Najlepiej tytanowa. Miłe, ciepłe, bezpieczne miejsce.
Można w niej schować prawdziwego siebie, czyli pewną delikatną, bardzo wrażliwą osobę, która od życia oberwała tak bardzo, że jej struktura przypomina już tylko sinofioletową bezkształtną cielistą masę, niezdolną do przyjęcia już ani jednego szlagu więcej. Skorupka tak twarda, że nie przepuszcza emocji, potrafi wszystko przyjąć na klatę i wszystko po niej spływa. Skorupka, której nadajemy różne formy. Formy, pod którymi ukrywamy się przed światem. Dlaczego? Żeby pasować, żeby już nikt nas nie skrzywdził, nie miał powodu by nas skrzywdzić.
I wszystko wydaje się grać, ale niestety tylko do momentu, w którym okazuje się, że chyba straciliśmy kontrolę nad formą naszej skorupki. Otoczenie zaczęło uważać nas za dziwaków. A my nie rozumiemy dlaczego.
Jedynym lekarstwem jest zrzucenie formy i wydobycie się ze skorupki. Opuszczenie tego bezpiecznego azylu, bez którego nie potrafi się już żyć. Ale, jak to zrobić? Otóż wcale nie trzeba jej ani próbować roztrzaskać, bo jeszcze jej odłamki mogłyby uszkodzić zawartość, ani też próbować ją rozciąć, bo jeszcze można by jej zawartość pokaleczyć. Wystarczy samemu, od środka, wydrapać maleńką szczelinkę zdolną przepuścić smugę Światła, które pomoże nam z tej skorupki zacząć w końcu wyciekać.
Tylko, że zbyt długo siedzieliśmy w tej skorupce i mimo, że chcemy, to nie potrafimy wydobyć z siebie zamkniętych w nas słów, całego mnóstwa słów, które więzną nam w gardle, bądź są w nas zamknięte dużo, dużo głębiej i wydaje się nam niemożliwym je stamtąd wydostać. Bo okazuje się, że jakoś sami nie potrafimy się z tej skorupki nawet wysączyć, potrzebna nam jest osoba, która pomogłaby nam wydostać te zaklinowane w szczelinie słowa.
Ale, co ciekawe, to to, że chociaż znaleźliśmy nawet właściwego słuchacza to i tak blokujemy się sami, ze strachu przed zmianą naszego skorupkowego status quo.
Więc może zamiast męczyć się próbą ich artykulacji, zamęczając tym samym siebie i naszego słuchacza, warto jest wziąć kartkę papieru, a najlepiej kilka i to nieco większych, coś czym czynność pisania sprawia nam przyjemność, i zacząć to wszystko, niczym strumień świadomości, wylewać na papier. A następnie przyjść z tym do naszego słuchacza i po prostu zacząć mu to wszystko czytać. Ten sposób bardzo ułatwia artykulacje myśli, bo czytając, nie trzeba już tracić czasu na ich wydobywanie, a następnie na zmaganie się z faktem ich artykulacji. Po prostu czytasz, nic więcej. A czytając, wyrażasz zaklinowanego siebie i zaczynasz po prostu zwyczajnie wyciekać. I w ten właśnie sposób wydobywasz się ze skorupki.
Po wycieknięciu, które wiadomo, będzie trwało pewien czas, możesz zdać sobie sprawę, że teraz to tak właściwie sam już nie wiesz, kim tak naprawdę jesteś.
Bo teraz czas znowu nauczyć się bycia tym, kim się jest naprawdę.