– W linii prostej to tylko jakieś 50 kilometrów od Przemyśla. Ukraina to cała moja młodość – mówi o. Elizeusz Ludwik Martynów.
Kapucyńskie brody
Z kapucynami mały Ludwik zetknął się już w Drohobyczu. – Mama kupowała nam „Rycerza Niepokalanej”. Czytałem każdy numer. Fascynował mnie o. Maksymilian Maria Kolbe, który wyjechał do Japonii – wspomina. W czasie wojny kapucyni przyjeżdżali do Lipowca spowiadać, odprawiać Mszę św. – Wtedy mama dawała mi masło albo zabitą kurkę i biegłem z tym, żeby oni mieli co jeść. Zawsze mnie fascynowały ich brody… – uśmiecha się. W wieku 18 lat pisze do prowincjała list. Rozpoczyna nowicjat w Sędziszowie Małopolskim. Wtedy też ujawniły się talenty muzyczne przyszłego „polskiego Duvala”. – Zaraz po święceniach często zastępowałem w kościele organistę. Bywało tak, że wpadałem do kościoła ze szpitala, gdzie udzielałem Komunii św., w spoconej koszuli. Nawet zimą… – wyjaśnia. Prześwietlenie płuc wykazało, że lewy płat jest cały poszatkowany.
Dla energicznego 31-latka „zesłanie” na leczenie do Zakopanego było prawdziwą lekcją pokory. – To był dla mnie dramat. Przygotowywałem wówczas dzieci do Pierwszej Komunii św. Z 7 grup lekcyjnych uzbierało się ich aż 333. Niestety, nie ja ich przyjmowałem – wspomina. W Zakopanem pierwsze kroki skierował do proboszcza parafii Świętej Rodziny, ks. Zygmunta Curzydły. Ten spojrzał na zakonnika i zapytał, czy… ma spodnie. Spodnie pod habitem miał. – Kapłan podkreślił, że muszę chodzić. Bardzo mu na mnie zależało. W końcu wyjął z szafy kurtkę ortalionową i wręczył mi ją. Mówił, że dla niego za mała, ale i tak mu nie wierzyłem… – śmieje się.
Podleczony jedzie do Piły. Zakłada zespół młodzieżowy. – W 1967 r. jedna z moich uczennic przyniosła mi na religię piosenki francuskiego jezuity Aime’a Duvala. To był przełom – rozpromienia się. Wyruszyli nawet grać wczasowiczom do Ustronia Morskiego! Zespół Fioretti zrobił furorę, udzielał wywiadów. Oczywiście do szuflady, bo komunistyczna cenzura nie pozwoliła wydrukować żadnego artykułu o pracy zakonnika z młodzieżą. Do zespołu zgłaszały się nawet dziewczęta, które jeszcze niedawno śpiewały na Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze! W czasie jednej z tras koncertowych młodzież ojca Elizeusza przez kilka dni była goszczona w gdyńskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa przez ks. Hilarego Jastaka. – Tam też pewnego razu przygrywał nam nawet na organach prof. Stefan Stuligrosz, założyciel Poznańskich Słowików – cieszy się kapucyn. „Skutkiem ubocznym” wizyty zespołu Fioretti było szybkie powstanie zespołu Cassubia. A potem… A potem o. Elizeusz wybudował w Wołczynie kościół. I to w czasach, gdy cała produkcja materiałów budowlanych szła na olimpiadę w Moskwie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |