Modlimy się na różne sposoby. Ale czy modliliśmy się kiedykolwiek za pomocą lektury Pisma Świętego?
Odziany jest w płaszcz nasycony krwią,
A imię Jego brzmi:
Słowo Boga.
Ciągną za Nim niebieskie wojska
Na białych koniach,
Okrytych bisiorem
Białym i lśniącym.
Z ust Jego wychodzi ostry miecz,
Którym powali ludy.
Wypasać będzie je żelazną laską,
A w kadzi ugniatać będzie
Winne grona gniewnej zapalczywości Boga,
Wszechwładcy.
A na Jego płaszczu,
Na biodrze
Wypisane imię:
Król nad królami
I Pan nad panami!"
(Księga Apokalipsy 19,11-16)
Powinniśmy modlić się tą wizją, a modląc się pamiętać, że ona jest sądem nad nami. Całe nasze wnętrze musimy nastroić na błagalny ton oskarżonego, żebrzącego o łaskę u Sędziego, którego nie można oszukać oleodrukową pobożnością, nędznym kłamstwem i przekupić udaną skruchą. Modląc się wersetami Apokalipsy, opisującymi Sąd Ostateczny, miejmy przed oczami Chrystusa, nie tylko tego łagodnego i przebaczającego - zbyt często świętoszkowato i chytrze liczymy na Jego pobłażliwość - ale także Chrystusa o ściągniętych brwiach i gniewnym obliczu, z mieczem wychodzącym z ust, Boga, który przychodzi do nas w nimbie swojej gwałtownej Wszechmocy.
Jest noc. Wokoło panuje śmiertelna cisza. Otwórzmy Apokalipsę i módlmy się słowami opisującymi Słowoczyn, sprawujący nad nami sąd.
3
Dzisiaj znowu odczytałem rozdziały o tragicznej miłości króla Dawida i Bethsabe. Od czterdziestu lat krążę dokoła tego tematu, którego konflikt moralny nieustannie mnie pasjonuje. W młodości posłużył mi za motyw do sonetu, a potem wielokrotnie powracał do mnie w kształcie różnych zamierzeń pisarskich. Ich owocem była jedna drobna impresja. Z dawnego przywiązania do opowieści i z kilku nieurzeczywistnionych pomysłów pisarskich pozostał mi tylko niezachwiany nawyk częstego jej odczytywania w wersji biblijnej, która zachwyca mnie swoim zwięzłym pięknem.
Po dzisiejszej lekturze opowieści ujrzałem ją w innym świetle i w innym wymiarze, zrozumiałem bowiem, że jest ona nie tylko opisem osobistego dramatu Dawida, ale przede wszystkim wstrząsającym modlitewnym aktem.
Czytając tekst biblijny o upadku Dawida, musimy, niezależnie od tego, jakiego dopuściliśmy się grzechu, wejść w położenie Dawida, stać się Dawidem, być Dawidem. Zagarnęliśmy dla siebie cudzą własność. Z kolei do jednego grzechu dodaliśmy z tchórzostwa, dla zatarcia śladów naszej niegodziwości, drugi grzech, okrutniejszy od pierwszego. Wciąż jeszcze nie odczuwamy wyrzutów sumienia. Widzimy tylko nasz cel, ale nie umiemy należycie ocenić krętej drogi, po której dążymy. Życie jest trudnym bojowaniem. Ot, jeszcze jedna ofiara naszej okrutnej zachłanności. Cóż ona znaczy w morzu ofiar, które życie codziennie wyrzuca na swój brzeg? I oto pewnego razu jak w zwierciadle oglądamy ten sam grzech popełniony przez kogoś innego. Jesteśmy jednak tak w siebie zapatrzeni i w sobie zakochani, że nie dostrzegamy podobieństwa tych dwóch grzechów („Widzisz źdźbło w oku brata swego, podczas gdy nie spostrzegasz belki we własnym źródle") i wciąż jeszcze, nie chcąc dostrzec własnej winy, wydajemy wyrok skazujący winowajcę. Lecz nagle jak błyskawica oświeca nas prawda - Dawidowi objawił ją prorok Nathan - że właśnie w tej samej chwili wydaliśmy wyrok na samego siebie. „Zgrzeszyłem wobec Pana" - szepczemy za Dawidem. Dokonało się w nas zmartwychwstanie sumienia. Jeżeli teraz prorok powie do Dawida: „Pan odpuszcza ci twój grzech. Nie umrzesz" - nie ulega wątpliwości, że król dostępuje łaski przebaczenia tylko dzięki wyrokowi, który sam na siebie wydał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |