Hej ho, hej ho! Na grzyby by się szło. Naprędce ułożona przyśpiewka jest tu wcale nie od rzeczy, bo sezon w pełni, lasów w bród i pogoda jak marzenie – dla wzrostu grzybów oczywiście. Nic tylko ruszać w wąskie dukty. Gostynińsko-włocławski kompleks leśny nie ma chyba końca – co rusz napotkać można wędrowca bacznie penetrującego wzrokiem ściółkę i nisko wiszące konary. Las lubi ukrywać swe skarby.
Gumowe buty, flanelowa koszula i lekkie plastikowe wiaderko. W wiaderku mały ostry nożyk. Roman Karpiński z Płocka to profesjonalista w zbieraniu grzybów, więc jego przygotowanie nie powinno dziwić. Zastanawia jedynie długi cienki kij w jego ręce. – To na pajęczyny – wyjaśnia, widząc mój pytający wzrok. – Wprost niesłychane, ile w tym roku pająków. Całe tabuny sieci.
Rozmowa szybko staje się monologiem o gatunkach i obfitości grzybów, z czego dowiaduję się, że ze względu na zimne noce grzybów chwilowo mniej. Ale nie ma powodu do paniki. Sierpień i wrzesień to przecież leśne żniwa. Wierzę rozmówcy, bo – widać – zna się na rzeczy i jak mówi – grzyby zbiera od najmłodszych lat. Będzie już gdzieś z 60 sezonów. Dobrym zwyczajem nie podążam śladami innego eksploratora runa i ruszam w przeciwną stronę.
Pająki. Sieci. Niektóre rozwieszone tak, że sympatyczni myśliwi zaczajeni na owady pośrodku sidła są na wysokości twarzy. Ale grzybów tu sporo. Niemek nie ma. (Takie grzyby faktycznie istnieją. Mają nawet swoją łacińską nazwę, ale za długa, by pamiętać. Dlaczego niemki? Nie wiadomo. Ot, zwykły grzyb, tyle że mało urodziwy). Sympatyczna para stoi przy samochodzie na drodze, na którą ledwo co się wytoczyłem. W ich ręku niewielkie kijki. No tak. Widać, tylko ja usiłuję tu zgrywać mistrza surwiwalu.
Na tablicach rejestracyjnych EL. Łódź? Pobłądzili? – Odpoczywamy nad Jeziorem Białym. – Jolanta i Zbigniew Mierzejewscy chętnie dzielą się wakacyjnymi przeżyciami. – To naprawdę niezwykłe miejsce. Codziennie znajdujemy czas na spacer po lesie i aż prosi się, żeby te napotkane grzybki zebrać. Co się z nimi dzieje? Kończą na patelni z jajkami. Te zebrane dziś w przezroczystych reklamówkach nadawałyby się do barszczu, ale możliwości urlopowej kuchni niestety są ograniczone. Przyznają, że w Łódzkiem lasów nie brakuje, ale te tutaj jakieś takie piękniejsze.
Poszukiwany, Poszukiwana
Mieszkańcy Lipianek prześcigają się w opowiadaniu historii o zbłąkanych leśnych turystach. Ich miejscowość leży w samym centrum lasu i często się zdarza, że z gęstwiny drzew wychodzi ktoś i woła bezradnie: „Pomóżcie! Gdzie ja jestem?”.
– Kiedyś – opowiada Mirosław Michalski – nie było takich możliwości komunikacji jak teraz. Znam przypadek, że zbłąkany turysta dotarł do któregoś z domostw późnym wieczorem. Nie było sposobu, by mógł wrócić do Płocka, to przenocował w kuchni. Przy okazji „oprawił” zebrane grzyby – śmieje się. Bywało, że takich osób było kilka dziennie. Teraz już mniej, bo każdy zazwyczaj ma telefon komórkowy – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |