Euro-fiction

Jacek Dziedzina

GN 44/2011 |

publikacja 03.11.2011 00:15

Upadek strefy euro, a nawet całej Unii, nie jest scenariuszem science fiction.

Euro-fiction east news/REPORTER/Reporters/Jonas Hamers

Jedno z pięter budynku Berlaymont, siedziby Komisji Europejskiej w Brukseli. Wchodzę do windy, w środku – dość duża naklejka-plakat promująca wspólną walutę euro. Patrzę i oczom nie wierzę: treścią i grafiką niemal wprost nawiązuje do stylistyki socjalistycznych plakatów propagandowych. Ogromnych rozmiarów świetliste euro jaśnieje na drodze, którą podąża człowiek. Na dole komentarz w rodzaju (cytuję z pamięci): tęsknota narodów, ty też wejdź na tę drogę. Parę chwil później wchodzę do następnej windy: podobna naklejka, z jeszcze bardziej wymowną stylistyką z epoki nie wszędzie minionej i jeszcze bardziej wzniosłym podpisem. W kilku innych miejscach budynku znajduję podobne obrazki, zawsze z euro w roli – dosłownie – nadziei ludzkości. Takie tutejsze credo.

Dziś przypominam sobie te miniplakaty z centrum zjednoczonej Europy, kiedy na naszych oczach strefa euro miota się w panice, a może nawet powoli dogorywa. Bo niezależnie od optymistycznych komunikatów z ostatniego kryzysowego szczytu ani grecki pożar nie został do końca ugaszony, ani pozostałe dzielnice Eurolandu nie mogą być pewne jutra.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.