A po tańcu cisza

GN 34/2011 Gliwice

publikacja 24.10.2011 06:30

O „chrzczeniu” tradycyjnych obrzędów, rysach twarzy i dogadywaniu się z żonami z ks. Zygmuntem Perfeckim, misjonarzem w Togo, rozmawia Mira Fiutak

A po tańcu cisza   O. Edward Sito SVD/ GN Ks. Zygmunt Perfecki w kaplicy w Tchamdé-Mono. Mira Fiutak: W Togo mieszka Ksiądz już 16 lat. Po takim czasie jest się już uważanym za swojego czy ciągle jeszcze obcego?

Ks. Zygmunt Perfecki: – Za swojego nie, ale na pewno rozumiemy się już o wiele lepiej niż na początku. Znacznie różnimy się mentalnością, dlatego trzeba było czasu, żeby się poznać i zaakceptować. Po tych 16 latach mogę powiedzieć, że ja trochę lepiej rozumiem ich, a oni mnie. Na początku, kiedy stawiałem wymagania, moim parafianom wydawało się, że jestem przeciwko nim. Teraz wielu to rozumie, widzi, że wymagania przynoszą korzyść, np. jeśli chodzi o punktualne przychodzenie na Mszę św. I teraz już nie tylko ja wymagam, ale i oni od siebie nawzajem. Togijczycy postrzegają misjonarza, Europejczyka, przede wszystkim jako obcokrajowca. Ja zapominam już o różnicach w kolorze skóry. Zresztą niektórzy ludzie w Togo mają bardzo podobne rysy do osób, które znam w Polsce. Więc jak przypominam sobie kogoś, to pierwsze wrażenie nie dotyczy koloru skóry, lecz właśnie rysów.

W jaki sposób można zaskarbić sobie sympatię Togijczyków?

– Kiedy przekonują się, że nasze dobre nastawienie do nich jest szczere. Kiedy widzą, że staram się pomóc konkretnym osobom, np. chorym. Na szczęście coraz częściej się zdarza, że ludzie zanim wybiorą się do szarlatana, przychodzą do mnie. Zwykle jest tak, gdy w ośrodku zdrowia w wiosce – gdzie można wykonać tylko podstawowe badania – nie zdiagnozują ich choroby. Wtedy staram się pomóc, umówić ze specjalistą, czasem zawieźć do szpitala, wykupić lekarstwa, jeśli jest taka potrzeba. Przychodzą do mnie, bo wiedzą, że mogę zrobić może więcej niż inni, że mam ku temu środki i korzystam z nich.

Jak wygląda sytuacja w rodzinach, gdzie spotykają się różne religie?

– Na co dzień Togijczycy są tolerancyjni, do spięć dochodzi najczęściej podczas organizowania pogrzebów, kiedy chrześcijanie poddają się czasem wpływowi rodziny, która jest pogańska. Organizowane są także tzw. funérailles, obrzędy pogrzebowe, które odbywają się kilka miesięcy czy nawet kilka lat po śmierci, a wywodzą się z religii tradycyjnych. Mają na celu wprowadzenie ducha zmarłego do grona duchów przodków. Niektórzy próbują to „ochrzcić” i część katolicka rodziny zamawia Mszę świętą za zmarłego, a wyznawcy religii tradycyjnych starają się zrobić to na swój sposób. Oprócz tego przygotowuje się kilkudniowe ucztowanie połączone z głośną muzyką, tańcami.

Co najtrudniej Afrykanom przyjąć w chrześcijaństwie?

– Chyba monogamię. To powstrzymuje osoby, które żyją w związku poligamicznym, przed przyjęciem chrztu.

A po tańcu cisza   Heinrich Mainka/ GN Do budowy domu używa się „cegieł” zrobionych z namoczonej ziemi, którą wkłada się w specjalne formy. Wodę na miejsce budowy przynoszą kobiety. I co wtedy?

– Czeka się. Taka osoba jest katechumenem i trzeba czasu, aż jej sytuacja się wyprostuje. Praktycznie może wyglądać to tak, jak opowiadał mi pewien arcybiskup, Kongijczyk. Jego ojciec był szefem wioski, miał jedenaście żon, wszystkie jego dzieci ukończyły szkoły katolickie, zostały ochrzczone, a on nie mógł przyjąć chrztu. Nawet kiedy jego syn został księdzem, a potem biskupem, on dalej czekał. Aż dogadał się ze wszystkimi żonami. Wybrał jedną, z którą chciał wziąć ślub, a pozostałe, którym zapewnił byt, zgodziły się na to. Wtedy dopiero mógł przyjąć chrzest i kolejne sakramenty. A tak na marginesie: w tej poligamicznej tradycji odnajdujemy gdzieś wartość monogamii, bo w tradycyjnej rodzinie, nawet jak jest więcej żon, to pierwsza jest tą najważniejszą, ma większe prawa i tylko do niej dzieci zwracają się: „mamo”.

Kieruje Ksiądz bardzo rozległą parafią. Jak wygląda w niej praca duszpasterska i co wpływa na wzrost liczby katolików?

– Do mojej parafii oprócz Adjengré należy 25 wiosek, w których prowadzimy normalne duszpasterstwo. Razem ze mną pracuje dwóch księży – Togijczyków. Prowadzimy normalną pracę parafialną, podobną do tej w Polsce, czyli codzienne Msze św., raz w tygodniu adoracja Najświętszego Sakramentu, nabożeństwa, w których uczestniczy wielu ludzi potrzebujących pogłębienia tego, co przyjęli. A poza tym jest praca ewangelizacyjna.

U nas na razie ciągle jeszcze jest więcej chrztów młodych i dorosłych ludzi niż niemowląt. Większość przyjmujących ten sakrament to uczniowie gimnazjum czy liceum. Najbardziej pociąga ich przykład rówieśników, których styl życia jest inny. Poza tym jeśli ktoś zaczyna poważnie się zastanawiać, to chrześcijaństwo, katolicyzm daje odpowiedzi na nurtujące go pytania – o sens życia, cierpienia, o to, jak żyć, jak być dobrym. A dobro potrafi fascynować. Na pewno wpływ na wzrost liczby chrztów ma również działalność Kościoła, taka jak choćby wybudowanie w wiosce studni czy istnienie szkół katolickich, które zwykle mają wyższy poziom niż publiczne. W naszej parafii jest pięć katolickich szkół podstawowych i sierociniec prowadzony przez siostry de Notre-Dame de l’Eglise.

Nie bez znaczenia jest też, że aktualnie pięciu kleryków z naszej parafii studiuje w seminarium duchownym w stolicy. Trzech z nich jest już diakonami. Prawdopodobnie w grudniu otrzymają święcenia kapłańskie. Ogólnie Kościół katolicki postrzegany jest w Togo pozytywnie, ale niektórzy oceniają go zależnie od swych aktualnych potrzeb i sytuacji, np. politycznej.

Kościół afrykański jest radosny, barwny, z liturgią pełną tańca i śpiewu…

– Afrykanie bardziej od nas uzewnętrzniają to, co przeżywają, i tak też wyrażają swoją wiarę. To jest naturalne i służy liturgii, ale chodzi także o to, by nie zatrzymać się na tańcach. Na cotygodniowej adoracji Najświętszego Sakramentu czy w czasie Mszy świętej jest też czas na ciszę i często robi ona na mnie duże wrażenie, bo widzę, że to jest prawdziwa cisza modlitewna. Wiele osób podróżujących po Afryce podkreśla, że Afrykanie są pogodni, pełni optymizmu.

A po tańcu cisza   Ks . Zygmunt Perfecki/ GN Kościół w Adjengré Z naszego punktu widzenia jakby wbrew swojej trudnej sytuacji życiowej. Czy tak jest rzeczywiście?

– Na pewno są bardziej optymistyczni i nie roztrząsają wszystkich problemów tak, jak się to robi w Europie. Z jednej strony dlatego, że życie jest trudniejsze, a z drugiej takie skupianie się na przyszłości na niewiele się zda. Większość Afrykanów jest chora na malarię. Możesz sobie coś zaplanować, a tu przychodzi atak i koniec z planowaniem. Afrykanie są na ogół bardzo życzliwi; kiedy spotykają się, zawsze są uśmiechnięci, pytają o zdrowie, o rodzinę itp. To leży w ich kulturze. Są bardziej skorzy do śmiechu, chociaż na zdjęciach zwykle tego nie widać, bo jak wyciąga się aparat, pozują i zaraz poważnieją.

A depresja, choroba cywilizacji Zachodu, zdarza się wśród Afrykanów?

– I depresje, i nerwice, chociaż na pewno znacznie rzadziej niż w Europie, bo postrzeganie problemów jest inne. Jeśli ktoś na Zachodzie popełnia samobójstwo, bo stracił dwa miliardy, chociaż zostało mu jeszcze siedem, oni w Togo nigdy nie zrozumieją tego mechanizmu działania ani tej logiki. Tam problemy są bardziej podstawowe, są po prostu realne. Afrykanie są bliżsi rzeczywistości. Owszem, zdarzają się problemy psychiczne i choroby psychiczne. Często tacy chorzy są opuszczeni, bo Afrykanie boją się ich, uważając te choroby za wpływ diabła czy złych duchów. Katolicy, dzięki wierze, zaczynają powoli wyzwalać się z dawnej mentalności i wtedy można im skuteczniej pomóc.

Jeśli ktoś chce pomóc Afrykanom, jak najskuteczniej może to zrobić?

– Co do pomocy materialnej, to najlepiej, by było to wsparcie finansowe, bo wysyłka różnych rzeczy czasem kosztuje więcej niż ich faktyczna wartość. Każdy jednak może nieść pomoc duchową – modlić się czy ofiarować swoje cierpienia w intencji misji. Ciągle świadomy jestem tego, co tak trafnie wyraził już św. Paweł: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas”.

Misjonarz

Ks. Zygmunt Perfecki pochodzi z parafii św. Barbary w Bytomiu. Po święceniach kapłańskich w 1986 r. pracował w Oleśnie, Toszku i Zabrzu. Od 5 IX 1995 r. na misjach w Togo – najpierw przez dwa lata w Sokodé, od 4 XII 1997 r. pracuje w Adjengré, gdzie jest proboszczem parafii obejmującej 25 wiosek. Przez ostatnie pół roku kierował też parafią w Lama-Tessi.

Pomoc dla misji w Adjengré

Pieniądze na pomoc misjom można kierować na konto: BANK PEKAO SA I o. w Gliwicach filia 1 nr: 58 1240 1343 1111 0010 2556 8166.