Autor przytacza szereg faktów, ale nieco chaotycznie i wybiórczo. Istotnym faktem jest, że nie tylko wspomniani marszałek Kongresu i przewodniczący Senatu "umoczeni" są w skandale korupcyjne, ale zarzuty takie ma przeszło połowa członków parlamentu głosujących za odwołaniem Rouseff oraz p.o. prezydenta Temer. To co dzieje się aktualnie w Brazylii, to żadna moralna odnowa, jest to brutalna walka o władzę, w której opozycja prawicowa nie przebiera w środkach. Sędzia Moro ujawnia wszystko, co dotyczy Luli, Rouseff i ich partii, ale utajnił np listę skorumpowanych prawicowych polityków, która wyciekła po ujawnieniu skandalu z koncernem Odebracht. Warto uświadomić sobie, kto jest właścicielem brazylijskich mediów, które w większości biją w p.Rouseff jak w bęben. Czytelnik słabo znający Brazylię, może odnieść wrażenie, że korupcja pojawiła się za rządów Luli. Nic bardziej błędnego. Brazylia ma długoletnie i bogate "tradycje" w tej dziedzinie. Lula i Rouseff to chyba pierwsi szefowie rządów w tym kraju, nie uwikłani w personalne skandale korupcyjne. Nie przeszkodziło to, niestety, ich partii stosować zasadę, że cel uświęca środki, na czym ewidentnie się "przejechali".
Amerykanie chętnie sprywatyzują Brazylijski koncern naftowy. Jasne, nie tylko zresztą Amerykanie... Kłopot w tym że prywatyzacja wcale nie likwiduje korupcji, poza tym coś takiego jak złoża ropy naftowej, wymaga całkiem sprawnego państwa i... wywiadu wojskowego do utrzymania tego w swoich rękach. Jak widać Brazylia wcale nie różni się zbytnio od Polski. Mają tam większy kłopot ze swoim Rzeplińskim jedynie dlatego że rząd jest mniejszościowy. Szczęśliwie pod tym względem sytuacja w Polsce wydaje się znacznie bardziej stabilna.