Hej ho, hej ho! Na grzyby by się szło. Naprędce ułożona przyśpiewka jest tu wcale nie od rzeczy, bo sezon w pełni, lasów w bród i pogoda jak marzenie – dla wzrostu grzybów oczywiście. Nic tylko ruszać w wąskie dukty. Gostynińsko-włocławski kompleks leśny nie ma chyba końca – co rusz napotkać można wędrowca bacznie penetrującego wzrokiem ściółkę i nisko wiszące konary. Las lubi ukrywać swe skarby.
Telefon pomógł córce Anny, która zgubiła się w lesie. Siedzę z jej matką przy drodze krajowej nr 62 i słucham historii, którymi Anna sypie jak z rękawa. Tuż przy nas kilka koszyczków grzybów. Podgrzybki i kurki. Ani jednej niemki. Wystawione przy drodze na sprzedaż. – Zbieramy je razem z córką, która ma teraz wakacje – mówi. – Ona ma na swoje wydatki, a ja reperuję domowy budżet. Do koszyka trafiają tylko te grzyby, które absolutnie znamy i co do których gatunku mamy pewność.
Grzyby w koszyczkach jak malowane. Nic nie można im zarzucić. Na współrzędne takiej grzybodajnej miejscówki nie mam co liczyć – wiadomo, każdy ma swoją, wyjątkowo żyzną, której sekretnie strzeże. Ale tu spotyka mnie zaskoczenie.
– Zbieramy w różnych miejscach, bo co roku zmieniają się obszary występowania grzybów. Gdzie w tym roku była niezwykła obfitość, za rok może nie być ani jednego kapelusza. Wciąż trzeba poszukiwać nowych terenów grzybnych. Takie poszukiwanie doprowadziło do zabłądzenia córki Anny. Uratował ją telefon. – Na szczęście nie wpadła w panikę, tylko poszukała miejsca, gdzie był zasięg, i zadzwoniła do domu. Mąż, który doskonale te lasy zna, pomógł wybrnąć z tarapatów. – Po prostu kazał jej zorientować się, skąd świeci słońce, blisko jakiej znajduje się drogi, jaki numer ma słupek leśny przy drodze. No i udało się – urywa, bo przy wyeksponowanych grzybach zatrzymał się kolejny samochód.
Obiecuję jeszcze, że nie ujawnię nazwiska Anny. Taki handel grzybami nie jest mile widziany przez sanepid.
Solidarność ludzi lasu
Czas wracać do domu. Owocem leśnej wyprawy jest gimnastyka pleców, trochę grzybów i znakomicie przewentylowane płuca. Pytań typu: marynować, suszyć, czy gotować raczej nie ma, bo istnieją strony internetowe, fora i zrzeszenia ludzi, którzy ukochali las i jego dary. Chętnie dzielą się radą, fotografią jadalnych i trujących grzybów, przepisami przyrządzenia, a nawet bieżącą informacją, gdzie i jakie grzyby w ostatnim czasie się pojawiły. Duma rozpiera serce – oto jestem jednym z tysięcy odpowiedzialnych użytkowników lasu. Wystarczy nie niszczyć ściółki, napotkanych nieznanych grzybów i nie śmiecić. O paleniu nawet nie myśleć. Las traktować jako gościnną dzierżawę, a nie jak własny folwark.
No i zbierać grzyby osobiście, znane na 200 procent, bo stawką może być życie. Co dostaje się w zamian? Każdy, kto spróbował bigosu z suszonymi grzybami, pochłaniał całe talerze grzybowej czy wyciągnął ze spiżarni słoik marynowanych leśnych skarbów, raczej takiego pytania nie zada.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |