Choć gdy zajrzeć do PWN-owskiej „Encyklopedii filatelistyki”, hasło „kolekcjoner” momentalnie odsyła nas do „zbieracza”.
Więc może jednak bardziej na miejscu byłoby tu negatywnie kojarzące się zbieractwo? Zwłaszcza, że, jak czytamy: „w gwarze filatelistycznej z. abonamentowy ma znaczenie pejoratywne”. Więc stamtąd odsyła się nas dalej – tym razem do hasła „filatelista”.
Jak tak dalej pójdzie, skończymy niczym bohater jednego z opowiadań Lema, który próbował dowiedzieć się, czym są sepulki. Odkładam więc nobliwą encyklopedię na półkę i sięgam po inną książkę – o bibliofolii, autorstwa Alberto Castoldiego.
Co publikacja o szaleństwie czytania może mieć wspólnego z filatelistyką? Okazuje się, że całkiem sporo, bo przecież książki nie tylko się czyta, czy wydaje, ale także – podobnie jak znaczki pocztowe – zbiera, a więc kolekcjonuje.
Jak dowodzi Castoldi (odwołujący się raz po raz do Waltera Benjamina) – do XIX wieku kolekcjonerstwo było zjawiskiem elitarnym. Dopiero potem coraz bardziej bogacący się i rosnący w siłę mieszczanie, także zaczęli zbierać. Tworzyć „własne światy”, którym czasem zaczęli nawet nadawać charakter sakralny. Kolekcja, czy dany przedmiot należący do niej to wszak obiekt zakazany. Tabu dla wszystkich, poza właścicielem.
Co ciekawe, dzięki kolekcjonerstwu przedmiotów mówimy o „wyzwoleniu ich z imperatywu użyteczności”. Normalnie są przecież po coś. Do czegoś nam służą. Pióra do pisania, filiżanki do picia herbaty, czy kawy, znaczki pocztowe do tego by wysłać komuś kartkę, czy list.
Ale w kolekcji zmieniają już swoje funkcje, zaś „każda kolekcja staje się również pamięcią historyczną”. Możemy zaobserwować wówczas swoisty „mechanizm pragnienia, ujawniający się w pełni w mieszczańskim patrzeniu na przedmioty”. Ten zaś „czyni z kolekcjonera jedną z najbardziej emblematycznych postaci współczesności”.
A o co chodzi kolekcjonerom? Chociażby o to, by „w epoce nowoczesności, rozproszenia, odtworzyć jedność”. Itd. Itp.
Wszystkie powyższe, erudycyjne cytaty, pochodzą z wydanej nakładem oficyny słowo/obraz/terytoria książki „Biblofollia czyli szaleństwo czytania”. Warto zajrzeć, bo w czasie jej lektury pojawić może się niejedna, filatelistyczna refleksja. I choć książka Alberto Castoldiego dotyczy zupełnie innej dziedziny, analizowane w niej szaleństwo zdaje się być dokładnie to samo.
*
Tekst z cyklu Spotkania z filatelistyką