- Zdarzało się, że nawet pięć razy dziennie zmieniałem koszulkę, ponieważ była cała mokra od potu - mówi diakon Przemysław Pulnik. Czyli o tym, jak klerycy ruszyli na pomoc potrzebującym.
Klerycy wrocławskiego seminarium nie załamywali rąk w pandemii. Stanęli na wysokości zadania i wyszli do chorych. Najpierw na przełomie maja i czerwca alumni z Metropolitalnego Wyższego Seminarium Duchownego zgłosili się do pomocy w zaatakowanym przez koronawirusa Domu Opieki w Brzegu Dolnym, gdzie przebywało prawie stu pacjentów.
Grupa kleryków wraz z siostrami zakonnymi ponad dwa tygodnie pracowała w pocie czoła w ścisłej kwarantannie. Chwytali za mopa i za pampersy, a czasem łapali też za gitarę, by dać pacjentom trochę radości.
- Rektor nas poinformował, że możemy pomóc, więc zgłosiłem się bez wahania. Obrałem sobie wyraźną intencję duchową tej posługi -w podziękowaniu za święcenia diakonatu, które przyjąłem kilka dni wcześniej - mówi diakon Przemysław Pulnik.
Zobacz zdjęcia:
Minęły wiosna i lato, a gdy przyszła jesień, okazało się, że pomocy potrzebował Zakład Pielęgnacyjno-Opiekuńczy „Rajska Jabłoń” z Wołowa, w którym przebywa 45 podopiecznych. Burmistrz zwrócił się z prośbą o wsparcie do wrocławskiego seminarium. I tym razem nie brakowało chętnych do wolontariatu w otoczeniu koronawirusa.
Klerycy podzielili się na grupy. Przez pierwsze 10 dni pomagali diakon Przemysław Pulnik, kleryk piątego roku Wojciech Selak oraz kleryk trzeciego roku Przemysław Fic.
- Pobudka o 6.15. Przed 7.00 szedłem do kuchni i z panią Marzenką przygotowywałem śniadanie. W tym samym czasie bracia z seminarium zmieniali pampersy pacjentom podczas porannej toalety. Później był obchód po pokojach i podstawowe badania - mierzenie ciśnienia, temperatury i saturacji. Następnie podawaliśmy śniadanie - opowiada diakon Przemysław.
W ośrodku w Wołowie prawie wszyscy pacjenci są leżący, a co za tym idzie, należy ich karmić. - Kiedy już wszyscy się najedli, około dziesiątej wracałem do kuchni, gdzie sprzątałem i zmywałem. Do południa czasem myliśmy jeszcze podłogi w pokojach i na korytarzach, czyściliśmy łazienki - dodaje dk. Przemysław. Ponieważ konserwator zakładu przebywał na kwarantannie, personel zlecał klerykom także inne prace - wymianę żarówek, przenoszenie cięższych rzeczy, prace porządkowe.
Wszystko odbywało się zgodnie z bardzo restrykcyjnym reżimem sanitarnym, który sprawiał, że proste prace stawały się trudne. - Chodziliśmy w plastikowych fartuchach, grubych maskach i przyłbicach. Ciężko się oddychało, szczególnie mnie, bo mam astmę. Czasem nawet pięć razy dziennie zmieniałem koszulkę, ponieważ była cała mokra od potu - przyznaje diakon Przemysław.
Ratunkiem okazywały się popołudniowe spacery. Alumni z Wrocławia wnieśli do Wołowa nie tylko to doraźne wsparcie fizyczne, ale i duchowe. Codziennie o 16.00 odmawiali z podopiecznymi Różaniec. Każdy prowadził modlitwę na jednym piętrze. Kleryk Przemysław Fic grał na gitarze i śpiewał.
- Ci ludzie są naprawdę pobożni. Widzieliśmy, jak ważny to był dla nich punkt dnia. Kiedy rozmawiałem z pacjentami i mówiłem, że wyjeżdżamy, najbardziej żal im było właśnie tych wspólnych Różańców, podczas których śpiewaliśmy takie pieśni jak „Barka” czy „Czarna Madonna”. Bardzo je lubili - opowiada kl. W. Selak.
Codziennie alumni uczęszczali na wieczorną Mszę św. - Odczuwaliśmy zmęczenie fizyczne i psychiczne. Wszystko wykonywaliśmy z maksymalną empatią i delikatnością, ale czasem dawała się też we znaki rutyna - przyznaje kl. Przemysław Fic.
Pewnego dnia diakon Przemysław Pulnik przyszedł do zakładu z Komunią św., której udzielał podopiecznym w pokojach. Klerycy asystowali mu ze świecą i gitarą. To było wielkie przeżycie dla starszych ludzi. - Jesteśmy po to, by służyć drugiemu człowiekowi na różnych płaszczyznach, nie tylko głosząc Ewangelię czy udzielając sakramentu. Jak trzeba, przelecimy mopem po podłodze, wyczyścimy łazienkę czy zmienimy pampersa - mówi kl. Wojciech.
Jedna z chorych kobiet podczas badania zapytała kiedyś diakona: „A ksiądz mnie nie może stąd zabrać? Ja już bym chciała stąd iść”. - To trudne miejsce. My przeżywamy cierpienie razem z nimi i ono nas wiele uczy. Wicerektor seminarium ks. Przemysław Vogt powiedział nam, żeby zanieść tam promień nadziei i radości - stąd te śpiewy, modlitwy i rozmowy - podsumowuje diakon Przemysław.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |