zwraca natomiast uwagę, że podejście studentów do wędrowania po górach się zmienia. – Teraz chyba mniej im się chce niż jeszcze kilka lat temu. Mimo wszystko duszpasterz wierzy, że wystarczy złapać górskiego bakcyla, żeby doświadczyć wspaniałości natury.

Żaden obozowicz nie wybiera się na szlak sam. – W każdej chacie są przeszkoleni z zakresu pierwszej pomocy, znający dobrze Tatry turystyczni, i to oni proponują każdego dnia uczestnikom obozu trasy różnej trudności – tłumaczy szefowa obozu. Oprócz tego obowiązują pewne zasady dotyczące ubioru. Na szlak nie mogą wyruszyć osoby w nieodpowiednim obuwiu, bez dodatkowego swetra, czy kurtki przeciwdeszczowej. Pogoda w górach jest bardzo dynamiczna i nigdy nie wiadomo, na jakie warunki się trafi. Turystyczny, mimo że nie ciąży na nim odpowiedzialność prawna, dba o to, by na szlaku nie wydarzyło się nic niebezpiecznego. – To muszą być bardzo rozsądni ludzie. Ciągle w naszej świadomości są wydarzenia sprzed roku. Pogoda była nie najlepsza, wysoko w górach leżał już śnieg i tak się zdarzyło, że lawina porwała dwie osoby. Wszystko ostatecznie zakończyło się szczęśliwie, choć jedna z uczestniczek musiała spędzić dwa tygodnie w szpitalu. Tamten wypadek uczy jeszcze większej pokory wobec gór – dodaje.

Pokłosiem wydarzeń sprzed roku jest akcja honorowego krwiodawstwa dla zakopiańskiego szpitala. Wtedy obozowicze oddawali krew dla poszkodowanych w lawinie, ale, jak się okazało, pomogła ona wielu innym osobom. – W tym roku poszliśmy za ciosem. W ostatnim dniu obozu przyjechał do Białego Dunajca specjalny samochód, w którym chętni mogli włączyć się w akcję krwiodawstwa – mówi M. Bułatewicz. Pomoże ona zapewne wielu pacjentom zakopiańskiego szpitala.

Wśród obozowiczów wrażenia z tegorocznego pobytu w Białym Dunajcu są jednoznaczne. Wszyscy wręcz jednogłośnie chwalą sobie czas spędzony u podnóża Tatr. Trzeba jednak wracać do wrocławskiej rzeczywistości. Do rozpoczęcia roku akademickiego pozostały dwa tygodnie. W tym czasie można wykorzystać wiedzę zdobytą na obozie od starszych kolegów i koleżanek. Warto się również zastanowić nad włączeniem się w życie jednego z duszpasterstw akademickich, które od października rozpoczną swoją pełną działalność.

Inna perspektywa

Marta Kowalska

– Byłam na obozie już po raz piąty. Do Białego Dunajca przyciąga mnie splot wielu rzeczy: codzienna Eucharystia, duszpasterze, piękne góry, ale też wspaniała atmosfera. Tutaj spogląda się na życie studenckie z innej perspektywy. Studiowanie to nie tylko nauka i studenckie imprezy, ale też sfera duchowa.

Karolina Babij

– Na Białym byłam już drugi raz. Ważnym elementem obozu są wyjścia w góry, które pozwalają dostrzec piękno Boskich dzieł oraz zawrzeć nowe znajomości. Te dwa tygodnie to czas dobrej zabawy i głębokiej refleksji. Polecam każdemu!

Katarzyna Sietkiewicz

– Będąc w Białym Dunajcu, po raz pierwszy odbierałam każde doświadczenie bardzo intensywnie. Wieczorne modlitwy pokazywały nowe oblicze rozmowy ze Stwórcą. Otaczający nas ludzie dają nam poczucie ciepła i bezpieczeństwa. Pan Bóg działa przez każdą osobę, o co modlą się wszyscy duszpasterze. Każda pojedyncza zmiana serca jest na miarę złota.