Wystarczy krzyknąć: „Azyl, azyl!”, żeby związać ręce pogranicznikom. Tak zaczyna się zabawa w ciuciubabkę, której stawką jest lepsze życie.
Jędrzej Rams/ GN Czeczeni okupują pociąg relacji Wrocław–Drezno. Nauczyliśmy się współpracy
Od 2004 r. obowiązuje nas układ z Schengen, zobowiązujący m.in. do zniesienia kontroli na punktach granicznych. Do tego dnia nielegalni cudzoziemcy próbowali przekraczać granicę na różne sposoby – w transportach samochodowych, czyli tirach, przez zieloną granicę, grupami bądź pojedynczo. W czasach Schengen mogą po prostu przejść „asfaltem”, jak w swoim slangu pogranicznicy określają bezproblemowy wjazd do Niemiec. Niemniej jest to nadal nielegalne. Prędzej czy później większość z nich i tak zostaje złapana w Niemczech. W ramach międzynarodowych regulacji muszą zostać cofnięci do kraju, w którym rozpoczęto procedurę weryfikacji statusu uchodźcy. Miejscami przekazywania uchodźców są Zgorzelec, Słubice oraz lotniska we Wrocławiu i Warszawie. I tutaj jest miejsce na działania Caritas. Zgorzeleckie biuro jest jednym z pięciu, które współprowadzi Caritas Polska. – Początkowo miałam postawione zadanie chodzenia i monitorowania przebiegu całej akcji. Czułam się nieswojo, bo kim ja byłam? Przychodziła jakaś kobieta, z jakiegoś Caritasu i patrzyła na ręce funkcjonariuszom Straży Granicznej. Dzisiaj to straż sama dzwoni z informacją, że wtedy i wtedy będzie transport takich a takich osób. Przyzwyczaili się i chyba nawet nauczyliśmy się współpracować. W sumie to ich trochę wyręczam, bo przynoszę jakieś jedzenie, pieluchy dla małych dzieci. W jakiś sposób jestem dla cudzoziemców gwarantem przestrzegania ich praw – opowiada Bożena Jastrzębska.
Początkowo biuro było współfinansowane przez UNHCR, czyli biuro Wysokiego Komisarza ONZ ds. uchodźców. Od początku 2012 r. w Centrum Pomocy Migrantom i Uchodźcom w Zgorzelcu rozpoczęła się realizacja projektu „Indywidualny Plan Działania – integracja azylantów, cudzoziemców ze statusem i ochroną uzupełniającą poprzez kompleksowe doradztwo i pomoc prawną”. Projekt współfinansowany jest ze środków Europejskiego Funduszu na rzecz Uchodźców i budżetu państwa. Do zadań zgorzeleckiej placówki należą m.in. udzielanie porad prawnych dla uznanych za uchodźców, azylantom oraz cudzoziemcom posiadającym ochronę uzupełniającą, udzielanie poradnictwa socjalnego i rodzinnego. Placówka daje paczki żywnościowe, art. higieniczne, szkolne i edukacyjne, odzież, lekarstwa. Czasami może cudzoziemcowi kupić bilet PKP. W trakcie trwania tej edycji projektu dzieci uchodźców mogą skorzystać z dopłat do przedszkoli oraz integracyjnego wypoczynku letniego połączonego z nauką języka polskiego.
Zostali. I co dalej?
Do 2 lipca trwała w Polsce wielka akcja abolicyjna dla nielegalnych imigrantów. Łącznie do wojewodów trafiło ponad 9 tys. wniosków. Inicjatorzy przedsięwzięcia liczyli, że będzie ich dwa razy więcej. Skąd pomysł na abolicję? Każdy cudzoziemiec może posiadać prawo legalnego przebywania w naszym kraju. Może to być np. pozwolenie czasowe do chwili wyjaśnienia statusu czy otrzymania orzeczenia o statusie uchodźcy. Większość migrantów nie chce zostawać w Polsce. Uciekają na Zachód jeszcze przed zakończeniem procesu weryfikacji statusu. Wtedy sprawę się umarza. Kiedy cudzoziemiec wpada w ręce funkcjonariusza niemieckiej Służby Granicznej i jest deportowany do Polski, procedura zaczyna się od nowa. Jednak część z nich szuka szczęścia w Polsce. W ten sposób niejako znikają z oczu urzędnikom. Wiadomo, urzędnik rzadko sam szuka dla siebie dodatkowego zajęcia, policja nie kwapi się do szukania cudzoziemców, a Straż Graniczna nie jest w stanie być wszędzie. I właśnie dla takich zasiedziałych imigrantów ekonomicznych, którzy nie mają szans na uzyskanie statusu uchodźcy, była pomyślana abolicja. Przeprowadzono ją już dwa razy – w 2003 i 2007 roku. – Wraz z wyjściem z cienia otrzymywali do paszportu pieczątkę z decyzją o czasowym prawie pobytu. I była wszczynana procedura pozwolenia na przebywanie w Polsce. Nie chodziło już w tym momencie o status uchodźcy, lecz o pozwolenie na przebywanie. W końcu od kilku lat udawało im się tutaj żyć i pracować – opowiada st. chor. Sylwia Andrzejuk ze Straży Granicznej.
Zanim zakończą się procedury, trzeba z czegoś żyć. Można mieszkać w ośrodku dla migrantów, można starać się pracować na czarno. Państwo polskie przez rok wspiera osoby z przyznanym statusem uchodźcy. A co później? – Często oni nie znają naszego języka, kultury, podstaw prawnych. W biurze pomagam im, jak mogę. Wypełniam dokumenty, wspieram w załatwianiu procedur w urzędach, udostępniam nawet Internet czy pomagam w znalezieniu pracy – opowiada Bożena Jastrzębska. Podkreśla jednak, że część zasymilowanych cudzoziemców kończy u nas studia i podejmuje legalną pracę. Jest więc nadzieja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |