Gdyby Karol Wacławczyk jeździł wzdłuż równika, byłby właśnie w połowie siódmego okrążenia kuli ziemskiej.
Wszędzie pięknie
Karol Wacławczyk legitymuje się wieloma tytułami, sprawnościami i uprawnieniami. Pokazuje mi kilkanaście albumów z fotografiami dokumentującymi miejsca, do których dotarł sam albo z przyjaciółmi, znajomymi z klubów turystyki kolarskiej. Tysiące zdjęć. Zadziwia mnie wiedzą na temat miejsc historycznych i świętych, ich topografii, historii i znaczenia. Polskę zna jak mało kto – nie ma w tym cienia przesady. Przejeździł nasz kraj dookoła wielokrotnie, a jeden rajd wokół Polski to mniej więcej 4 tysiące kilometrów. – Wszędzie jest ciekawie. Trudno mi wyróżnić jakieś miejsce – przyznaje. Ale ma parę swoich ulubionych. Jednym z nich jest most obrotowy w Giżycku, jeden z dwóch w Europie obracanych ręcznie. – Najpierw nie mogłem namówić grupy, żeby poczekali przy moście jeszcze pięć minut, a zobaczą coś ciekawego. A potem nie mogłem ich stamtąd oderwać – śmieje się pan Karol. Przez lata rowerowych podróży i pielgrzymek obserwuje zachodzące zmiany. – Jeszcze w latach 80. nie było żadnego problemu z noclegiem. Gospodarze chętnie udostępniali swoje stodoły czy ogrody i łąki na rozbijanie namiotu. Teraz nie ma najmniejszych szans. Ludzie się boją – mówi. Dlatego jeździ już bez przyczepki, w której woził namiot, materac, sprzęt do gotowania. – Nie zmieniła się wielka gościnność ludzi na wschodzie Polski. Ludzie tam są biedniejsi, często bardzo biedni, żyją w ubogich chatkach. Ale nigdy nie powiedzą, że nic nie mają. Zawsze ugoszczą i są bardzo serdeczni – podkreśla Karol Wacławczyk.
Przygoda, ach, przygoda
Przygód w ciągu 40 lat turystyki nie brakowało. Nocleg w wieży kościelnej, na skałach nad brzegiem Morza Śródziemnego czy przeprawa z rowerami przez bagna. Ale najbardziej zostaje w pamięci gościnność ludzi. Niegościnność też. – Ludzie, słysząc naszą śląską mowę, czasem zaczynają się interesować, skąd jesteśmy – przyznaje Karol Wacławczyk. Ale tylko raz sytuacja była z tego powodu na tyle niebezpieczna, że musieli z kolegą „oddalić się z miejsca zdarzenia”. Bywały zabawne nieporozumienia. Jeszcze w czasach, kiedy alkohol oficjalnie można było sprzedawać od 13.00, dwaj osobnicy w białych kaskach na rowerach, w tym jeden zapisujący coś w notesiku, zostali uznani przez grupę spożywającą pod sklepem trunek w godzinach nielegalnych za funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej. Wrogość w tym wypadku ograniczyła się jedynie do nieparlamentarnych komentarzy. Bywały chwile zaskakujące. – Szukaliśmy położonego w lesie sanktuarium św. Rozalii. Na rozstaju leśnych dróg nic nie zgadzało się z opisem drogi podanym przez miejscowych. Aż tu nagle z gęstych leśnych krzaków wychodzi kobieta z dwiema krowami! I ona nam wskazała właściwą ścieżkę. Czy to nie jakieś przeznaczenie ją skierowało do nas w tym momencie? – zastanawia się Karol Wacławczyk.
Monety i guziczki
Na stole w pokoju leży rozłożona mapa Dolnego Śląska. Drobnymi monetami pan Karol zaznacza na niej miejscowości, w których jest jeden krzyż pokutny. A guzikami te, gdzie są dwa. – Czasem trzeba taki krzyż odszukać w lesie czy na stoku góry, to nie takie łatwe. To jest ładne hobby, tylko człowiek się troszeczkę najeździ i naszuka – śmieje się Karol Wacławczyk. Zajęć mu nie brakuje. Co roku wybiera się w rajd krajoznawczy dookoła Polski. W ubiegłym roku był przewodnikiem rowerowego rajdu im. Jana Pawła II, w którym kraj po raz dwunasty okrążali na rowerach ludzie ze środowisk trzeźwościowych. Prowadzi rowerowe wycieczki szkolne, spotyka się z młodymi, opowiada im o swojej rowerowej pasji i wędrówkach. Skromny człowiek, który siódmy raz okrąża ziemię na rowerze.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |