Skrzydlaty patron

Krystyna Piotrowska; GN 38/2011 Radom

publikacja 01.10.2011 06:21

Łatwiej tu przyjść, niż się z tym miejscem pożegnać. Wszystko za sprawą michalitki s. Magdaleny Rojek, sprawującej tu nad wszystkim pieczę od 10 lat.

Skrzydlaty patron Krystyna Piotrowska/ GN Hobby siostry to origami. Tej trudnej sztuki uczy też swoich podopiecznych.

Siostra powiedziała kiedyś, że nigdy w życiu, nawet przez moment, nie żałowała, że została zakonnicą. To znaczy, że to, co robi, robi z serca. Siostra kocha dzieci – mówi Mieczysława Grzęda, która od początku istnienia świetlicy działa w niej jako wolontariuszka. Przychodziła tu trójka jej dzieci i ona z nimi, żeby pomagać przy robieniu kanapek i odrabianiu lekcji. Przy okazji miała swoje latorośle na oku. Dzieci już wyrosły ze świetlicy, a ona przychodzi nadal. Jak mówi, przyzwyczajenie zostało. No i pozostała wierna temu miejscu ze względu na siostra Magdalenę, która jak mało kto potrafi przyciągać ludzi i działa tu z takim poświęceniem dla innych.

Przeznaczenie

Gdy siostra Magdalena Rojek przyszła do Szydłowca, od roku działała tu parafialna świetlica. Prowadził ją wtedy ks. Mirosław Kszczot. – Bardzo się ucieszyłam, że będę pracować z dziećmi, ponieważ nasz ojciec założyciel, bł. ks. Bronisław Markiewicz zajmował się dziećmi opuszczonymi i biednymi, a wyszukiwał zwłaszcza te, które najbardziej potrzebowały pomocy. Dość szybko zostałam opiekunem świetlicy – mówi siostra. Pochodzi ze Stalowej Woli, do zgromadzenia wstąpiła w Miejscu Piastowym. – Naszym zawołaniem jest „Któż jak Bóg”, a opiekunem i patronem św. Michał Archanioł i on mi tu pomaga – dodaje i pokazuje zawieszony na szyi medalion. Na rewersie jest wizerunek ojca założyciela oraz jego relikwie, a także wizerunek sługi Bożej matki Anny Kaworek, która wspierała biedne dziewczęta potrzebujące pomocy materialnej i duchowej. – Teraz dzieci materialnie mają się nieraz bardzo dobrze. W domu jest wszystko, ale one potrzebują więcej opieki, przytulenia, pocieszenia, miłości i uwagi – wyjaśnia. Na potwierdzenie tych słów podchodzi do siostry dziewczynka zniecierpliwiona naszą rozmową i informuje, że jej młodsza siostrzyczka ma już półtora roku. Siostra obiecuje, że porozmawiają później.

Siostra zbiera łzy

W świetlicy nie tylko można odrobić lekcje czy bawić się, ale także uczyć się różnych rzeczy praktycznych, np. wypiekania ciasteczek, sztuki origami, przygotowywania ozdób i kartek świątecznych, a nawet sprzątania. No i jest tu zawsze siostra, która wysłucha, można się przy niej wypłakać, a ona na wszystko znajdzie jakąś radę. Ma jeszcze ten dar, że sama potrafi wyłowić tych podopiecznych, którzy są smutni i mają jakiś problem. Wtedy rozmawiają gdzieś na osobności, żeby dziecko było spokojne, a jednocześnie nie czuło się zagubione i osamotnione w swoim świecie. – Czasami zrobi źle – przyznaje siostra – ale trzeba wiedzieć, że to nie wynika tylko z jego winy, lecz ze środowiska, w którym przebywa. Znam każde dziecko i jego rodziców. Wiem, gdzie mieszkają, i z jakiego środowiska pochodzą. Gdy kogoś długo nie widać w świetlicy, s. Magdalena idzie do niego do domu, rozmawia z rodzicami. Powód absencji jest czasem taki, że siostra każe się uczyć, a dziecko nie ma na to ochoty. W świetlicy odrabianie lekcji jest obowiązkowe i na szczęście większość uczniów chętnie poddaje się temu wymogowi, bo pod opieką wolontariuszy i siostry, która podobno najlepiej tłumaczy matematykę, szybko można nadrobić zaległości.

Gofry i frytki

Wolontariusze przychodzą codziennie. Większość z nich, tak jak Agnieszka Grzęda, też kiedyś należała do grona podopiecznych świetlicy. Agnieszka chodzi do klasy maturalnej, chciałaby studiować budownictwo. Najczęściej przy odrabianiu lekcji pomaga z przedmiotów ścisłych. – Zawsze chętnie tu wracam. Świetlica dała mi poczucie pewności siebie – mówi. Kolejna wolontariuszka to Magdalena Śliwińska. Jej syn od trzech lat przychodzi na zajęcia do świetlicy, a ona od tego czasu pomaga tu we wszystkim. Przemysław Żmuda też był podopiecznym świetlicy. – Przychodzę ze względu na siostrę, bo działa tu z takim poświęceniem dla innych. I ja na tyle, na ile mogę, jej pomagam – mówi. Jest absolwentem szkoły gastronomicznej i potrafi zrobić dla wszystkich najlepsze na świecie frytki i gofry. Wyjeżdża też z dziećmi jako opiekun na kolonie i wycieczki.

Maria Skalska pracuje jako katechetka w gimnazjum. W świetlicy jest raz w tygodniu, a w szkole organizuje grupę młodzieży chętną jak ona do pomocy w „Nazarecie”. – Staramy się wychowywać dzieci w duchu chrześcijańskim i uczyć je szacunku do drugiego człowieka – zaznacza katechetka. – Zawsze marzyłam, żeby pracować z dziećmi. Z początku byłam przedszkolanką, kilka lat później zaczęłam uczyć katechezy i robię to nadal w SP nr 1 w Szydłowcu. Po lekcjach o 13.00 przychodzę do świetlicy. Jestem tu tak długo, jak długo dzieci potrzebują mojej pomocy. A przychodzi, kto chce i kiedy chce. Bywa że jest i pięćdziesięcioro dzieci. Są w różnym wieku, ale przede wszystkim te od zerówki do drugiej klasy gimnazjum. Uczniowie trzeciej klasy gimnazjum przychodzą do nas jako wolontariusze – dopowiada s. Magdalena.

Świetlica nawiązała również współpracę z Zespołem Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. Wojsk Ochrony Pogranicza. Działa tam szkolne koło Caritas, a skupiona w nim młodzież pomaga w organizowaniu różnych imprez, przeprowadza konkursy i zabawy dla dzieci.

Łyżka dziegciu

– Zdarzają się u nas różne historie, nie zawsze wesołe. Pewnego razu mimowolnie usłyszałam, że coś złego się wydarzyło. Chłopcy gdzieś tam byli i coś spsocili. Wzięłam ich na rozmowę. Trochę kręcili, ale okazało się, że poszli do sklepu i coś ukradli. Nie chciałam robić zamieszania, ale żeby dziecko wiedziało, że tak robić nie wolno, że to był zły czyn i trzeba go naprawić, udaliśmy się do tego sklepu. Oni zostali na zewnątrz, ja poszłam porozmawiać z kierownikiem. Był zaskoczony, bo nikt kradzieży nie zauważył, ale było jasne, że sprawców trzeba jakoś ukarać, lecz bez wzywania policji. Winowajcy już nie mogli oddać tego, co wzięli, bo po prostu to zjedli, a pieniędzy też nie mieli, żeby zapłacić. Ustaliłam z kierownikiem, że pozamiatają parking przed sklepem. Chłopcy byli bardzo wystraszeni, przepraszali za swój czyn, a zleconą pracę wykonali sumiennie. Przeprosili też mnie i powiedzieli, że więcej tego już nie zrobią. Od tamtego wydarzenia minęło kilka lat. Jeden z chłopców przyszedł mi podziękować, że ta sprawa została tak załatwiona, bez policji, dyskretnie. Powiedział, że teraz nawet gdyby nie miał pieniędzy, to woli się bez czegoś obejść, niż pomyśleć o kradzieży – wspomina siostra.

Opiekunem świetlicy „Nazaret” należącej do Parafialnego Zespołu Caritas jest ks. kan. Adam Radzimirski. Zaś wielkim jej przyjacielem burmistrz miasta Andrzej Jarzyński. Dzięki jego wsparciu dzieci mogą między innymi wyjeżdżać na kolonie.

Ma zawsze moją zgodę

Ks. kan. Adam Radzimirski

– Nasza Parafialna Świetlica „Nazaret” ma bardzo duże znaczenie dla dzieci, a te pochodzą z różnych rodzin. Tu znajdują opiekę i serce, jest też dla nich przygotowywany posiłek. Dzieci integrują się między sobą i z s. Magdaleną. Angażują się w życie Kościoła, jeżdżą na pielgrzymki. W działalność świetlicy w różnoraki sposób włączają się też nasi parafianie. To bardzo pozytywne. Siostra jest wspaniałym pedagogiem i katechetką. Nasza współpraca układa się bardzo dobrze i siostra ma zawsze moją zgodę na wszystkie swoje inicjatywy.