Przyjechało do nas więcej turystów niż rok temu, cieszą się zgodnym chórem urzędnicy, restauratorzy i hotelarze. Tylko ratownicy i policjanci załamują ręce, że w tym sezonie wakacyjnym utonięć też było więcej niż przed rokiem.
Gdańscy urzędnicy jeszcze nie wiedzą, ilu turystów odwiedziło miasto w lipcu i sierpniu. Wiadomo jednak, że miniony sezon można zaliczyć do udanych. – Konkretne liczby poznamy 15 października, kiedy zostanie ogłoszony powakacyjny raport – zapowiada Anna Bartoszewicz-Pajka, wiceprezes Gdańskiej Organizacji Turystycznej. – Ale już dziś możemy powiedzieć, że przyjechało do nas bardzo wielu turystów, nawet więcej niż w latach poprzednich. Oczywiście statystyk poprzedniego roku, w którym odbywały się piłkarskie mistrzostwa Europy, może nie da się przebić, ale całkiem możliwe, że duża liczba turystów to właśnie „efekt EURO 2012”.
Jest dobrze, ale…
Jednak na brak turystów nikt nie narzeka także w miejscowościach, w których piłka nożna ma znikome znaczenie ekonomiczne. – Jesteśmy bardzo zadowoleni i możemy powiedzieć, że sezon u nas jeszcze się właściwie nie skończył – mówi Grzegorz Żaczek z Biura Promocji Urzędu Miejskiego we Władysławowie. – To był dla nas szczególny sezon, bo w tym roku obchodzimy 50. rocznicę nadania Władysławowu praw miejskich i wszystkie imprezy podporządkowaliśmy tej rocznicy – wyjaśnia. Urzędnicy zatem są zadowoleni, podobnie restauratorzy i właściciele mniejszych punktów gastronomicznych. Ale nie do końca. – Rzeczywiście, turystów przybyło, ale niestety spadł poziom ich kultury – narzeka Zbigniew Chodyra, właściciel restauracji „Fiszeria” w Helu.
– Ludzie są aroganccy, roszczeniowi. Właściwie zaraz „na wejściu” coś jest nie tak. Nie podobają im się ceny, dania, a nawet wystrój lokalu. Równocześnie mają mniej pieniędzy niż w latach poprzednich. Bardziej oszczędzają. Nie tylko ja, a właściwie wszyscy restauratorzy musieli obniżyć ceny, zmniejszyć nieco porcje, żeby opłacało się gotować. Nasze koszty wzrosły, bo ceny wszystkich produktów poszły w górę. Jest wprawdzie większy obrót, ale i tak zarabiamy mniej – przekonuje. Opinię właściciela „Fiszerii” w Helu potwierdza Grzegorz Żaczek z Władysławowa. – Przychodzą do nas do urzędu ludzie z branży gastronomicznej i mówią, że goście teraz są biedniejsi – opowiada urzędnik. – Mają mniej pieniędzy, liczą się z każdym groszem, wydają mniej. Dobrze, że jest ich więcej i dzięki temu restauratorzy wychodzą na swoje – mówi.
Śmiertelna fala
Jest też inne oblicze minionych wakacji. Jak informuje Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku, w lipcu i sierpniu na Pomorzu utonęło 39 osób. To o trzy więcej niż w ciągu całego ubiegłego roku! Przy czym w 2012 r. w morzu utonęło ogółem 9 osób. Teraz, tylko w czasie jednego lipcowego weekendu, ten tragiczny rekord na Bałtyku został wyrównany. A potem były kolejne ofiary bałtyckiej fali.
– To właśnie fala przypływu jest jednym z czynników zbierających śmiertelne żniwo, a właściwie nieznajomość jej działania – wyjaśnia Marek Koperski, szef Pomorskiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. – Mieszkańcy naszego regionu wiedzą, jak zachowują się morskie fale i raczej są ostrożni. Tymczasem przyjezdni z innych regionów Polski zapominają albo nie wiedzą, że skoro morze wylewa wodę na brzeg, to tyle samo wody musi do morza wrócić i każda fala się cofa. A bałtyckie fale są szczególnie niebezpieczne i w jednej sekundzie potrafią wynieść człowieka na odległość kilkudziesięciu metrów od brzegu. Kiedy człowieka nie widać, nie wiadomo, gdzie go szukać, ratownik nie jest w stanie przeprowadzić szybkiej, skutecznej akcji ratowniczej. Dlatego uważam, że w całej Polsce powinny być prowadzone prelekcje w szkołach, i nie tylko, przygotowujące młodych ludzi do właściwego, bezpiecznego korzystania z morza – zauważa.
Kolejny problem, na jaki zwraca uwagę ratownik, to oczywiście alkohol. Polacy wciąż piją go za dużo, a picie na plaży w pobliżu wody często kończy się tragicznie. – To już uwaga do samorządów, które licząc na zyski, od kilku lat zezwalają na ustawianie barów piwnych i innych punktów z alkoholem bezpośrednio przy plażach. Owszem, są z tego gigantyczne zyski, ale równocześnie odnotowujemy wzrost utonięć po spożyciu alkoholu. To powinno być zabronione. Może potrzebna jest jakaś ustawa dyscyplinująca urzędników? – zastanawia się.
Czy taka ustawa zostanie uchwalona, trudno powiedzieć. Tak jak nie wiadomo, czy w przyszłym roku sezon letni Sopot powita jako uzdrowisko. Tego lata okazało się bowiem, że kurort trafił na „czarną listę” ministra zdrowia z powodu hałasu i zbyt dużego natężenia pyłów. W efekcie miasto może stracić 200 miejsc pracy i zyski z tytułu opłaty uzdrowiskowej. Żeby tego uniknąć, prezydent Sopotu Jacek Karnowski zdecydował o zamknięciu części ulic dla ruchu samochodów ciężarowych i posadzeniu nowych drzew w mieście. Czy to pomoże, przekonamy się jeszcze przed kolejnym sezonem letnim.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |