Źle zaadaptowana adopcja

Jędrzej Rams; GN 39/2011 Legnica

publikacja 03.10.2011 06:30

Adopcja – owszem, ale tylko małych dzieci. Starsze nie są w cenie. Jednak i te mogłyby mieć w miarę normalne domy, ale ciągle brakuje rodzin zastępczych. Wchodząca niedługo ustawa może ten stan jeszcze bardziej skomplikować.

Źle zaadaptowana adopcja Jędrzej Rams/ GN Czy dzieci czekające na adopcję lub rodzinę zastępczą mogą spać spokojnie? Odpowiedź na to pytanie nadejdzie wraz z wcieleniem w życie nowej ustawy.

Działający od 2008 roku lubiński Ośrodek Opiekuńczo-Adopcyjny podjął bardzo szybko akcję propagowania adopcji oraz rodzin zastępczych. W ramach docierania z informacją do szerszego grona osób organizowana jest akcja billboardowa, plakatowa, ulotkowa, a nawet przy pomocy listów włodarzy powiatu do rodziców w szkołach czy listu odczytywanego w lubińskich kościołach. Do działań oprócz lokalnych mediów włączyła się też miedziowa „Solidarność”. Patronat nad akcją objęły Anna Komorowska i Henryka Krzywonos. W ten sposób w ciągu trzech lat udało się zdobyć domy dla kilkanaściorga dzieci. – Obecnie mamy 45 takich rodzin w powiecie – informuje Rafał Kucharski, p.o. dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Lubinie. Niestety – jednostka ta wkrótce przestanie istnieć. Sejm przyjął bowiem w połowie roku ustawę dotyczącą m.in. funkcjonowania takich właśnie ośrodków adopcyjnych. Zakłada ona, że jeżeli ośrodek nie sfinalizował 10 postępowań adopcyjnych w 2010 r., musi zostać zamknięty. W naszej diecezji mamy tylko trzy ośrodki państwowe: w Jeleniej Górze, Legnicy i Lubinie. 1 stycznia zamknięte zostaną dwa ostatnie.

– To smutna prawda. Uważamy, że jest to zbyt rygorystyczne patrzenie na liczbę adopcji w ciągu jednego roku. Nam udało się przekazać 6 rodzinom łącznie 10 dzieci. Ale ośrodek, który pomógł 10 rodzinom i oddał łącznie 10 dzieci, będzie istnieć, a my musimy zniknąć – mówi z rozgoryczeniem Rafał Kucharski. Najbliższe miejsca z państwową placówką, z której będą mogli korzystać chętni do adopcji, to Wrocław (oddalony od Legnicy o 77 km) i Głogów (oddalony o 60 km). Legnica będzie jedynym byłym miastem wojewódzkim na Dolnym Śląsku bez takiego ośrodka.

Brakuje i będzie brakować

Najwyższa Izba Kontroli opublikowała przed dwoma laty raport, na podstawie którego stwierdzała, że liczba rodzin zastępczych w naszym kraju maleje. Raport był próbą analizy rządowych programów stopniowego wygaszania państwowych domów dziecka. Będzie to możliwe pod warunkiem zwiększania się liczby osób chętnych do zakładania rodzinnych domów dziecka, rodzin zastępczych czy po prostu rodzin chętnych adoptować dzieci. Zajmująca się pomocą takim rodzinom Fundacja Świętego Mikołaja podała, że brakuje nam na razie około 5 tys. rodzin zastępczych. – Rodzic zastępczy to bardzo specyficzny zawód, wymagający nie tylko kompetencji, ale i swoistej misji. Liczne bariery biurokratyczne i brak wsparcia ze strony urzędników sprawiają, że w Polsce wciąż brakuje wielu zawodowych rodzin. Nasze badania pokazują, że choć Polacy pozytywnie oceniają to zjawisko, w dalszym ciągu rodzicielstwo zastępcze rozwija się bardzo powoli – niestety zbyt wolno, żeby planowana przez rząd zmiana systemu opieki nad dziećmi osieroconymi miała szanse powodzenia. Mamy nadzieję, że dzięki wspólnym inicjatywom uda się przybliżyć Polakom ideę zawodowych rodzin zastępczych, bo przecież każde dziecko potrzebuje prawdziwego domu – ocenia raport NIK-u Michał Rżysko z Fundacji Świętego Mikołaja.

Biurokracja odstrasza

Najczęściej występującą formą rodziny zastępczej jest rodzina spokrewniona. W rodzinach zastępczych niespokrewnionych znajduje się maksymalnie trójka dzieci. Najmniej jest rodzin zastępczych zawodowych. Według specjalistów, najczęstszą obawą związaną z tworzeniem takich rodzin jest strach przed problemami wychowawczymi oraz nakazem współpracy z biologicznymi rodzicami dziecka. – Niełatwo jest zdecydować się na taką formę opieki nad dziećmi. Sporo jest wymagań formalnych. Trudno na początku się w nich wszystkich połapać. My mieliśmy o tyle łatwiej, że pomagała nam znajoma, która dosyć dobrze zna sposoby funkcjonowania służb adopcyjnych – ocenia Bartosz Urbański z Legnicy, który od roku opiekuje się dwójką dzieci.

Sama chęć założenia rodziny zastępczej nie wystarczy. Trzeba mieć pozytywną opinię z ośrodka pomocy społecznej. Z nią należy udać się do odpowiedniego ośrodka opiekuńczo-adpocyjnego. Tam przechodzi się szkolenie, poznaje zasady prawa rodzinnego, podstawy pedagogiki i psychologii dziecka. W międzyczasie odbywa się wywiad środowiskowy. Przejście szkolenia nie jest jednoznaczne z zakwalifikowaniem do adopcji. Jeżeli jednak zostanie się zakwalifikowanym, czas oczekiwania na dziecko często jest długi. – Dotychczas zdarzało się tak, że część osób, które przystępowały do procedury adopcyjnej, rezygnowała w jej trakcie. W zamian te same pary decydowały się na zostanie rodziną zastępczą. Było to w miarę łatwe, ponieważ ośrodki adopcyjne prowadziły szkolenia do obu form opieki. Po zmianach wyspecjalizowane ośrodki adopcyjne, które przejdą pod władzę marszałka województwa, będą zajmowały się tylko adopcją. Może to zmniejszyć liczbę chętnych do założenia rodzin zastępczych – ocenia Monika Madej z Fundacji Świętego Mikołaja.

Szkolenie na rodziców od stycznia będzie odpłatne. Należność będzie wynosić nie więcej niż 150 proc. najniższej pensji krajowej. Niemniej rozpoczęcie szkolenia nie decyduje o ostatecznej kwalifikacji do adopcji czy o powstaniu rodziny zastępczej. W ośrodku we Wrocławiu czeka się na szkolenie 15 miesięcy. Kiedy dodamy do tego czas szkolenia, a później oczekiwania na dziecko, jasno widać, że zmniejszanie liczby centrów szkoleniowych może jeszcze wydłużyć te procesy. – Odwołujemy szkolenie zaplanowane na jesień. Czekamy na przeniesienie wszystkich dokumentów do nowej instytucji – mówi Rafał Kucharski z Lubina.

Plusy też są

Mogą być jednak i plusy nowej ustawy. Nieformalnie mówi się też, że lepiej zlikwidować słabe ośrodki na rzecz silnych centrów adopcyjnych. – Miarą skuteczności nowej ustawy będzie liczba pozytywnych adopcji czy też nowych rodzin zastępczych. Tak więc dopiero czas pokaże jej wartość – mówi Monika Madej. Nowością będzie również instytucja tzw. koordynatora, który będzie się interesował problemami rodzin zastępczych w powiecie. Powstanie ponadto instytucja rodziny pomocowej, która niczym krewni będzie wspierać zawodową rodzinę zastępczą w sytuacji, gdy np. małżonkowie zawodowi będą chcieli wyjechać na wakacje. – Ja nie jestem zawodowym rodzicem, ale nie wyobrażam sobie, że oddaję dzieci gdzieś na przechowanie, bo jadę na urlop – twierdzi Bartosz Urbański. Do tej pory nie było jednak takiego wsparcia ze strony państwa, więc może z czasem polepszy się sytuacja rodzin oraz ich własne zdanie o instytucji rodziny zastępczej.

Zmiany prawne będą też dotyczyły funkcjonowania domów dziecka. Pierwsza i podstawowa zmiana polega na wprowadzeniu maksymalnej liczby 14 wychowanków w domu dziecka. Dotychczas mogło to być nawet 30 dzieci. Najlepiej byłoby oddać tę „nadwyżkę” do adopcji. Niestety, starsze dzieci są brane bardzo niechętnie, pozostają więc w placówkach. Chyba że zostaną oddane do rodzinnych domów dziecka bądź rodzin zastępczych. W obu powiatach, które tracą ośrodki adopcyjne, jest kilka domów dziecka. W ciągu paru lat znacznie zwiększy się więc liczba potrzebnych nowych rodzin zastępczych bądź adopcyjnych. Nakaz zmniejszania liczby dzieci w domach dziecka będzie po części mobilizował samorządy do organizowania akcji promocji różnych form zastępczych. Do tej pory organizowały takie kampanie miejscowe ośrodki adopcyjno-wychowawcze. Teraz też będą to robiły, lecz z perspektywy oddalenia o kilkadziesiąt kilometrów.

Postscriptum

Dolnośląski Urząd Marszałkowski nie podał jeszcze oficjalnej informacji co do kształtu opieki adopcyjnej w naszym województwie po 1 stycznia. Według nieoficjalnych informacji, w Dolnośląskim Ośrodku Pomocy Społecznej powstanie wydział, który będzie nadzorował funkcjonowanie ośrodków adopcyjnych. Wśród nich nie będzie, i to na pewno, ośrodków w Lubinie i Legnicy.

TAGI: