Walczyli o nią, bo uważali, że również tak powinna się wyrażać miłość. Po dziesięciu latach wiedzą, że mieli rację.
– Uczy się u nas 71 uczniów, w zerówce jest 17, a w punkcie przedszkolnym 10 – wylicza dyrektorka. – Mamy dobrą bazę edukacyjną, wyremontowany budynek, salę gimnastyczną i dobrą kadrę pedagogiczną, ale przede wszystkim niezwykle rodzinny klimat w murach szkoły – zachwala. – Co z tego, kiedy trudno jest przełamać schemat: wiejska szkoła jest kiepska, gminna jest już lepsza, ale te w mieście to dopiero niesamowity poziom – wspomina o stereotypach. A przecież jest tak, że zdolny uczeń wszędzie się rozwinie i zabłyśnie, natomiast słabszy nie dostanie skrzydeł w miejskim molochu. Tam zginie i dla niego właśnie mała szkoła jest największą szansą. – Dociera to do rodziców, ale dopiero w gimnazjum, dlatego tak popularne w Świdnicy są wiejskie gimnazja: w Witoszowie, Lutomi czy w Pszennie.
Mam dla ciebie czas
Dzieci rodziców, którzy dziesięć lat temu bronili z takim zapałem małej, wiejskiej szkoły, wyrosły i ruszyły w świat. Niemniej idea tamtego zmagania z bezdusznym systemem jest wciąż czytelna. Mała szkoła daje poczucie bezpieczeństwa. Nauczyciele znają nie tylko dzieci, ale i ich historię oraz warunki socjalne. Wiedzą, komu poświęcić więcej uwagi i serca. Rozumieją, jakie jest źródło problemów i niepowodzeń szkolnych. Dlatego ich diagnoza jest pewna, a pomoc skuteczna, co potwierdza choćby wynik testów sprawdzających po szóstej klasie sprzed trzech lat, gdy wiejska podstawówka miała najlepszą pozycję w powiecie świdnickim i trzecią na Dolnym Śląsku. – Oczywiście wiele zależy od uczniów, ich talentu i pracowitości, ale jak widać, ci zdolni nie marnują się i mają szansę błyszczeć – zauważa Mariola Wyderka i przywołuje zabawną sytuację, gdy dwóch uczniów postanowiło zasmakować wagarów. – Zanim dotarli do końca wioski, otrzymałam telefon od sąsiadki uciekinierów i wysłaliśmy samochód, żeby ich sprowadzić na dobrą drogę. Nie muszę dodawać, że pozostali amatorzy wagarów dali sobie spokój z podobnymi wyczynami – uśmiecha się.
Podmiejskie wsie coraz częściej zamieniają się w sypialnie. Nowi mieszkańcy pracują w mieście, a dojeżdżając do pracy, zabierają ze sobą swoje dzieci. – Dlatego szukamy sposobu na uruchomienia świetlicy, tak żeby dzieci mogły u nas ciekawie i bezpiecznie spędzić czas oczekiwania na powrót rodziców – dzieli się swoją troską dyrektorka.
Tymczasem dzieciaki oglądają festynowe fanty. Są przejęte wydarzeniem, jakie ich czeka. I choć żadne z nich nie pamięta batalii, jaką stoczyli o ocalenie szkoły ich rodzice i dziadkowie, to jednak z radością wezmą udział w dziękczynieniu za tamto zwycięstwo. W końcu ich radość i rozwój są niezbitymi dowodami, że warto było wtedy szukać pomocy w niebie i w Kościele. Warto było ocalić życie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |